EBL: Stal lepsza w hicie, krok od sensacji w Lublinie
- Dodał: Igor Wasilewski
- Data publikacji: 07.11.2020, 21:25
Arged BM Stal Ostrów Wielkopolski pokonał Polski Cukier Toruń 85:80 w najciekawszym sobotnim spotkaniu w Energa Basket Lidze. Emocji nie zabrakło też jednak w Lublinie, gdzie faworyzowany Start ostatnim rzutem zapewnił sobie zwycięstwo nad MKS-em Dąbrowa Górnicza.
W Ostrowie Wielkopolskim spotkały się drużyny, które miały bardzo słaby początek sezonu, ale z biegiem czasu ich forma jest wyższa. Arged BMSlam Stal rozpoczęła mecz z Polskim Cukrem Toruń od prowadzenia 6:0. Następnie goście zdobyli 7 punktów z rzędu, ale Stal ponownie odskoczyła na kilka punktów. W drugiej kwarcie różnica wzrosła nawet do 13 oczek. Jeszcze przed przerwą Polski Cukier, głównie dzięki Donowanowi Jacksonowi i Damianowi Kuligowi, zmniejszył stratę i po 20 minutach przegrywał 44:49.
Na początku drugiej połowy goście z Torunia zmniejszyli różnicę nawet do dwóch punktów. Stal po krótkim przestoju złapała drugi oddech i ponownie odskoczyła. Równo z syreną kończącą trzecią kwartę trójkę na 73:60 trafił Chris Smith. W tej samej akcji urazu doznał James Florence, który z dorobkiem 19 punktów był najskuteczniejszym graczem gospodarzy. Torunianom nie pomogły nawet 22 punkty Donowana Jacksona. Polski Cukier walczył do końca, zmniejszając stratę do 5 punktów. Drużyna Jarosława Zawadki nie potrafiła jednak wykorzystać szansy i przegrała 80:85.
Arged BMSlam Stal Ostrów Wielkopolski - Polski Cukier Toruń 85:80 (24:17, 25:27, 24:16, 12:20)
Stal: Florence 19, Garbacz 16, Sobin 14, Smith 10, Mokros 8, Green 7, King 4, Ryżek 3, Dymała 2, Lindbom 2,
Polski Cukier: Jackson 22, Kulig 19, Perka 8, Trotter 7, Diduszko 7, Woods 6, Cel 6, Bragg Jr 5, Wieluński 0, Samsonowicz 0
Po ponad dwóch miesiącach nieobecności spowodowanej kontuzją do lubelskiej drużyny powrócił środkowy - Adam Kemp. Pod koszem Pszczółki tworzy się coraz większa rywalizacja, stąd też każdy z wysokich zawodników Startu chciał pokazać się podczas pierwszych minut z jak najlepszej strony. Rywalizacje środkowych przysłoniła jednak fantastyczna postawa Kamila Łączyńskiego, który nie tylko był najlepiej punktującym zawodnikiem na boisku, ale też kilkakrotnie efektownie obsłużył swoich kolegów z drużyny.
MKS to ostatnia drużyna tabeli, dlatego trener David Dedek mógł pozwolić sobie na zaprezentowanie się całej rotacji i małą regenerację najważniejszych graczy. Wszystko szło zgodnie z planem, gdy w ekipie wicemistrzów Polski zapanowało rozluźnienie. W połowie trzeciej kwarty kilka prostych błędów lublinian sprawiło, że podopieczni Alessandro Magro momentalnie odrobili całą 10-punktową stratę.
Wyrównanie wyniku nie zaspokoiło apetytów dąbrowian. Kolejne straty gospodarzy wykorzystywane były przez szalejącego Sachę Killeya-Jonesa. Amerykanin był po raz kolejny najjaśniejszym punktem w MKS-ie i to głównie dzięki niemu skazywani na pożarcie przyjezdni wyszli przed ostatnią odsłoną na 10-punktowe prowadzenie. W końcówce Start pokazał jednak dlaczego to on typowany jest w gronie kandydatów do mistrzostwa w sezonie 2020/21. Najpierw odrobił straty, a w ostatniej akcji meczu, osobą Kamila Łączyńskiego, zapewnił sobie dziewiąte zwycięstwo w sezonie.
Pszczółka Start Lublin - MKS Dąbrowa Górnicza 76:74 (17:8, 17:16, 11:31, 31:19)
Start: Łączyński 16, Laksa 15, Sharma 10, Borowski 8, Dziemba 8, Kemp 5, Dorsey-Walker 4, Borowski 4, Jeszke 4, Medford 2, Moore 0
MKS: Killeya-Jones 23, Mazurczak 14, Moore 12, Wilson 10, Nowakowski 7, Cizauskas 6, Piechowicz 2, Motylewski 0, Ratajczak 0, Karacić 0, Kroczak 0
