Snooker - CoC: Robertson pierwszym połfinalistą

  • Dodał: Bartosz Szafran
  • Data publikacji: 03.11.2020, 00:26

W Marshall Arena rozpoczął się dziś prestiżowy snookerowy turniej Champion of Champions. Zwycięzcą pierwszej grupy został faworyt - Neil Robertson , który jednocześnie awansował do półfinału. Działo się dziś wiele ciekawego, było też sporo dobrej gry i wysokich podejść.

 

Do Champion of Champions kwalifikują się co do zasady triumfatorzy snookerowych rozgrywek z ostatnich 12 miesięcy. W tym roku tak się ułożyło, że nie udało się "zebrać" szesnastki zwycięzców. Po części z powodu pandemii COVID-19, po części przez niezwykle wysoką formę Judda Trumpa (5 wygranych turniejów) i Neila Robertsona (trzy wygrane). Dookoptowano zatem trójkę z rankingu - Marka Allena, Johna Higginsa i Davida Gilberta, który, co ciekawe w karierze nie wywalczył jeszcze żadnego z okazałych snookerowych pucharów. Szesnastka podzielona została na cztery kwartety, nazywane "grupami". Od dziś do czwartku przed południami rozgrywają one półfinały (w formacie best of 7), wieczorem zaś finał (best of 11). Piątek i sobota przeznaczone są na półfinały, mecz decydujący o tytule rozegrany zostanie w niedzielę.

 

Dzisiejsze dwa półfinały to były kompletnie dwa różne widowiska. Najpierw na przeciwko siebie stanęli Neil Robertson (wygrane w ubiegłorocznym Champion of Champions, European Masters 2020 i World Grand Prix 2020) oraz Jimmy White (mistrz świata seniorów). To był absolutnie jednostronny mecz. Tak naprawdę Anglik posiedział sobie na wygodnym fotelu przez nieco ponad godzinę, skasował 12 500 funtów i poszedł do domu. W czterech frejmach wbił... 31 punktów. Australijczyk zaś podchodził do stołu i bez większego problemu wygrywał. W pierwszych dwóch partiach wbił 101 i 115 punktów, zwiększając liczbę paczek wbitych w tym sezonie do 20. Kolejne dwie partie zakończył już dwucyfrowymi podejściami.

 

Mecz Ding Junhui (triumf w UK Championships) z Johnem Higginsem (ranking) zaczął się tak, że braliśmy pod uwagę powtórkę z poprzedniego starcia. Anglik najpierw w dwóch podejściach zebrał 103 punkty, a w kolejnym frejmie zaatakował brejka maksymalnego. Wydawało się, że jest na dobrej drodze do tego niezwykłego osiągnięcia, ale przy jednym z pozycjonowań białą odbiła się od czerwonej i szansa zniknęła. Higgins kontynuował wbijanie i tym podejściem i tak wpisał się do historii snooker. Jako drugi po Ronniem O'Sullivanie przekroczył granicę 800 paczek wbitych w warunkach meczowych. Niebywałe. Radość przez łzy chyba trochę Anglika zdekoncentrowała, bo Chińczyk szybko zdołał wyrównać stan meczu, przejmując stół przy pokaźnym dorobku rywala. Higgins wrócił na prowadzenie dzięki 108 punktom w kilku podejściach do stołu, ale Ding za chwilę wyrównał na 3:3. Doczekaliśmy się więc decidera, którego lepiej zaczął Higgins, ale spudłował czarną przy 51 punktach na koncie. Chińczyk z trudem uzbierał nieco więcej, ale aż do wbicia ostatniej czarnej nie mógł być pewnym wygranej. Świetny to był mecz.

 

Wieczorny finał grupy zapowiadał się fascynująco i w sumie nie zawiódł oczekiwań kibiców, jakkolwiek był on też bardzo długi. Pierwsze dwie partie to szybka wymiana ciosów. Najpierw Chińczyk przejął partię za 93 punkty, po chwili Australijczyk wyczyścił stół efektowną zdobyczą 139. Trzeci frejm zapowiadał się na równie szybki, ale Ding przy niezłym układzie na wysokie czyszczenie popełnił błąd i już do końca mieliśmy zmiany przy stole. Na czarnej wygrał ostatecznie Ding. Ostatni stół przed przerwą był niemal bliźniaczy - "niemal", bo wygrał go Robertson i znów mieliśmy remis. W każdym z trzech frejmów po przerwie Robertson przekraczał po razie granicę 50 punktów, udało mu się do pokaźnego dorobku dołożyć kolejną setkę. Jednak nie wszystkie zapisano na jego koncie. W siódmej Ding zdołał w kilku podejściach nieco więcej punktów, dzięki czemu wciąż utrzymywał tylko niewielką stratę do rywala. Po ósmej znów mieliśmy remis, bo Chińczyk tym razem bezwzględnie wykorzystał błąd przeciwnika, który próbował ratować się ustawieniem snookerów, ale nie udało mu się to. Wszystko zmierzało do decidera. Dziewiątą, długą partię na czarnej i przy dużej pomocy szczęścia wygrał Robertson i jako pierwszy stanął przed szansą zakończenia meczu. Zrobił to po kolejnym dość długim i karkołomnym frejmie, w którym obaj panowie mieli szanse, ale to Australijczyk lepiej utrzymał nerwy na wodzy i cały mecz wygrał 6:4.

 

Półfinały:

Neil Robertson - Jimmy White 4:0 [101(101):7, 118(115):9, 81(81):5, 80(59):10]

John Higgins - Ding Jinhui 3:4 [103(69):0, 111(111):0, 48:77(51), 48:87(67), 108(61):0, 1:84(77), 51(51):64]

 

Finał:

Neil Robertson - Ding Junhui 6:4 [35:94(93), 139(139):0, 62:63, 65:57, 120(104):4, 69:(62):41, 57(56):79, 32:100(51), 70:63, 76:34]

Bartosz Szafran

Od wielu wielu lat związany ze sportem czynnie jako biegający, zawodowo jako sędzia i medyk oraz hobbystycznie jako piszący wcześniej na ig24, teraz tu. Ponadto wielbiciel dobrych książek, który spróbuje sił w pisaniu o czytaniu.