Zapiski z Mińska #11: igrzyska koloru brąz
- Dodał: Igor Wasilewski
- Data publikacji: 30.06.2019, 23:08
II Igrzyska Europejskie uważam za zamknięte - tymi słowami Janez Kocijancić zwieńczył ponad tydzień zmagań sportowców w 15 dyscyplinach. Dziesięć dni igrzyskowych zawodów było dla nas nieco jak sinusoida. Słabe początkowe i coraz lepsze kolejne – tak w skrócie prezentowała się dla nas impreza na Białorusi.
Występów Polaków nie powinno się jednak spłycać do zaledwie jednego zdania. Każdy z medali ma swoją godną opowiedzenia historię. Kolejne dwa medalowe wątki dołączyły do tego zbioru ostatniego dnia. Pierwszy należy do zapaśnika Arkadiusza Kułynycza. Polak po wczorajszym pojedynku z Ukraińcem Beleniukiem mógł mieć jedynie nadzieję, że jego ćwierćfinałowy przeciwnik "pociągnie go” do repasaży. I nie była to płonna nadzieja. Zapaśnik zza naszej wschodniej granicy jak burza przeszedł przez turniej w Mińsku i dał Polakowi prezent, którego ten nie mógł zmarnować. Szczęśliwa wygrana w repasażu i Kułynycz był coraz bliżej uratowania honoru polskich zapasów. Nie mniejsze emocje podczas walki o brąz. Najpierw prowadzenie przeciwnika z Białorusi, potem szybkie odrobienie strat przez Polaka, w końcu piorunująca końcówka Kułynycza, który mógł cieszyć się tym samym z pierwszego medalu seniorskiej imprezy.
Kolejną historię z brązowym zakończeniem napisał kolarz torowy Daniel Staniszewski. Polak cały dzień toczył bój w kolarskim wieloboju. Jego sukces do końca stał pod znakiem zapytania. W decydującym wyścigu punktowym nie wszystko szło bowiem po myśli naszego reprezentanta. Dość powiedzieć, że, trzeci przed ostatnią konkurencją, Polak zaczął powoli tracić kontrolę nad wydarzeniami. Białorusin oraz Grek zaciekle atakowali pozycję Staniszewskiego, któremu na pomoc w słabszym momencie przyszedł szczęśliwy zbieg okoliczności. Nasz reprezentant znalazł się bowiem na czele razem z czołówką wyścigu, która zaczęła dyktować na tyle mocne tempo, że zdublowała resztę stawki. Dodatkowe 20 punktów w dorobku polskiego kolarza załatwiło ostatecznie kwestię brązowego medalu. Medalu tym bardziej satysfakcjonującego, bo niezdobytego w koronnej konkurencji Staniszewskiego. – Omnium (fachowa nazwa kolarskiego wieloboju - przyp. red.) też mi się podoba, ale krew czuję jednak w madisonie – mówił już z medalem na szyi polski kolarz. Polityka zdobywania kwalifikacji do igrzysk w Tokio spowodowała, że w madisonie Staniszewskiego zastąpił wczoraj Szymon Krawczyk, jednak na imprezie czterolecia to duet Pszczolarski/Staniszewski powalczy najprawdopodobniej w jednej z najbardziej widowiskowych konkurencji na kolarskim torze.
Niesamowita, choć nieco smutniejsza dla nas, historia wiąże się z występem aktualnej mistrzyni świata w karate, Doroty Banaszczyk. W porannej rywalizacji grupowej Polka pokonała Białorusinkę Szarykinę oraz zremisowała z Luksemburką Warling i Niemką Bitsch. Do rozstrzygnięcia pozostało już tylko starcie reprezentantki Luksemburga i Białorusi. Awans Banaszczyk był prawie pewny. Warling nie mogła pokonać Szarykiny większą niż trzypunktową różnicą. Rozpoczęło się doskonale, bo od prowadzenia Białorusinki, która z czasem powiększała swoją przewagę. Wszystko szło zgodnie z planem, aż do czasu feralnego uderzenia białoruskiej wojowniczki. Warling idealnie nadziała się na prosty cios przeciwniczki, który momentalnie powaliła ją na matę. Nawet chwila przerwy i interwencja lekarzy nie pomogła Luksemburce dojść do siebie. Wojowniczka z Beneluksu miała nawet problemy z opuszczeniem maty. Przeszkodą nie do pokonania okazały się trzy małe schodki. Warling całkowicie straciła świadomość, a halę opuszczała już na łóżku lekarskim. Zgodnie z zasadami sztuki walki, cios Białorusinki został zakwalifikowany jako… zbyt mocny. W konsekwencji czekała ją więc dyskwalifikacja. Za wynik walki uznano więc wygraną Luksemburki stosunkiem 4:0, co ostatecznie przekreślało półfinałowe nadzieje Doroty Banaszczyk. Zgodnie z przewidywaniami, poszkodowana Warling nie pojawiła się już dziś na macie, jednak na pocieszenie wyjedzie z Mińska z brązowym medalem.
Całe igrzyska składają się z takich właśnie motywów. Imprezę tworzą łzy Li Qian po półfinałowej porażce w drużynowym turnieju tenisa stołowego z Niemkami, te same łzy, tylko już szczęścia, Arkadiusza Kułynycza podczas dzisiejszej dekoracji zapaśników. Dodatkowych wzruszeń dodają historie, takie jak ta Karoliny Koszewskiej, która tuż po rodzinnej tragedii przyjechała do Mińska i wygrała rywalizację bokserek w kategorii do 69 kilogramów. Igrzyska to skupienie i cisza podczas zmagań badmintonistów, ale też wrzawa po udanej próbie reprezentanta gospodarzy na arenie gimnastycznej.
Tradycją stało się, że każdą olimpijską imprezę kończy ceremonia zamknięcia. Taka odbywa się też w Mińsku. Klasyczne widowisko, które, w przeciwieństwie do imprezy otwarcia, ma znacznie luźniejszą formę. Sportowcy zgromadzeni na płycie stadionu bawią się w rytm muzyki rozrywkowej. Wszystkiego dopełnia jednak operowe wykonanie „Time to say goodbye”, przy którego akompaniamencie gaśnie znicz Igrzysk Europejskich. To rzeczywiście doskonały moment pożegnania.
Żegnaj, Mińsk. Do widzenia, Białoruś. Do zobaczenia za cztery lata w Krakowie.