![Jan Kamiński: "Zawsze się podnieść i iść dalej" [WYWIAD]](https://poinformowani.pl/image/868x429/0.66.1944.960/media/2021/07/30413/jan-kaminski.jpg)
Jan Kamiński: "Zawsze się podnieść i iść dalej" [WYWIAD]
- Dodał: Kinga Marchela
- Data publikacji: 23.02.2022, 15:20
W 2018 roku, zaledwie pięć miesięcy po upadku, w wyniku którego złamał kość udową, został mistrzem Polski WKKW. Trzy lata później zadebiutował na igrzyskach olimpijskich w Tokio, które ukończył najlepiej z polskich zawodników - na 29. miejscu. Jan Kamiński opowiedział nam o tych doświadczeniach, a także o współpracy z nowym trenerem, planach na nowy sezon i swojej codzienności, nie tylko w roli zawodnika, ale też trenera.
Kinga Marchela: Zacznijmy od najświeższych informacji. Na początku grudnia dowiedzieliśmy się, że pieczę nad kadrą narodową WKKW przejął Andreas Dibowski. Jak układa się współpraca z nowym trenerem?
Jan Kamiński: Bardzo dobrze. Znamy się już dość długo, bo jeździmy z nim trzeci czy czwarty sezon. Jesteśmy już więc dość zgrani i dość dobrze siebie znamy, a on dobrze zna nasze konie. To najważniejsze, bo wie czego się po nich spodziewać w danym momencie i w jaki sposób prowadzić je do tego, żeby na ten sezon były w jak najlepszej formie. Mieliśmy do tej pory dwa zgrupowania w Łącku, które były bardzo udane. Teraz mamy zaplanowane następne, połączone z zawodami, więc plany są już przygotowane na cały sezon. Wiemy, co trzeba robić i w jaki sposób pracować.
Kinga Marchela: To jakie są plany na ten sezon? Główny priorytet to tegoroczne Mistrzostwa Świata w Pratoni del Vivaro?
Jan Kamiński: Tak, zdecydowanie. Planem na pierwszą część sezonu jest start w Niemczech na zawodach niższej rangi, trzygwiazdkowych. Ten pierwszy wyjazd jest dość daleki, chcemy, żeby konie startowały dużo za granicą, ale też nie chcemy od razu iść na najwyższy poziom rywalizacji. Potem, razem z całą drużyną, jedziemy do Pratoni del Vivaro na Puchar Narodów, żeby trochę przyzwyczaić się do miejsca, w którym odbędą się mistrzostwa. Następnie czekają nas mistrzostwa Polski w Strzegomiu i kolejne starty przygotowawcze. Wszystko podporządkowane jest w tym sezonie pod mistrzostwa świata.
Kinga Marchela: Już gdzieś tam z tyłu głowy jest myśl o igrzyskach olimpijskich w Paryżu? Czy jeszcze na razie skupiasz się na tym najbliższym sezonie?
Jan Kamiński: I tak, i nie. Istnieje cień szansy dla polskiej ekipy, żeby zakwalifikować się na igrzyska już w tym roku. Myślę jednak, że na razie trzeba to traktować z dziesięcioprocentową szansą, bo awansuje tylko pierwsze sześć zespołów. Na chwilę obecną wiemy, że nie wystawiliśmy drużyny na mistrzostwa Europy. Nie wiemy też, w jakiej formie będziemy w stanie złożyć całą ekipę i czy są szanse na to, żeby była ona optymalna na mistrzostwa świata. W naszym sporcie kontuzje koni, takie drobne kontuzje, są rzeczą permanentną i stałą w treningu. Nie mamy dzisiaj bardzo szerokiej kadry, koni nie jest za dużo, więc samo pojawienie się na mistrzostwach świata, nie mówiąc już o ich ukończeniu całą ekipą, trzeba traktować w kategorii sukcesu. Nasza reprezentacja nie startowała na mistrzostwach od bardzo dawna, chyba ostatnio była w Normandii, gdzie też nie udało jej się ich ukończyć. Można powiedzieć, że mamy jakiś plan i będziemy próbowali zdobyć kwalifikację już w tym roku, chociaż wiemy, że jest ona dla nas mało realna. Dobór startów w tym sezonie jest jednak skonstruowany tak, żebyśmy jeździli na zawody z podobną charakterystyką do tych na igrzyskach olimpijskich, jak najczęściej.
Kinga Marchela: To jak już jesteśmy w temacie igrzysk olimpijskich, jak wspominasz rywalizację w Tokio – twój debiut na igrzyskach?
Jan Kamiński: Super. Może „super” to jest trochę głupie słowo, ale to na pewno było największe wydarzenie w moim życiu, bez dwóch zdań. Nic nie równa się igrzyskom, pod każdym względem. Wszystko jest tam większe, ciekawsze i bardziej niesamowite. Sam start, mówiłem to już milion razy, był olbrzymią huśtawką nastrojów i emocji. Na początku brak nominacji do pierwszej drużyny. Potem po kolei przechodzenie miejsc do przodu, co z jednej strony było dla mnie bardzo satysfakcjonujące, bo przybliżałem się do tego, żeby wystartować, ale z drugiej strony było też bardzo trudne. Zostawiałem wtedy naprawdę dobrych kolegów, może nie w rywalizacji sportowej, tylko z powodów, na które nie mieli wpływu. A, że znamy się bardzo dobrze i spędzamy ze sobą dużo czasu to dla nas, a przynajmniej dla mnie, zawsze było to trudne. Tych emocji było więc bardzo dużo. Zupełnie też nie spodziewałem się tego, jak wielki zasięg mają igrzyska. Dla mnie były one zawsze marzeniem i celem, rzeczą, która mnie bardzo interesowała i pociągała. Nie spodziewałem się jednak, że mają aż tak globalny zasięg, a udział tam jest aż tak zauważalny i odczuwalny. Dodatkowo, ilość wiadomości, które potem dostawałem, to wszystko, to było coś ekstra.
Kinga Marchela: Czy takie przygotowania do igrzysk bardzo różniły się od zwykłych przygotowań do sezonu? Czy tak naprawdę niczym się to nie różni, bo zawsze chcesz osiągnąć tę najlepszą formę?
Jan Kamiński: Jedyne co było w tym roku inne to to, że rzeczywiście w pewnym momencie sezonu zacząłem przykładać większą wagę do własnej fizyczności. Ja akurat mam takie szczęście, że mój koń jest bardzo wydolny, ma bardzo dużą możliwość galopu i bardzo dużą łatwość zdobywania kondycji. Nie musiałem się więc tak mocno tym przejmować. Jednak to, że jest on tak silnym i mocnym koniem, wymagało ode mnie dużo wysiłku. Intensywnie pracowałem nad sobą, żeby być w jak najlepszej formie. Mimo to, nie powiedziałbym, że zrobiłem jakiś niebotyczny wysiłek. Myślę, że był jeszcze pewien margines i można było lepiej się przygotować fizycznie, co mam nadzieję, uda mi się wprowadzić już w tym sezonie. Parę rzeczy sobie właśnie zmieniłem, niektóre przemyślałem, a kilka chcę w inny sposób prowadzić podczas przygotowań.
Kinga Marchela: A jak wygląda Twój typowy tydzień? Oprócz bycia zawodnikiem, jesteś też trenerem. Wasz klub – Equikam - zdominował klubowy ranking, czego bardzo gratuluję. Jak udaje się to wszystko pogodzić?
Jan Kamiński: To bardzo proste. Wszystko polega na tym, że to jest cała drużyna, która na to pracuje. Nie jest tak, że ja tutaj robię wszystko i myślę, że mogę powiedzieć śmiało, że im dalej, im wyżej jestem, tym wbrew pozorom robię mniej. Dołącza też do nas coraz więcej osób, które pracują z nami i pomagają, żeby to wszystko się kręciło. Ja na pewno bym nie miał szans sam tego trzymać. Bardzo dużą pomocą jest moja narzeczona Gosia, która pracuje już z nami na stałe. Jest trenerem, a także świetnym jeźdźcem. Zawsze jest łatwiej, jeżeli jest nas dwójka, nawet pod względem takich codziennych treningów. Ja też mam bardzo duże szczęście, że mam dużą rodzinę, która jest ze mną i bardzo dużo mi pomaga. Zosia, moja najstarsza siostra, jest moim luzakiem i była ze mną na igrzyskach, a na co dzień jest menadżerką stajni i zajmuje się pilnowaniem wszystkiego, żeby było zrobione. Wtedy nie jest to już moim problemem. Moja młodsza siostra też zaczęła teraz ze mną pracować, a moi rodzice również są w to mocno zaangażowani. Mam więc pomoc bardzo wielu stron. A typowy tydzień… Właśnie to jest najfajniejsze, że u nas nie ma typowego tygodnia.
Kinga Marchela: Każdy jest inny.
Jan Kamiński: Tak, i to na każdym etapie sezonu jest on zupełnie inny. Teraz na przykład mamy zimę i z jednej strony zaczęliśmy już takie bardziej intensywne treningi, już jest rzeczywiście ten mocny reżim pracy, ale z drugiej strony też dość dużo teraz jeździmy i pomagamy w dobieraniu koni dla ludzi. Mamy z tym trochę pracy i to też wymaga od nas sporo podróży. Jest więc bardzo, bardzo różnie. Jeżeli jest taki tydzień, że jestem w domu to pracujemy od poniedziałku do soboty tak normalnie intensywnie od 8 do 19, z tym, że w soboty kończymy trochę wcześniej. W niedziele, jeżeli się da, to odpoczywamy, ale tych niedziel w domu, czy w ogóle weekendów w domu jest bardzo mało w ciągu roku.
Kinga Marchela: Z doświadczenia wiem, że jeździectwo to nie zawsze łatwy sport. Czy były takie momenty, kiedy chciałeś sobie odpuścić? Kiedy byłeś w takim po prostu dołku? Jak sobie z tym radziłeś?
Jan Kamiński: To jest tak, że poczucie porażki i takiego zrezygnowania to jedno z uczuć, które towarzyszy nam permanentnie. Myślę, że wbrew pozorom jest ono dla nas dużo częstsze niż uczucie sukcesu. Było dużo takich momentów, kiedy chciałem się poddać, czy to z pojedynczym koniem, czy to w danej sytuacji. Może permanentnego rzucenia jeździectwa nigdy sobie nie wyobrażałem, poza jakimś tam momentem, kiedy wyjechałem na praktyki do Niemiec. Wtedy po prostu zdałem sobie sprawę z tego, jak daleko tam jest to rozwinięte pod względem wsparcia młodych osób, a jak ciężko to wtedy wyglądało u nas, ale od tamtego czasu to się wszystko bardzo zmieniło. Wtedy był chyba taki jedyny moment, kiedy rzeczywiście zastanawiałem się czy to ma sens, czy będę w stanie po prostu z tego wyżyć. Poza tym już nigdy nie miałem takich momentów, żebym chciał przestać jeździć. Często mam jednak takie gorsze chwile. Nawet w zeszłym sezonie miałem już po prostu dość tej ciągłej próby dogadania się czy może znalezienia sposobu, żebym Jardem jeździł tak dobrze parkur, jak potrafię jeździć na treningach czy na zgrupowaniach. Jest to koń, który jest bardzo trudny pod względem jazdy skokowej. Ponadto jest koniem nerwowym i bardzo łatwo się spina, co przekłada się na słabe przejazdy. Po tych właśnie przejazdach jest taki moment, kiedy zawsze się zastanawiam czy to w ogóle ma jeszcze sens. Najchętniej bym się wtedy zapadł pod ziemię, bo wiem, jak to wygląda i to jest wtedy dla mnie bardzo frustrujące i trudne. Ale na tym to polega, żeby zawsze się podnieść i iść dalej.
Kinga Marchela: To może teraz o pozytywach. Jakie masz najlepsze wspomnienia z całej swojej kariery? Jest jakiś szczególny koń, który najwięcej Cię nauczył?
Jan Kamiński: To jest tak, że ja mam bardzo duże szczęście, bo w odpowiednim momencie mojego życia trafiam na odpowiednie konie. Na pewno koniem, który na zawsze zostanie ze mną i z którym mam największe emocjonalne wspomnienia jest Senior. Razem dorastaliśmy i to z nim wygrałem mistrzostwa Polski. To zwycięstwo było chyba jednym z takich też ważniejszych momentów, bo to było zaraz po tym złamaniu, gdy miałem małe szanse na powrót. Udało mi się tam dotrzeć, co było heroiczną pracą wielu osób, a co więcej udało się wygrać. Senior to też na pewno najinteligentniejszy koń, z jakim kiedykolwiek w życiu pracowałem, aczkolwiek też koń, który wcale nie miał tak wielkich predyspozycji. Wszystko nadrabiał więc sercem, co było ekstra. Jakbym na dzisiaj miał wybrać najszczęśliwszy moment kariery, to byłoby to, jak zjeżdżałem z parkuru w Tokio. Wiedziałem, że zaliczyłem dwie zrzutki, ale miałem poczucie, że wróciłem, że w każdej z prób zrobiłem maksimum tego, co mogłem zrobić. I chyba właśnie ten moment po parkurze, kiedy zeszła już ta cała presja był najprzyjemniejszy. Ale jakby tych momentów jest… Problemem naszym jest to, że wszystko się dzieje bardzo szybko i nie mamy jeszcze takiego czasu, że możemy siedzieć i tak wspominać. Myślę, że to kiedyś może przyjdzie. Chociaż wszystko dzieje się za szybko, bo nawet z Tokio było tak, że wróciliśmy w czwartek, a w następny wtorek wyjeżdżaliśmy do Francji, też na duże zawody. Jedyne co zdążyliśmy zrobić to imprezę dla wszystkich przyjaciół i to też był właśnie taki super moment, że tak dużo osób się pojawiło. To było dla mnie bardzo miłe. Ale jak mówię, nie ma takiego momentu, żebyśmy rozpamiętywali. Mam takie sytuacje, że gdzieś tam wyczytywane są moje sukcesy, ale to wszystko ulatuje. Nie myślimy o tym na co dzień. Wiadomo jest fajnie, to jest super, ale odnosisz sukces i zaraz masz następny. Nie mam więc jeszcze chyba takiego jednego momentu, o którym powiedziałbym, że to był najszczęśliwszy moment mojego życia. Mam nadzieję, że ich jeszcze jest dużo, dużo przed nami.
Kinga Marchela: Tego Ci właśnie życzę, żeby jeszcze było dużo tych świetnych momentów i sukcesów. Cały czas trzymamy kciuki za Ciebie i za całą Waszą ekipę. Dziękuję bardzo za rozmowę!
Jan Kamiński: Dziękuję bardzo.
Kinga Marchela
Studentka dziennikarstwa trenująca jeździectwo od przeszło 10 lat. Poza śledzeniem losów jeźdźców piszę o skokach narciarskich, Formule 1, triathlonie, łyżwiarstwie figurowym i curlingu.
