Wykorzystać szansę. Polacy ruszają na podbój Chin!
- Data publikacji: 30.08.2019, 14:22
Dla polskiej koszykówki będą to zdecydowanie najważniejsze dwa tygodnie ostatnich kilkunastu (kilkudziesięciu?) lat. Biało-Czerwoni po raz pierwszy od ponad pół wieku walczyć będą w finałach mistrzostw świata i wcale nie są skazani na odgrywanie w tym turnieju drugoplanowych ról. Oto zapowiedź tego, co przez najbliższe szesnaście dni dziać się będzie w ośmiu chińskich miastach, które gościć będą 18. Mistrzostwa Świata w koszykówce.
Szansa
Trzęsienie ziemi w reprezentacyjnej koszykówce (konflikt FIBA z Euroligą, zmiana systemu rozgrywania kwalifikacji do wielkich imprez, rozszerzenie mundialu z 24 do 32 zespołów) otworzyło przed reprezentacją Polski realną szansę na pierwszy od ponad pół wieku awans do turnieju finałowego mistrzostw świata. Podopieczni Mike'a Tylora kwalifikacje zaczęli niemrawo (wysokie porażki z Litwą, niespodziewana przegrana z Węgrami), zakończyli je jednak co najmniej imponująco, odnosząc trzy zwycięstwa nad zdecydowanie wyżej notowanymi rywalami (dwukrotnie Chorwacja, raz Włochy), pieczętując tym samym swój pierwszy od 1967 awans na mistrzostwa świata.
W tamtym 1967 r. Polacy jechali na mundial jako medaliści dwóch ostatnich EuroBasketów i jedni z faworytów do odegrania głównych ról. Ostatecznie cztery zwycięstwa w dziewięciu spotkaniach pozwoliły Biało-Czerwonym na zajęcie piątego miejsca, za ZSRR, Jugosławią, Brazylią i Stanami Zjednoczonymi.
W nieznanej roli
Bez względu na dyscyplinę sportu, przed losowaniem każdego turnieju z udziałem Polaków w mediach pojawiają się słynne już "grupy śmierci", czyli te, których wolelibyśmy uniknąć oraz "grupy marzeń" - te z potencjalnie najłatwiejszymi możliwymi rywalami. Taka zabawa, bo przecież wiadomo, że prawdopodobieństwo spełnienia się jednego z tych dwóch scenariuszy jest znikome - zazwyczaj dostajemy coś "pomiędzy".
Nieco inne zdanie na ten temat miał Kobe Bryant, który 16 marca w Shenzhen wylosował nam, bez cienia wątpliwości, grupę marzeń. Chiny, Wenezuela i Wybrzeże Kości Słoniowej to - z której strony by nie spojrzeć - najsłabsze zespoły z koszyków 1, 4 i 8. Polacy - choć na mundial jadą raczej w roli beniaminka niż potentata - wydają się być minimalnymi faworytami do zwycięstwa grupy A i murowanymi jeżeli chodzi o kwestię awansu do najlepszej szesnastki.
Martwić może (delikatnie mówiąc) przeciętna postawa podopiecznych Mike'a Taylora w czasie meczów przygotowawczych. Na dziesięć rozegranych sparingów, Biało-Czerwoni przegrali aż siedem, w większości przeciwko niżej notowanym zespołom, jak Czechy (dwukrotnie), Czarnogóra, Węgry, Nigeria czy Tunezja. Poprzednie turnieje dobitnie pokazywały nam jednak, że do rezultatów tych spotkań podchodzić należy ze sporym dystansem.
Cieszy przede wszystkim fakt, że nasz zespół szerokim łukiem ominęły wszelkiego rodzaju kontuzje czy spowodowane innymi czynnikami nieobecności podstawowych graczy. Oprócz Macieja Lampego, do Chin pojedzie dwunastu najlepszych koszykarzy, jakich ma w tym momencie do dyspozycji trener Taylor. Co powinno być jednym z naszych największych atutów - trzon kadry stanowią zawodnicy, którzy grają w niej od kilku dobrych lat i znają się między sobą doskonale. Polakom brakuje gwiazd europejskiego formatu, jednak całość stanowi bardzo wyrównany zespół, bez większej słabości na którejkolwiek z pozycji (no może poza brakiem klasycznego rozgrywającego, ale to problem już tak stary, że zdążyliśmy się do niego przyzwyczaić).
Skład reprezentacji Polski na MŚ w Chinach:
Rozgrywający: A.J. Slaughter, Łukasz Koszarek, Kamil Łączyński
Rzucający obrońcy: Mateusz Ponitka, Karol Gruszecki
Niscy skrzydłowi: Adam Waczyński, Michał Sokołowski
Silni skrzydłowi: Aaron Cel, Aleksander Balcerowski
Środkowi: Damian Kulig, Adam Hrycaniuk, Dominik Olejniczak
Podczas eliminacji, atak z drugiego szeregu wyszedł Biało-Czerwonym perfekcyjnie. Na mundialu startować będziemy jednak z pole position i wielkim znakiem zapytania jest jak sobie z tą rolą poradzimy.
Egzotycznie
Z żadnym ze swoich grupowych rywali Polacy nie mierzyli się nigdy w meczu o stawkę. Już sam ten fakt każe z lekką dozą sceptycyzmu podchodzić do wszelkich przewidywań odnośnie rozstrzygnięć w grupie A. Jeśli jednak mamy typować faworytów do wyjścia z grupy - bez większych wątpliwości będą to Polacy oraz Chińczycy.
Koszykarze z Państwa środka to na swoim kontynencie potentaci. Od 1960 r. i pierwszych w historii mistrzostw Azji, Chińczycy zgarnęli 16 z 29 złotych medali tej imprezy, a od 1975 roku tylko trzy razy wypadli poza pierwszą trójkę. Co jednak warte zauważenia, ostatni raz miało to miejsce na rozgrywanym dwa late temu turnieju w Libanie, kiedy po raz pierwszy w walce o medale azjatyckiego czempionatu rywalizowały Australia (złoto) i Nowa Zelandia (4. miejsce), a Chińczycy pogrzebali swoje szanse na półfinał przegrywając w grupie z Filipinami.
Na gospodarzy uważać powinniśmy przede wszystkim pod koszem, gdzie duet Zhou Qi - Yi Jianlian stanowić może ogromne zagrożenie, zwłaszcza wobec defensywnych słabości naszych podstawowych podkoszowych. Pierwszy z nich to 23-letnia wschodząca gwiazda chińskiego basketu, drugi - jego legenda. Czterokrotny olimpijczyk, dwukrotny reprezentant kraju na mistrzostwach świata, po odejściu Yao Minga stał się niekwestionowanym liderem reprezentacji. W minionym sezonie sięgnął po mistrzostwo, nagrodę obrońcy roku oraz MVP finałów wcale nie takiej słabej już ligi chińskiej. Nie ulega wątpliwości, że w starciu z Polakami to Chińczycy będą mieli po swojej stronie najlepszego koszykarza na parkiecie.
Zanim jednak przyjdzie nam się mierzyć z gospodarzami, pierwszego dnia turnieju rywalem Biało-Czerwonych będzie reprezentacja Wenezueli. Sensacyjni mistrzowie Ameryki z 2015 roku, od czasu tamtego sukcesu zaliczają stały regres i w starciu z zespołem Mike'a Taylora z pewnością nie będą faworytami.
Powiedzieć, że w reprezentacji Wenezueli przed mistrzostwami świata dzieje się źle to jak nic nie powiedzieć. Występ poniżej oczekiwań na Igrzyskach Panamerykańskich oraz turnieju w Weronie, spory między zawodnikami a trenerem i ostatecznie strajk koszykarzy. Chociaż Polacy jadą do Chin niemalże jako debiutanci i absolutnie nie mogą Wenezuelczyków zlekceważyć (siedmiu zawodników z obecnego składu ma doświadczenie na wielkiej światowej imprezie - igrzysk w Rio, gdzie Wenezuela zajęła 10. miejsce, pokonując w grupie Chińczyków), w pierwszym meczu to nasz zespół będzie zdecydowanym faworytem.
Choć brzmi to wręcz niewiarygodnie, przed mistrzostwami świata strajkowali również ostatni grupowi rywale Polaków – reprezentacja Wybrzeża Kości Słoniowej. Koszykarze twierdzili, że federacja ma wobec nich zaległości finansowe, a zawodnicy sami musieli ponieść koszty związane z zabezpieczeniem medycznym przygotowań do turnieju.
Nie trzeba chyba dodawać, że taka sytuacja nie pomogła reprezentacji i tak już wcześniej typowanej do roli outsidera grupy A. Kadra Wybrzeża Kości Słoniowej na dwóch ostatnich AfroBasketach zajęła odpowiednio dwunaste (2015) i czternaste miejsce (2017), a na mundial w Chinach dostała się jako ostatnia drużyna z Afryki, zaliczając po drodze porażki z takimi „potentatami” jak Mozambik czy Republika Środkowoafrykańska. Dotychczas na mundialu grała trzykrotnie (1982, 1986, 2010), notując na światowym czempionacie niezbyt chlubny bilans 1-17. W Chinach każdy inny wynik niż trzy porażki będzie dla podopiecznych trenera Paolo Povii sporym sukcesem.
Mistrzowie najsłabsi od lat
1 września 2006 roku, w półfinale mistrzostw świata przeciwko Grecji, miała miejsce ostatnia porażka reprezentacji Stanów Zjednoczonych na arenie międzynarodowej w meczu o stawkę. Od tego czasu podopieczni Mike'a Krzyzewskiego triumfowali w 43 spotkaniach na mistrzostwach świata i igrzyskach olimpijskich, nie przegrywając ani jednego.
Do Chin Amerykanie jadą z nowym szkoleniowcem. Legendarnego Coacha K zastąpi równie legendarny Gregg Popovich - pięciokrotny mistrz NBA z San Antonio Spurs, najbardziej zwycięski trener w historii ligi (najwięcej wygranych w sezonie zasadniczym, 22 z rzędu sezony z dodatnim bilansem), a także człowiek, który wprowadziłby do playoffów NBA reprezentację Gibraltaru. Żeby było ciekawiej, asystentem Popovicha będzie Steve Kerr - szkoleniowiec Golden State Warriors, z którymi sięgnął po trzy tytuły mistrzowskie w ostatnich piciu latach. Dla obrońców tytułu zmiany na ławce trenerskiej to jak przesiadka z nowiuśkiego Ferrari do nowiuśkiego Porsche.
A jednak akcje Amerykanów stoją najniżej od mundialu 2006. Powód? Absencja największych gwiazd. I tak, podobną gadkę słyszeliśmy zarówno pięć, jak i trzy lata temu, jednak tym razem problem jest on co najmniej kilkukrotnie większy.
Z jedenastu Amerykanów, którzy sezon 2018/2019 zakończyli w trzech pierwszych piątkach NBA, do Chin pojedzie tylko jeden - Kemba Walker (trzecia drużyna NBA). Oprócz rozgrywającego Boston Celtics trzon zespołu stanowić mają głównie zawodnicy młodzi - koledzy z zespołu Walkera - Jaylen Brown (22 lata) i Jayson Tatum (21) oraz lider Utah Jazz - Donovan Mitchell (22). Sporo powinien wnieść też doświadczony duet z Milwaukee - Khris Middleton i Brook Lopez.
To, co Amerykanie wysyłają do Chin to prawdopodobnie najsłabszy skład "Dream Teamu" od mistrzostw świata 2002, na których nie dostali się do półfinału. Nie będzie przesadą fakt, że nawet wykluczając kontuzjowanych zawodników (Durant, Cousins, Lowry), mistrzowie olimpijscy byliby w stanie wystawić co najmniej trzy (a może i więcej) lepsze zespoły.
Na resztę świata to, co ma do dyspozycji Gregg Popovich, powinno jednak w zupełności wystarczyć.
Kto w kolejce?
W kolejce do zdetronizowania mistrzów świata łokciami rozpychają się głównie cztery zespoły, przy czym jednemu z nich daje się zdecydowanie największe szanse.
Serbowie - aktualni wicemistrzowie świata i wicemistrzowie olimpijscy w dwóch ostatnich finałach dostali od Amerykanów srogie lanie (92:129 w Madrycie, 66:96 w Rio) i tym razem zrobią wszystko, by historia nie zatoczyła koła. W starciu z zespołem Gregga Popovicha będą mieli kilka argumentów. Największy z nich nazywa się Nikola Jokić. Środkowy Denver Nuggets właśnie zakończył sezon w pierwszej drużynie NBA, poprowadził swój zespół do 54 zwycięstw i otarł się o finały konferencji. Joker to typ gracza, o którym marzy każdy trener we współczesnej koszykówce - rozgrywający w ciele centra, który mimo swoich wad w defensywie sprawia, że gracze wokół niego stają się lepsi. W Rio był dopiero wschodzącą gwiazdą, dziś przez wielu uważany jest za pełnoprawnego członka klubu dziesięciu najlepszych koszykarzy na tej planecie. Ma wszystko, by wraz z takimi graczami jak Bogdanovic czy Bjelica poprowadzić swój zespół do trzeciego z rzędu finału wielkiej imprezy, a przy odrobienie szczęścia - pokusić się w tym finale o niespodziankę.
Jeszcze więcej od jednego gracza zależeć będzie w reprezentacji Grecji. Giannis Antetokounmpo właśnie został czwartym w historii nie-Amerykaninem, który sięgnął po nagrodę MVP sezonu zasadniczego i za oceanem jest już niekwestionowaną gwiazdą, jednak jego dotychczasowe występy w reprezentacji na kolana nie powalały. W Chinach Greak Freak będzie się starał udowodnić, że również na arenie międzynarodowej, otoczony nico gorszymi pomocnikami, jest w stanie poprowadzić swój zespół do sukcesu, za jaki w Grecji uznany byłby medal. Warto zwrócić uwagę, że Grecy wpadają na Amerykanów już w drugiej fazie turnieju, co wiąże się z tym, że w fazie pucharowej będą mogli zagrać ze sobą dopiero w ewentualnym finale.
Tradycyjnie już, wskazując potencjalnych faworytów do medali, nie możemy zapomnieć o nieśmiertelnych Hiszpanach oraz Francuzach. Zarówno jedni, jak i drudzy pojadą do Chin w niemal najmocniejszych składach (w turniejowych dwunastkach znaleźli się m.in. bracia Gasol, Ricky Rubio, bracia Hernangomez, Nicolas Batum, Nando de Colo, Rudy Gobert czy Evan Fournier) i tradycyjnie już będą jednymi z głównych faworytów do odegrania najważniejszych ról.
W rozważaniach nad tym, które zespoły powalczyć mogą o medale, na pewno uwzględnić trzeba jeszcze Litwę oraz Australię (zagrają ze sobą już w fazie grupowej). Podium któregokolwiek z wyżej wymienionej siódemki traktować będzie można jako ogromną niespodziankę.
Jeśli mielibyśmy podzielić 32 zespoły biorące udział w MŚ na sześć grup, wyglądałoby to następująco:
Grupa 1. (każdy wynik inny niż złoto będzie ogromną sensacją) – USA
Grupa 2. (faworyci do medali) – Serbia, Grecja, Francja, Hiszpania
Grupa 3. (powinni włączyć się do walki z najlepszymi) – Litwa, Australia
Grupa 4. (mocne zespoły, które mogą zaskoczyć) – Włochy, Kanada, Niemcy, Argentyna, Rosja, Turcja, Brazylia
Grupa 5. (średniacy) – Polska, Czechy, Chiny, Czarnogóra, Nowa Zelandia, Portoryko, Nigeria
Grupa 6. (statyści) – Dominikana, Iran, Angola, Korea Płd., Jordania, Wenezuela, Filipiny, Japonia, Tunezja, Senegal, WKS
Tegoroczne mistrzostwa świata będą także kluczowe w kontekście kwalifikacji do Igrzysk Olimpijskich w Tokio. Z chińskiego mundialu awans na turniej olimpijski uzyska bezpośrednio siedem drużyn - po dwie z Europy i obu Ameryk oraz po jednej z Afryki, Azji oraz Oceanii. Kolejne szesnaście zespołów zapewni sobie natomiast udział w jednym z czterech światowych turniejów kwalifikacyjnych, które rozegrane zostaną w czerwcu przyszłego roku.
16 dni rywalizacji, 32 zespoły, 92 spotkania. Przed nami wielka uczta dla wszystkich kibiców koszykówki, miejmy nadzieję, że z Polakami w jednej z głównych ról. Relację na żywo ze wszystkich spotkań Biało-Czerwonych znajdziecie oczywiście na naszym portalu!