CS:GO: czego nauczył nas IEM Katowice 2021?
- Data publikacji: 05.03.2021, 12:00
Minęło już kilka dni od zakończenia jednego z największych corocznych wydarzeń w świecie CS:GO, mającego miejsce w Polsce - IEMu Katowice. Ta edycja okazała się wyjątkowa nie tylko ze względu na przeprowadzenie rozgrywek online, lecz również przez rozstrzygnięcie i wiele wątków jakie można było zaobserwować w trakcie trwania turnieju. Przysiądźmy więc do chłodnej analizy. Czego nauczył nas katowicki klasyk?
Nie samym Na'Vi region CIS żyje
Natus Vincere to niewątpliwie hegemon sceny Counter Strike'a i flagowy reprezentant Europy Wschodniej. Przez lata legendarna wręcz organizacja utrzymuje najwyższy poziom - od 2015 roku zespół nigdy nie wypadł poza pierwszą dwudziestkę światowego rankingu. Wokół Na'Vi wyrastało kilku pretendentów, ale absolutnie nikt nie umywał się do nich klasą. Czy bowiem regularnie jeżdżące na Majory, aczkolwiek przeciętne FlipSid3, albo mające swoje przebłyski stare Gambit z Dosią na czele można było zestawiać z Natus Vincere? Pytanie retoryczne.
Tymczasem świeżo zakończony IEM pokazał nam stronę Europy Wschodniej, której nie znaliśmy. Zwycięskie, młode Gambit, odmienione degsterem Spirit oraz niezwykle silne Virtus. pro - CIS nigdy nie miało takiej reprezentacji. W katowickim turnieju występowały cztery rosyjskojęzyczne zespoły - wszystkie zmieściły się w ścisłej czołówce, a wymienione powyżej trzy ekipy zajęły miejsca na przysłowiowych pudłach medalowych. Nawet gdyby to miał być jednorazowy incydent (w co wątpię) to jest to moment zupełnie nieszablonowy w historii CS:GO. Etyka pracy, rewolucyjne taktyki, bardzo szeroka pula map i fenomenalna wszechstronność - tym cechowały się zespoły zza naszej wschodniej granicy. Chapeu bas. Gigantyczny progres, który zadziwił nas wszystkich. Jego eskalację można było w jakiś sposób przewidzieć, ale na pewno nie na taką skalę i w tak raptownym tempie.
Drogę Gambit do sukcesu opisał w swoim felietonie, nasz redaktor Michał Budziuch.
Idzie młodzież - nowe twarze na salonach
2020 rok ze względu na swoją specyfikę był dobrym poligonem do wybicia się dla nowych zespołów i zawodników. Ogromnie skorzystało na tym Gambit, w którym postać Dmitriego "sh1ro" Sokołowa wręcz promieniała. Młody snajper tylko potwierdził swój talent na ubiegłym IEMie, pokazując go znacznie szerszej publice, co zagwarantowało mu nagrodę MVP całego turnieju. Jego kompan, Sergiej "Ax1Le" Ryktorow również wywarł fantastyczne wrażenie, pokazując nieszablonowy styl gry, w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Myślę jednak, że największy przeskok zaliczył Abdul "degster" Gasanow. Nowa twarz w zespole Spirit kompletnie odmieniła rosyjski skład. Sam zawodnik jeszcze niedawno pokazywał się z wyśmienitej strony w Espadzie, lecz poziom rozgrywek w jakich brał udział w żaden sposób nie umywał się do obecnych doświadczeń. Spirit wyciągnęło czystą perłę ze słabszej od siebie drużyny - o taki skarb trzeba dbać, pielęgnować go i nie zaniedbać. Na końcowe wyróżnienie na pewno zasługuje Mareks "YEKINDAR" Galinskis. Łotysz dołączył do Virtus.pro w maju ubiegłego roku i trzeba powiedzieć, że od tamtego czasu rozwija się fenomenalnie. Odmienione Niedźwiedzie nie tak dawno triumfowały w Flashpoint 2 oraz cs_summit 7, zaś Katowice tylko podkreśliły ich potęgę. Oczywiście, ostatecznie na finiszu Kazachowie okazali się słabsi od Gambit, ale wrażenie zostawili przednie, a drugiego miejsca nie ma co się wstydzić.
Żaden z czterech prospektów nie zszedł na rating poniżej 1.00 na nie więcej niż czterech mapach w trakcie turnieju. Młodzi pokazali pazur i dzięki nim przez następne miesiące na scenie nie będzie wiało nudą.
Czy G2 czeka los Titanica?
To miał być naprawdę wielki projekt. Kiedy Nikola "Niko" Kovač dołączył do G2 w październiku wszyscy łapali się za głowy, spodziewając się nadchodzącej ery dominacji francusko-bałkańskiego składu. Tymczasem minęły praktycznie cztery miesiące, a fajerwerków jak nie było tak nie ma. Okres próbny, jeśli można to tak nazwać, zespół powinien mieć już dawno za sobą i czas przekuć jakość w wyniki. Problem w tym, że na razie tej klasy po prostu nie widać. Ujawniają się za to banalne wręcz mankamenty. W drużynie brakuje symbiozy, sam Niko wydaje się pracować jak wolny elektron do czego przywykł w końcowej fazie przygody z Faze. Kłopot w tym, że tutaj ciężar z jego barków miał przejąć dużo bardziej zbalansowany skład, którego trzonem okazywał się dotychczasowo kuzyn Kovača, hunter. Na ten moment sam projekt można póki co uznać za flop. G2 zawiodło na zimowym DreamHacku, globalnych finałach BLAST Premier 2020, eliminacjach do wiosennego BLASTA, a teraz również na IEMie. Sama organizacja ostatni raz jakiekolwiek trofeum wznosiła w grudniu 2019 roku, triumfując jako faworyt w maltańskim Champions Cup. Od tamtego czasu posucha trwa. Absolutnie nie skreślam potencjalnego "odpalenia" zespołu w bliższej przyszłości, ale póki co się na to nie zapowiada i nawet najzagorzalsi fani Samurajów mogą mieć powody do zmartwień.
[UWAGA!] Tą część tworzę już po przesunięciu na ławkę kenny'ego i przywróceniu do składu JaCkza. Zmiana wydaje się dość radykalna, lecz w tym szaleństwie jest metoda. Schrub to zawodnik mało plastyczny, z AWPą wręcz przyklejoną do swoich rąk (w zarówno dobrym jak i złym tego słowa znaczeniu). Francuz zdecydowanie zaliczył ostatnio widoczny regres i chcąc nie chcąc, stał się słabszym ogniwem w zespole. Powrót JaCkza oraz przejęcie roli snajpera przez niko to duże ryzyko, ale sprawi, że samo G2 zyska znacznie więcej perspektyw i możliwości, zwłaszcza grając po stronie atakującej. Zgrania ewidentnie brakowało, a sam kennyS stawał się z lekka kulą u nogi, zespołu nie potrafiącego się rozwijać według obecnych standardów. Przyszłość Samurajów póki co jest bardzo mglista, lecz z pewnością nadchodzące ESL Pro League nieco rozwieje część wątpliwości.
FalleN nadzieją amerykańskiej sceny?
Ostatnimi tygodniami naprawdę biednie wyglądają listy przedstawicieli sceny CS:GO z Północnej Ameryki. Posypało się GenG, ogromne zmiany przeszło Cloud9, a obecnie Evil Geniuses również zmieni swoje oblicze po odejściu Ethana. Rotacje nie ominęło także Team Liquid, które po wieloletniej współpracy pożegnało się z Russelem "twistzzem" Van Dulkenem, sięgając w końcu po rasowego snajpera jakim jest Gabriel "FalleN" Toledo. Zapowiadało się, że Rumaki będą potrzebowały sporo czasu by przestawić się na nowe tory układane przez brazylijskiego weterana, przejmującego rolę in-game leadera. Tymczasem na drugim dużym evencie w jakim odmienione Liquid wzięło udział naprawdę wstydu nie było. Nie tak dawno czwarte miejsce na globalnych finałach BLASTA 2020, a teraz również czołówka na IEMie? Szacunek się należy, bo podopieczni Jasona "mosesa" O'Toole'a odwalili kawał dobrej roboty. Przy okropnej obniżce formy i przerzedzeniu sceny północnoamerykańskiej może się okazać, że Liquid zostanie jedynym liczącym się zespołem z tamtego regionu. Same przenosiny na rynek europejski dobitnie pokazują jak wygląda sytuacja za oceanem. Przed Rumakami na pewno miesiące ciężkiej pracy, ale dotychczasowe efekty są bardzo obiecujące i napawają optymizmem.
Trzy lata bez polskiego zespołu w Katowicach
Katowice to Mekka esportu, a IEM stał się coroczną wizytówką dla naszego kraju. Gdyby nie pandemia zapewne po raz kolejny kilkadziesiąt tysięcy ludzi z całego globu zjechałoby na Śląsk do ikonicznego Spodka. To miejsce wielu wspomnień i historii całej dziedziny - dla polskich fanów Counter Strike'a oczywiście najpiękniej zapamiętane z triumfu Virtusów w 2014 roku. Z tamtego okresu pozostała już jednak jedynie nostalgia. Od trzech lat nie mieliśmy swojego reprezentanta w Katowicach i powoli staje się to niechlubną tradycją. W ubiegłej edycji Wisła Kraków trafiła na bardzo ciężkich rywali z samej światowej czołówki - nie ukrywajmy, że pokładaliśmy w chłopakach nadzieje, ale raczej z samej przyzwoitości, bo przejście przez kwalifikacje graniczyło wręcz z cudem. Trzeba trzymać kciuki, że polskie składy nie będą próżnowały w tym roku, co za 12 miesięcy zaowocuje przełamaniem. Na razie raczej na kwestię wypada patrzeć z lekkim dystansem, większość zespołów z naszej sceny dopiero zakończyła przebudowy swoich piątek, a przed stanięciem na obie nogi trzeba się jeszcze nauczyć raczkowania. Czas pokaże i zweryfikuje jakie będą tego efekty.
Malownicze uliczki Inferno zdominują 2021 rok
Na sam koniec trochę liczb oraz statystyk. Najchętniej graną mapą na IEMie było Inferno, wybierane 13-krotnie (23% z wszystkich picków). To pozornie dużo nie mówi, lecz gdy spojrzymy na wyniki z puli map dwóch wcześniejszych dużych eventów - globalnych finałów BLAST Premier i eliminacji na wiosenne finały tegorocznego BLASTA, tak tam również dominowało właśnie Inferno. Z pewnością jest to mapa, na której zespoły mogą wykazać się szerokim wachlarzem taktycznym, często wprowadzając chociażby schemat z dwoma snajperami. Czy jednak nie zepsuje to na dłuższą metę atrakcyjności całego sportu? Być może właśnie nadszedł czas na kolejne przetasowanie puli map. Przy kurzących się Cobblestonie oraz Cache'u wydaje się, że nie byłaby to wcale zła decyzja, zwłaszcza zważając na wiele głosów aprobaty wśród społeczności. To już jednak czyste spekulacje, a sugerując się liczbami trzeba przygotować się na sporą dawkę włoskich uliczek Inferno przy okazji śledzenia zmagań na scenie Counter Strike'a w tym roku.