Polski boks nad przepaścią
- Dodał: Patryk Pyszka
- Data publikacji: 01.01.2021, 00:16
Wspaniałe tradycje, bogaty dorobek medalowy na igrzyskach olimpijskich, wybitne nazwiska pięściarzy rozsławiające nasz kraj na całym świecie czy znamienici trenerzy na czele z Feliksem Stammem i Andrzejem Gmitrukiem. To wszystko jest niestety tylko przyjemnym wspomnieniem. Obecnie polskie pięściarstwo to ciągły regres i brak perspektyw na lepsze jutro.
Pięściarze reprezentujący Polskę na igrzyskach olimpijskich zdobyli łącznie aż 43 medale. Jest to wynik tym bardziej imponujący, biorąc pod uwagę, jak wysoko znajduje się nasz kraj w ogólnej klasyfikacji wywalczonych krążków w tej dyscyplinie. Pod względem ilości medali wyprzedzają nas tylko Włochy, Wielka Brytania, Kuba, Rosja i Stany Zjednoczone. Historycznie jesteśmy bokserską potęgą. Siedzimy przy stole z największymi przedstawicielami szermierki na pięści na świecie. Jednak w teraźniejszej rzeczywistości wygląda to fatalnie. W niedawnych mistrzostwach Europy kadetów reprezentacja Polski na dziewięć stoczonych walk zwyciężyła tylko w dwóch. Ostatni olimpijski krążek w boksie zdobył Wojciech Bartnik w 1992 roku w Barcelonie. Od tego czasu żaden pięściarz z kraju znad Wisły nie posmakował podium na imprezie odbywającej się co 4 lata.
Taki stan rzeczy odbija się też na boksie zawodowym w Polsce. Nie posiadamy obecnie mistrza świata w żadnej kategorii wagowej, a jeśli jakiś z naszych zawodników jest pretendentem do tytułu, to najczęściej sromotnie przegrywa
Fatalny 2020 rok w polskim boksie
Niestety miniony rok to pasmo rozczarowań wśród polskich pięściarzy. Powody do niezadowolenia dostarczyli kibicom zarówno zawodnicy walczący o pasy mistrzowskie, jak i ci, którzy mierzyli się na mniejszych galach z potencjalnie słabymi przeciwnikami.
Adam Kownacki, sylwetką nie imponował nigdy i można mieć do niej poważne zastrzeżenia, ale jeszcze rok temu był uznawany za pięściarza, który ma szansę zostać pierwszym polskim mistrzem świata wagi ciężkiej. Te optymistyczne perspektywy szybko legły w gruzach, a dokładnie w marcu po niespodziewanej porażce z Robertem Heleniusem. Powszechnie uważało się, że Fin najlepsze lata ma już za sobą i nie powinien sprawić problemów popularnemu łomżaninowi. Szczególnie że Babyface miał na rozkładzie tak uznane nazwiska jak Martin, Washington czy Arreola. Stało się inaczej. Polak przegrał przez TKO w czwartej rundzie.
Robert Parzęczewski, czyli jedna z największych nadziei grupy Tymex Boxing Promotion uległ niespodziewanie 40-letniemu Sherzodowi Khusanovi. Uzbek znokautował „Araba” już w drugiej rundzie potężnym lewym sierpowym. Khusanov to ćwierćfinalista igrzysk olimpijskich w Atenach i dwukrotny medalista amatorskich mistrzostw świata w wadze półśredniej, ale nikt nie spodziewał się, że to właśnie on zastopuje karierę dobrze prosperującego Parzęczewskiego. Dwa lata rozbratu z ringiem i porażka w ostatnim pojedynku z Damianem Jonakiem nie przeszkodziły mu w sprawieniu sensacji na ringu w Częstochowie.
Kamil Łaszczyk, pięściarz bez porażki w zawodowym rekordzie, a mimo to dał się zaskoczyć Kevinowi Escanezowi. Polak w piątej rundzie wylądował na deskach i znalazł się w poważnych opałach. Kryzysowe momenty udało mu się przezwyciężyć. Ostatecznie walkę wygrał, ale zasiał ogromne ziarno niepewności co do tego, na jakim poziomie jest w stanie rywalizować. Wcześniej eksperci byli zgodni, że jest to kandydat na mistrza świata największych federacji bokserskich.
Igor Jakubowski, olimpijczyk z 2016 roku, który niedawno przeszedł na zawodowstwo. W grudniowym pojedynku ze Słowakiem Michalem Plesnikiem przegrał jednogłośnie na punkty. Miało być to stopniowe wejście na zawodowe ringi po wielu kontuzjach Jakubowskiego. Jednak weryfikacja była brutalna i przegrana już w drugiej walce mocno krzyżuje plany byłego uczestnika igrzysk olimpijskich.
Niewykorzystane szanse mistrzowskie
Maciej Sulęcki, choć jego pojedynek o mistrzostwo WBO z Demetriusem Andradew wadze średniej odbył się jeszcze w 2019 roku, to idealnie pasuje do przedstawionego towarzystwa i rozczarowań ich walkami. Popularny Striczu przed skrzyżowaniem rękawic z Amerykaninem był uznawany za najlepszego polskiego pięściarza bez podziału na kategorie wagowe. Niestety i tym razem różnica pomiędzy najwyższym poziomem światowym a najlepszymi zawodnikami z kraju znad Wisły była zatrważająca. Polak przegrał wszystkie z dwunastu rund i już w pierwszej leżał na deskach. Nieszablonowy styl boksowania Andrade nie może być wytłumaczeniem dla tak bezzębnej postawy Sulęckiego.
Nikodem Jeżewski, wyszedł do ringu z Lawrencem Okolie ze względu na koronawirusa Krzysztofa Głowackiego, który miał stoczyć ten pojedynek z Brytyjczykiem o pas mistrzowski WBO wagi junior ciężkiej. Była to prawdziwa deklasacja. Polak chwiał się po ciosach, jakby powierzchnią między linami było lodowisko. Nigdy do takiej walki nie powinno dojść, bo przy takiej dysproporcji siły fizycznej i umiejętności mogło skończyć się to poważnymi problemami zdrowotnymi kościerzynianina.
Kamil Szeremeta, spełnił swoje marzenie. Skrzyżował rękawice z legendarnym Gennadijem Gołovkinem. Jednak od pierwszej rundy było widać przepaść w każdym aspekcie
bokserskiego rzemiosła. Polak lądował na deskach aż cztery razy i sędzia po siódmej rundzie postanowił przerwać pojedynek. Była to najlepsza decyzja z możliwych i być może ratująca zdrowie białostoczanina. Szeremeta pokazał w tej walce charakter, ale nie wystarczyło to, by choć na chwilę zagrozić Kazachowi.
Pozostaje trzymać kciuki, aby boks w Polsce miał zupełnie inne oblicze w nowym roku. Wydaje się, że największa nadzieja tkwi w Michale Cieślaku, Krzysztofie Głowackim czy Mateuszu Masternaku. Jest też perspektywiczny Kamil Bednarek i oczywiście niezniszczalny Mariusz Wach, który daje przyzwoite walki dzięki swoim warunkom fizycznym i twardej szczęce. Na początku 2021 roku rewanż z Heleniusem stoczy Kownacki, a więc jest szansa, że nadchodzący czas będzie bardziej przyjazny dla polskich pięściarzy i kibiców.

