Andrzej Supron: w najgorszym wypadku czekają nas igrzyska bez publiczności [ROZMOWA]
- Dodał: Igor Wasilewski
- Data publikacji: 09.11.2020, 11:35
O wynikach Polaków, organizacji memoriałów oraz najbliższych tygodniach i miesiącach, w których przecież mają czekać nas igrzyska W Tokio, opowiada świeżo po zakończeniu Memoriału Pytlasińskiego, Memoriału Ziółkowskiego oraz kobiecego Poland Open, Andrzej Supron, Prezes Polskiego Związku Zapaśniczego, multimedalista najważniejszych imprez (ze srebrem olimpijskim z Moskwy na czele).
IW: Kiedy obserwuje Pana żywiołowe reakcję na to, co dzieje się na macie to myślę, że chyba przed tytułem Prezesa Polskiego Związku Zapaśniczego i multimedalisty wielu mistrzowskich imprez, trzeba przede wszystkim nazwać Pana zapaśnikiem, który wciąż żyje sportem, czasem pomagając czynnie wielu zawodnikom
Andrzej Supron: Oczywiście. Nie chcę się chwalić, ale nie na darmo byłem najbardziej zaawansowanym technicznie zawodnikiem w Europie. Zawsze się śmiałem, że jeszcze nie skończyłem technikum, a już byłem najlepszym technikiem, nie skończyłem uczelni, a już "dostałem profesora" zapasów. Nigdy nie brakowało mi sił, ale zawsze byłem technicznym zawodnikiem i przez całą karierę nic się nie zmieniło.
IW: Jesteśmy świeżo po zakończeniu Memoriałów Władysława Pytlasińskiego i Wacława Ziółkowskiego. Myśli Pan, że patroni warszawskich zawodów to historycznie najważniejsze postacie dla polskich zapasów?
AS: Abstrahując od tego, że Pytlasiński był wielokrotnym mistrzem świata, przede wszystkim był założycielem polskich zapasów. Wszystko rozpoczęło od ciężkiej atletyki, ale można nazwać to początkiem Polskiego Związku Zapaśniczego, którego 100-lecie będziemy odchodzić za dwa lata. Jest to dla nas niesłychanie ważna osoba. Jeśli chodzi o Wacława Ziółkowskiego, był to uczeń Pytlasińskiego, a w swoim czasie związany był mocno z moim klubem Elektrycznością Warszawa. Niezwykła postać, do której mam sentyment, dlatego też wciąż kultywujemy o nim pamięć, organizując Memoriał.
IW: Za nami 68. edycja Memoriału Pytlasińskiego, 29. Ziółkowskiego i 26. kobiecego Poland Open. Czy jednak, mimo tak bogatej historii, tegoroczne edycje nie były tymi najtrudniejszymi do zorganizowania?
AS: Nas osobiście cieszy fakt, że jesteśmy bardzo wysoko cenieni, jeśli chodzi o poziom sportowy. Dziś dzwonił do mnie Prezydent Światowej Federacji, Nenad Lalović, który powiedział "Andrzej, słyszałem, że bardzo dobrze wam idzie, zwłaszcza biorąc pod uwagę te czasy". Stajemy na wysokości zadania, robimy zawody na wysokim poziomie nie tylko organizacyjnym, ale też logistycznym. Do tego mamy wspaniały transport, hotele niedaleko od miejsca zmagań. Wszystko składa się na fakt, że ekipy są zadowolone, to z kolei powoduje, że dostajemy kolejne imprezy europejskie i światowe. Niestety nie udało nam się w tym roku doprowadzić do skutku Mistrzostw Europy kadetów, z wiadomych pandemicznych względów. Okazało się, że nasz ceniony turniej jest jedynym, który został od początku pandemii rozegrany. My jesteśmy zadowoleni z faktu, że mogliśmy sprawdzić naszą kadrę przed mistrzostwami świata, i mimo pandemii dojechało do nas prawie 70% zawodników. To jest ogromna satysfakcja.
IW: Byli goście między innymi z Turcji i Rosji, czyli cenionych nie tylko w Europie i na świecie marek. Należy więc porozmawiać o poziomie naszych zawodników na tle dobrych zapaśników z europejskich potęg. Wydaje się, że turnieje udowodniły tylko to, co o polskich zapasach już wiemy. Mamy mocne postacie, ale poza nimi w kadrze istnieje wiele dziur.
AS: Nie ukrywamy, że nie jesteśmy do końca usatysfakcjonowani z poziomu naszych zawodników, ale cieszy nas fakt, że ci najlepsi pokazali, że rzeczywiście reprezentują bardzo wysoki poziom, że są to zawodnicy, którzy naprawdę rokują na medale mistrzostw Europy i świata, a w perspektywie mamy przecież igrzyska olimpijskie. Przyjechały do nas bardzo mocne reprezentacje Francji, Rosji, Turcji, które w niektórych kategoriach wystawiały po dwóch lub trzech swoich zawodników, bo oni też chcieli wyłonić spośród siebie tego, kto pojedzie na mistrzostwa świata. Były to dla nich swoiste kwalifikacje do najważniejszej imprezy sezonu.
IW: Kiedy rozmawiałem z zawodnikami o mistrzostwach świata, żaden z nich nie udzielał jednoznacznej odpowiedzi. Pozostało już bardzo mało czasu (mistrzostwa mają się odbyć od 12 do 20 grudnia), a my nie wiemy za wiele. Pan Prezes ma na pewno większą wiedzę na ten temat
AS: Dziś Prezydent Światowej Federacji powiedział mi, że we wtorek zapadnie ostateczna decyzja. Istnieją pewne przepisy i regulacje dotyczącego tego, że musi przyjechać przynajmniej siedem państw spośród dziesięciu najlepszych federacji zapaśniczych. Odmówiły już Stany Zjednoczone, odmówiła Japonia, prawdopodobnie odmówi też Iran. Jesteśmy więc na granicy. Jeżeli ktoś jeszcze zdecyduje się zrezygnować z przyjazdu, z organizacją zawodów może być ciężko. Poza tym cały czas jesteśmy zależni od rządów, jedno rozporządzenie może zmienić wszystko. Je jednak zgłosiłem nasze chęci do uczestnictwa w zawodach, trenujemy do nich i jeśli się odbędą, wyślemy reprezentację.
IW: Możemy założyć, że mistrzostwa dojdą do skutku. W kim upatruje Pan największego kandydata do medalu?
AS: Gevorg Sahakyan pokazał, że jest zawodnikiem klasowym, który udowadniał wcześniej na najważniejszych imprezach, że może z każdej przywozić krążek. Oczywiście sport ma to do siebie, że jest nieprzewidywalny. Nawet najlepsi przegrywają, ale oby nie dotyczyło to naszego zawodnika. Mamy też młodych. Szkoda, że Arkadiusz Kułynycz doznał kontuzji, bo to też zawodnik, który ma na koncie sukcesy na kilku poważnych imprezach. Na pewno byłby mocnym punktem reprezentacji. Mamy luki, ale mamy też kilku młodych zawodników, którzy mogą zastąpić mistrzów i również pokazali się z dobrej strony. Do takich należy między innymi Dawid Ersetic. Oprócz klasyków, są przecież jednak wolniacy, no i mocne dziewczyny. Dwa medale na mistrzostwach świata byłyby zadowalające, ale powtórka z Paryża (przy. red. 2017 rok), gdzie zdobyliśmy medal w każdym stylu, byłaby pięknym powtórzeniem historycznej sytuacji.
IW: Wrócę jeszcze do postaci Sahakyana. Na moje wczorajsze pytanie o igrzyska w Tokio odpowiedział, że interesuje go złoto lub srebro. Nic więcej. Najpierw trzeba zdobyć jednak kwalifikacje, a tych do tej pory mamy tylko cztery.
AS: Można powiedzieć tylko cztery, można powiedzieć aż cztery. W zeszłym roku nie mieliśmy jeszcze żadnej. Dopiero później wszystko się tak korzystnie ułożyło i kwalifikacje się posypały. Liczymy na co najmniej kolejne cztery i w gronie tym jest wspomniany wcześniej Sahakyan, który równie dobrze może zdobyć w Japonii medal. Dobrze, że on tak wysoko celuje. Myślę, że zawodnik powinien być pewny siebie. Jak będzie, tak będzie, ale jeśli nie wierzysz w zwycięstwo, to nigdy nie zwyciężysz. Nie ukrywajmy, że został skrzywdzony na poprzednich mistrzostwach świata. Miałby już spokojną głowę, komfort psychiczny i brak zmartwień o kwalifikacje. Paru najlepszych z jego kategorii już się dostało, ale jestem dobrej myśli i wierzę, że Gevorg do nich dołączy.
IW: Ostatnie pytanie o igrzyska w Tokio, do osoby, która jest bardzo doświadczona i która niejedną wielką imprezę już przeżyła. Czy według Pana japońskie igrzyska się odbędą?
AS: W sytuacji, w której jesteśmy, trudno cokolwiek prorokować. Inne przesłanki mówią jednak o tym, że te igrzyska będą. Japończycy zainwestowali w to ogromne pieniądze, poza tym obowiązują ich umowy i kontrakty. Sam fakt, że igrzyska wciąż przeprowadzane będą pod szyldem TOKIO 2020, świadczy, że zostały tam podjęte ogromne zobowiązania. W najgorszym wypadku czekają nas jednak igrzyska bez publiczności.
