NHL: Capitals gole strzela późno

  • Dodał: Remigiusz Nowak
  • Data publikacji: 18.11.2021, 09:58

Bardzo długo musieli naczekać się kibice w Los Angeles na bramki, bo dopiero 57. minucie po raz pierwszy w tym spotkaniu golkiper wyciągał krążek z siatki. Na nieszczęście miejscowych fanów zwyciężyli goście z Waszyngtonu.

 

W pierwszej tercji spotkania w Los Angeles lekką przewagę mieli miejscowi, ale najlepszą okazję do zdobycia gola miało Capitals, graczom Kings udało się jednak wygrać w przepychance pod bramką Quicka. W drugiej tercji więcej pracy niż golkiper Capitals miał właśnie Quick, ale obydwie ekipy miały świetne okazje do zapunktowania, jednak bramkarze tego dnia spisywali się świetnie, zwłaszcza Samsonov, który zachował czyste konto do końca spotkania. Jego postawa miała nie mniejszy wpływ na zwycięstwo niż strzelca bramek, bo hokeiści Los Angeles wypracowali sobie kilka sytuacji, po których do Rosjanina nikt nie miałby pretensji, gdyby skapitulował. 

 

Gra nabrała rozpędu w trzeciej odsłonie, wciąż główne role grali Quick i Samsonov. Dodatkowy czas gry nie był jednak potrzebny, bo kilka minut przed końcem spotkania wynik otworzył Garnet Hathaway, od którego odbiła się guma po podaniu Carlsona za plecy Quicka i wnet sposób w szczęśliwy sposób znalazła się w siatce Kings. Drugi gol padł już na pustą bramkę, znów na listę strzelców wpisał się Hathaway, uderzając niemal z linii swojej tercji.

 

Los Angeles Kings - Washington Capitals 0:2 (0:0, 0:0, 0:2).

 

W Seattle spotkały się drużyny z dołów tabeli, bo Kraken podejmowało Chicago Blackhawks. Gospodarze przeważali, dużo strzelali (stosunek strzałów w drugiej i trzeciej tercji był wręcz przytłaczający), ale to goście zdobywali więcej bramek. Po trafieniach Jones, DeBrincata i Kane'a w 46. minucie przyjezdni prowadzili 3:0, Kraken rzucili się do odrabiania strat co poskutkowało golami McCanna i Gouarde'a, pod koniec czasu gry na niestrzeżoną bramkę celnie uderzył jeszcze McCabe i Blackhawks wygrali 4:2.

 

Seattle Kraken - Chicago Blackhawks 2:4 (0:1, 0:1, 2:2).

 

Również 4:2 na lodowisku przeciwnika wygrało Colorado Avalanche, którego ofiarą padło Vancouver Canucks. Lawiny musiały się sporo napocić żeby osiągnąć zwycięstwo, a dopiero trzecia część gry okraszona trzema bramkami ze strony Colorado dała im w tym meczu zwycięstwo.

 

Vancouver Canucks - Colorado Avalanche 2:4 (0:1, 1:0, 1:3).