EBL: udany debiut trenera Jesusa Ramireza, Stal przerywa zwycięską passę Polpharmy

  • Data publikacji: 27.12.2020, 22:00

Od zwycięstwa swojej drużyny w premierowym występie na ławce zespołu z Energa Basket Ligi, rozpoczął swoją przygodę ze szczecińskimi Wilkami, Jesus Ramirez. Jego ekipa pokonała na własnym parkiecie Astorię 75:68. W innych niedzielnych spotkaniach, Stal przerwała dobrą passę Polpharmy, pokonując ją 81:75, a Start Lublin bez większych problemów poradził sobie z gdyńskim Asseco.

 

King Szczecin przy pustych trybunach podjął u siebie Astorię Bydgoszcz. Jedni i drudzy przystępowali do spotkania po porażkach w ostatniej kolejce EBL. Przed spotkaniem trudno było wskazać faworyta, a spotkanie dziesiątego z dwunastym zespołu w tabeli od samego początku było bardzo wyrównane. Minimalnie lepiej gra układała się jednak dla zespołu Astorii, który narzucał warunki, dzięki dużej ilości zbiórek w obronie i ataku. Dobrze mecz rozpoczął Jakub Nizioł oraz Łukasz Frąckiewicz, którzy wyprowadzili gości na dwupunktowe prowadzenie. Gospodarze nie odpuszczali i po trafieniu Tomislava Gabricia przegrali pierwszą kwartę jednym punktem – 18:19. Druga kwarta zaczęła się od celnego rzutu za trzy w wykonaniu T. Browna, a King wyszedł na dwupunktowe prowadzenie. Chwile później wjazdem pod kosz wyrównał wynik spotkania Jakub Nizioł, który przez dwie kwarty miał 7 punktów oraz 7 asyst, po drugiej stronie świetne zawody rozgrywał debiutujący w EBL Toore Brown, który zdobył 10 punktów.  Słabo natomiast mecz zaczął Corey Sanders, który pierwsze swoje punkty zdobył w ostatniej minucie drugiej kwarty, wcześniej siedmiokrotnie pudłując. Kwartę zakończył z fatalną skutecznością rzutów. Na prawie cztery minuty przed końcem po dwóch celnych rzutach Dustina Ware'a zespół gospodarzy wyszedł na sześciopunktowe prowadzenie – 32:26. Goście nie potrafili wykorzystać swojej przewagi w zbiórkach w ataku i do końca kwarty obraz gry nie uległ zmianie. Gospodarze prowadzili 38:32.

 

W trzeciej kwarcie Astoria nie potrafiła odnaleźć swojego rytmu, a dzięki dobrej grze Michaela Fakuade gospodarze prowadzili już siedmioma punktami. Cały czas słabo dysponowany był lider Corey Sanders, który zakończył mecz z fatalną skutecznością w rzutach z gry na poziomie 17%. Nieimponującą grę gości wykorzystali zawodnicy Kinga Szczecin, którzy stale powiększali swoją przewagę. Jedynie poprawna gra Jakuba Nizioła utrzymywała wynik, który pozwalał mieć małe nadzieje dla zawodników z Bydgoszczy na końcowy pomyślny dla nich rezultat. Nie było jednak wątpliwości, że to zawodnicy ze Szczecina kontrolują wydarzenia na parkiecie. Mecz zakończył się ostatecznie wygraną Kinga Szczecin 75:68.

 

King Wilki Morskie Szczecin - Astoria Bydgoszcz 75:68 (18:19, 18:13, 20:15, 19:21)

King: Fakuade 15, Melvin 14, Brown 13, Ware 13, Schenk 6, Zębski 5, Davis 4, Bartosz 4, Wilczek 0, Czerlonko 0

Astoria: Damrauskas 18, Nizioł 17, Gabrić 10, Sanders 10, Frąckiewicz 7, Boguski 4, Aleksandrowicz 2, Nowakowski 0, Krasuski 0

W kolejnym niedzielnym spotkaniu piąta w tabeli Stal Ostrów Wielkopolski podejmowała u siebie ostatnią drużynę ligi - Polpharmę Starogard Gdański.  Po fatalnym starcie sezonu Polpharma wygrała ostatnie trzy mecze, więc z jej przyjazdem do Ostrowa można było wiązać nadzieje na bardzo ciekawą potyczkę. Gospodarze świetnie rozpoczęli, zdobywając pierwsze dziewięć punktów w meczu, a po chwili prowadzili już 14:4. Stal dobrze prezentowała się w obronie, a w ataku piłki rozdawał Taurean Green, który już w połowie kwarty miał na koncie pięć asyst. Końcówka kwarty należała do Polpharmy, a po kilku świetnych akcjach rozgrywającego Jamesa Washingtona strata zmalała do zaledwie trzech punktów. Kolejna ćwiartka była bardzo wyrównana, obie drużyny solidnie prezentowały się w grze obronnej, ale również miały problem z wykańczaniem akcji w ataku. Niemoc przełamała w końcu Stal, która po trzech zbiórkach w ataku w jednej akcji trafiła za trzy, a chwilę później po skutecznym wyegzekwowaniu rzutów osobistych zwiększyła swoją przewagę. Na przerwę gospodarze schodzili z prowadzeniem 36:31.

 

Na początku drugiej połowy kilka błędów popełnił Green. Rozgrywający Stali - pomimo dobrego początku - nie mógł się wstrzelić z rzutem (0/5 za trzy), a także popełniał sporo strat - w całym meczu aż osiem. Goście nie byli w stanie w pełni wykorzystać swoich szans, a strata do przeciwników utrzymywała się na podobnym poziomie. W ostatniej akcji kwarty Sebastian Kowalczyk trafił trójkę równo z syreną, która pozwoliła Polpharmie zbliżyć się na cztery punkty. Ostatnie 10 minut spotkania to kolejne serie punktowe drużyn. Goście po zdobyciu sześciu kolejnych punktów objęli dwupunktowe prowadzenie, na które od razu odpowiedź znalazł Jakub Grabacz - wpierw po świetnej indywidualnej akcji wykonał fantastyczny wsad nad swoim obrońcą, a następnie dołożył cztery kolejne punkty z rzutów osobistych. Końcówka meczu to seria błędów Jamesa Washingtona, który dwukrotnie faulował w ataku. Wykorzystała to Stal, która utrzymała bezpieczną przewagę i wygrała spotkanie 81:75.

 

Stal Ostrów Wielkopolski - Polpharma Starogard Gdański 81:75 (20:17, 16:14, 24:25, 21:19)

Stal: Garbacz 19, Sobin 18, Mokros 15, Moore 10, Smith 9, Lindbom 6, Green 2, Ryżek 2, King 0

Polpharma: Allen 20, Surmacz 19, Washington 14, Haney 9, Kowalczyk 6, Furstinger 5, Olisemeka 2, Walda 0

Trzeci mecz w ramach koszykarskiej niedzieli miał być pokazem przewagi gospodarzy nad gośćmi i ową przewagę ukazał. Pszczółka Start Lublin pewnie pokonała Asseco Arkę Gdynia 76:61. Nieco odmieniony zespół z Gdyni pokazał jednak potencjał, którym udowodnił, że nie wolno spisywać go na spadek do 1. Ligi. Gdynianie przystąpili do meczu mocno osłabieni, co jest efektem licznych kontuzji w zespole z Pomorza. Ich zespół jest na tyle zdziesiątkowany, że Jakub Kobel (który w tym sezonie w Kingu Szczecin grał niewiele ponad 8 minut na mecz) wyszedł już w pierwszej piątce jako podstawowy rozgrywający. Jednakże zespół z Lublina również nie zagrał w docelowym składzie, ponieważ po dołączeniu do drużyny Yannicka Franke'go, klub planuje dalsze roszady.

 

Lublinianie rozpoczęli mecz w składzie: Franke, Łączyński, Borowski, Szymański, Laksa, zaś gdynianie - Kobel, Pluta, Dylewicz, Wołoszyn i Hrycaniuk. W mecz lepiej weszli gospodarze, którzy po pierwszych trzech minutach prowadzili już 7:0. Rozczarowywał wspomniany wcześniej Yannick Franke, w którym po rzuceniu 25 punktów w ubiegłym meczu, kibice pokładali duże nadzieje. Pierwsza kwarta to tak naprawdę bezpieczne utrzymywanie przewagi przez Start i bezsilność w ofensywie Asseco Arki Gdynia. Ta część gry zakończyła się wynikiem 19:11 dla Pszczółki Start. Na początku drugiej kwarty Pszczółka powiększyła swoją przewagę do 15 punktów. Wtedy, o czas poprosił Przemysław Frasunkiewicz, a gdynianie poprawili w sposób znaczący swoją grę. Adam Hrycaniuk wciąż grał na swoim stabilnym poziomie, Mateusz Kaszowski trafił z dystansu, a Jakub Kobel pozytywnie zaskoczył udaną akcją 2+1. Tym samym, Arce udało się zmniejszyć przewagę lublinian do raptem ośmiu punktów. Kolejne minuty drugiej kwarty to niemoc Pszczółki Start Lublin, która nie potrafiła znaleźć sposobu na zastosowaną przez gdynian obronę strefową. Asseco wykorzystując szybkie kontry jeszcze bardziej zmniejszyło rozmiary porażki. Pierwsza połowa meczu zakończyła się wynikiem 35:32 na korzyść zespołu Davida Dedka. 

 

Trzecią odsłonę meczu skutecznym lay up'em rozpoczął Kamil Łączyński, który jak zwykle stanowił solidną markę. Adam Hrycaniuk dobrze spisywał się w ataku, lecz w obronie nie był podporą swojej drużyny. Po kilku błędach gdynian, Start wrócił do 7-punktowego prowadzenia. Celną trójkę rzucił Martins Laksa, który w meczu nie miał wielu okazji do rzutu. Pierwsze swoje punkty trafił Michał Kołodziej - nowy nabytek zespołu z Pomorza. Wybitną postacią był Mateusz Dziemba - autor czterech celnych trójek. Były reprezentant Polski Filip Dylewicz skutecznym rzutem z dystansu zakończył trzecią kwartę, którą Start wygrał 24:17. Początek czwartej części gry to straty - zarówno gospodarzy, jak i gości. Mateusz Kaszowski faulował w sposób niesportowy, co przerodziło się w zwiększenie przewagi gospodarzy. Yannick Franke brał na siebie odpowiedzialność, lecz jego rzuty zazwyczaj nie znajdowały drogi do kosza. Ponownie - ze świetnej strony pokazywał się Mateusz Dziemba. Pod koniec kwarty, Marcin Kowalczyk próbował jeszcze trafić z dystansu, lecz był w tym nieskuteczny. Mecz zakończył się wynikiem 76:61 dla Pszczółki Start Lublin. Najlepszymi zawodnikami gospodarzy byli Kamil Łączyński (autor 14 punktów, 3 zbiórek i 6 asyst) i Mateusz Dziemba (16 punktów, 11 zbiórek i 3 asysty), zaś po stronie gości byli to Filip Dylewicz (17 pkt., 10 zb., 2 as.) i Jakub Kobel (14 pkt., 5 as.).

 

Pszczółka Start Lublin - Asseco Arka Gdynia 76:61 (19:11, 16:21, 24:17, 17:12)

Pszczółka Start: Dziemba 16, Franke 14, Łączyński 14, Borowski 9, Szymański 8, Laksa 8, Pelczar 3, Sharma 2, Jeszke 2, Dorsey-Walker 0.

Asseco Arka: Dylewicz 17, Kobel 14, Wołoszyn 11, Hrycaniuk 9, Pluta 3, Kaszowski 3, Kołodziej 2, Kowalczyk 2, Malczyk 0.

Przygotowali: Kasper Zaręba, Marcin Weiss i Piotr Janczarczyk.