Torwar wrócił do lat 80. - relacja z koncertu a-ha
- Dodał: Karol Truszkowski
- Data publikacji: 19.11.2019, 21:00
W poniedziałek w Warszawie odbył się występ norweskiej legendy muzyki pop. Relacja Karola Truszkowskiego.
Koncert zorganizowano w zaskakujący dla mnie sposób. Jeśli ma on się odbyć w takim miejscu jak Torwar, to spodziewasz się, że poza zajęciem miejsc siedzących na trybunach, fani staną pod sceną. Tym razem było inaczej i podczas kupowania biletu chętni musieli wybrać sobie jedno z krzesełek rozstawionych na płycie. Z kwestii organizacyjnych dodajmy jeszcze fakt, że koncert podzielono na dwie części, między którymi była trwająca aż 20 minut przerwa. To wszystko wywołało wrażenie, że choć uczestniczyło się w koncercie popowym, to sprawa przypominała trochę salę teatralną.
Występ poprzedziło wyświetlenie kilkuminutowej animacji, która składała się z ołówkowych szkiców znanych z teledysku do piosenki Train of Thought. Ale to nie ona została zagrana jako pierwsza. Pytanie retoryczne: zatem która? Kiedy tylko muzycy weszli na scenę i zabrzmiały pierwsze nuty ich największego hitu, to wszyscy oszaleli. Nagle okazało się, że krzesełka są zbędne, bo fani na płycie wstali i ani myśleli usiąść w późniejszej części show. Przed chwilą wspomniałem, że koncert składał się z dwóch części - pierwsza z nich trwała ok. 40 minut. Przez ten czas zespół zagrał w całości swoją debiutancką płytę Hunting High and Low. Po przerwie zabrzmiały mniej lub bardziej znane piosenki z innych albumów. Koncert był ucztą nie tylko dla uszu, ale i oczu. Na wielkim ekranie wyświetlały się majestatyczne obrazy kosmosu, oceanu, lasu czy miasta pełnego neonów, które przeplatano ze zbliżeniami na muzyków i fanów. Tworzyło to idealne połączenie, które sprawiało, że się odpływało. Było czuć taką lekkość atmosfery i ducha lat 80. Już miałem napić się wspólnie z Crockettem i Tubbsem szklanki mojito na swoim luksusowym jachcie zacumowanym w porcie Miami, kiedy nagle show dobiegło końca. Noworoczne koncerty Orkiestry Filharmoników Wiedeńskich zawsze kończą się Marszem Radeckiego, podczas grania którego dyrygent skupia się na kierowaniu oklaskami publiczności. Zespół a-ha pokusił się o podobną praktykę - Magne odszedł od swoich klawiszy, by na koniec dyrygować fanami śpiewającymi refren The Living Daylight. Te tysiące głosów były wypełnione magią przeszłości.
Przez koncert odkryłem na nowo muzykę a-ha. Nagle okazało się, że ich brzmienie nie opiera się wyłącznie na synthpopie czy elektronice rodem z piosenek zespołu Kraftwerk, ale też momentami sięga po motywy rockowe w stylu Dire Straits czy nawet heavy metalowe. Jeśli ktoś nie mógł być wczoraj w Warszawie, a Norwegowie ogłoszą gdzieś w Polsce kolejne show, to niech koniecznie nadrobi zaległości. Zobaczyć a-ha na żywo powinno znaleźć się na bucket-liście każdego. Zwłaszcza tych, którzy urodzili się po latach 80. XX w. Oczywiście ta dekada w Polsce, a na Zachodzie to dwa różne światy, ale wciąż - to była niesamowita podróż do przeszłości, choć z elementami współczesności, czyli smartfonami. Sam zespół dostosował się do obecnych trendów i nakazał wszystkim, aby przez całą piosenkę Digital River mieli włączoną funkcję latarki w swoich komórkach. Wielu krytykuje używanie jakichkolwiek funkcji telefonów na koncertach, a czasem nawet wywiesza się tabliczki z hasłami typu stop recording - start having fun, ale ta tendencja jest nie do powstrzymania. I jak widać - nawet wyobrażeniowe przeniesienie się do dawnych czasów tego nie zmieni, a niektóre gwiazdy podchodzą do tego ze zrozumieniem. Ja pozostanę zwolennikiem tylko robienia zdjęć raz na jakiś czas.
Tracklista:
- Take On Me
- Train of Thought
- Hunting High and Low
- The Blue Sky
- Living a Boy's Adventure Tale
- The Sun Always Shines on TV
- And You Tell Me
- Love Is Reason
- I Dream Myself Alive
- Here I Stand and Face the Rain
- Analogue (All I Want)
- Foot of the Mountain
- The Swing of Things
- Crying in the Rain
- Sycamore Leaves
- Digital River
- I've Been Losing You
- Stay on These Roads
- Scoundrel Days
- The Living Daylight
Karol Truszkowski
Miłośnik geografii, historii XX wieku, ciężkiej muzyki i japońskiej popkultury. Absolwent Wydziału Geografii i Studiów Regionalnych Uniwersytetu Warszawskiego.