Snooker - CoC: Robertson w finale po świetnej walce z Selbym

  • Dodał: Bartosz Szafran
  • Data publikacji: 07.11.2020, 00:13

Kapitalny mecz w półfinale Champion of Champions zagrali Neil Robertson i Mark Selby. Łącznie sześć setek, kilka innych wysokich podejść, wysoki procent wbić, szybka gra i taktyczny, długi decider złożyły się na magiczny snookerowy wieczór. W finale ostatecznie zagra Robertson.

 

Starcia Neila Robertsona i Marka Selby'ego to takie snookerowe klasyki. Z 35 dotychczasowych starć tych dwóch znakomitych graczy Anglik wygrał 19, Australijczyk 15, był też jeden remis. Ostatni raz grali ze sobą niespełna miesiąc temu w półfinale English Open, wtedy w deciderze wygrał Robertson. Z kolei w ćwierćfinale sierpniowych mistrzostw świata Selby wygrał 13:7. Do bardziej pamiętnych meczów należy półfinał w Crucible z 2014 roku, który Robertson wygrał 17:15

 

Pierwsza minisesja półfinału należała do bardzo ciekawych i dobrych widowisk, obfitujących w wysokie podejścia, wolna od kunktatorskiej, nudnawej ciułaniny punktów, co z całą pewnością ucieszyło kibiców snookera na całym świecie. Pierwszą partię wygrał Selby, wbijając 70 punktów z rzędu. W tym momencie Anglik popełnił błąd, ale miał już bezpieczną przewagę. Robertson odpowiedział przekroczeniem granicy stu punktów, ale w dwóch podejściach do stołu. W trzeciej partii Selby pokazał naprawdę ciekawą, jak na niego szybką grę w dwóch wizytach przy stole gromadząc aż 135 punktów. Australijczyk odpowiedział najlepiej jak potrafi - czyszczeniem za okrągłe 100 punktów. Tak więc przerwa odbyła się przy remisie po 2.

 

Zaraz po przerwie Selby uraczył nas pięknym kompletnym czyszczeniem stołu za 131 punktów. Wydawało się, że w kolejnej partii może powtórzyć wyczyn, ale szybko gra przerodziła się w długą taktyczną rozgrywkę na pojedyncze wbicia, którą ostatecznie wygrał Australijczyk. Selby na prowadzenie powrócił kolejnym szalenie efektownym i szybkim wbiciem kompletu bil za 137 punktów. W tym momencie Robertson stwierdził najwyraźniej, że nie może tak być, że rywal ma najwyższe podejście dnia i wbił... 141 punktów, co w tym momencie jest najwyższym brejkiem turnieju. Co ciekawe dzięki faulowi Selby'ego Australijczyk zebrał w tej partii rzadko spotykaną liczbę punktów - 149. Po raz kolejny na tablicy widniał remis, a do końca gry zostało maksymalnie 3 frejmy.

 

Robertson nie zwalniał tempa. Przy bardzo trudnym układzie, przy średnio słuchającej go przy pozycjonowaniu białej wbił brejka 121 punktów, choć ostatnią różową strzelił w zasadzie bez przymierzania i spudłował. To był taki fragment meczu, który kibice długo pamiętają, obaj gracze wznosili się na wyżyny umiejętności, grali szybko i na niebywałym procencie celnych zagrań. W tym momencie chyba wszyscy kibice życzyli Markowi wyrównania i Selby dokonał tego w wielkim stylu - czyszcząc stół za 137 punktów!

 

W deciderze obu panom ręce zaczęły drżeć. Po jednym pudle przy długim wbiciu, a następnie błąd Selby'ego przy odstawnej dały Robertsonowi szansę na dłuższy pobyt przy stole. Po 12 punktach i złym pozycjonowaniu do niebieskiej Australijczyk musiał jednak wrócić na fotelik. Od tego momentu gracze podchodzili do stołu na zmianę. Ostatecznie nerwy pierwszy opanował Robertson i to jego zobaczymy w niedzielnym finale. Rywalem będzie albo Judd Trump albo Mark Allen.

 

Neil Robertson - Mark Selby 6:5

5:71(70), 101(68):3, 0:135(54,81), 100(100):5, 0:131(131), 96:27, 0:137(137), 149(141):0, 121(121):0, 0:137(137), 84(54):1

Bartosz Szafran

Od wielu wielu lat związany ze sportem czynnie jako biegający, zawodowo jako sędzia i medyk oraz hobbystycznie jako piszący wcześniej na ig24, teraz tu. Ponadto wielbiciel dobrych książek, który spróbuje sił w pisaniu o czytaniu.