"Raz i na zawsze", tom 1 [RECENZJA]
- Dodał: Maciej Baraniak
- Data publikacji: 15.03.2022, 13:37
Legendy arturiańskie są niezwykle interesującym tworem, a mimo to bardzo rzadko pojawiają się w popkulturze. Miło więc widzieć, że jakiś zdolny twórca, a konkretnie Kieron Gillen, postanowił się chwycić tego konceptu i podać nam coś na wzór Percy'ego Jacksona, ale zrobionego o wiele lepiej.
Raz i na zawsze opowiada o współczesnym świecie, w którym legendy arturiańskie nie są jedynie legendami, a istnieją naprawdę. Zwykli śmiertelnicy nie mają o tym pojęcia, jednakże są specjalne osoby, które nie tylko mają świadomość ich istnienia, a nawet likwidują wszystkie zagrożenia z nimi związane. Jedną z takich osób okaże się babcia głównego bohatera, Duncana, zmuszona wprowadzić swojego wnuka w ten świat.
Na wstępie chciałbym zaznaczyć, że nie jestem żadnym znawcą, a już tym bardziej specjalistą legend arturiańskich. Owszem, orientuję się mniej więcej jak wyglądał szkielet fabuły, a także jaką rolę miały poszczególne postaci, natomiast nigdy nie wczytywałem się w to jakoś nadmiernie. Mam nawet wrażenie, iż więcej czasu spędziłem na poznawaniu różnic, jakie wprowadzali coraz to nowsi twórcy (a temat jest obszerny i intrygujący), od samego czytania legend.
Tym niemniej muszę przyznać, że Kieron Gillen odwalił kawał dobrej roboty w temacie owych legend. Sam trzon został historii tam ukazanej został świetnie zachowany, a kultowe postaci pojawiają się stopniowo i niespiesznie, aby nie przybijać nadmiernie czytelnika ilością mitologicznych stworów. Wiadomo, że każdy ważniejszy bohater prędzej czy później się pojawi, bo pojawić się musi, ale autor ma na to czas i nie chce się niepotrzebnie spieszyć. Dla fanów nie będzie to nic złego, a osoby niezaznajomione będą czuły się bardziej komfortowo podczas lektury.
Przy tym trzeba podkreślić, że Raz i na zawsze świetnie z tymi historiami polemizuje i to na wielu płaszczyznach. Przede wszystkim fajnie wykorzystany jest fakt, iż mamy już czasy współczesne, więc legendy odstają czasowo. Nie sprowadza się to jedynie do Ej patrzcie, my teraz mamy telefony i komputery, a wtedy nie było, lecz podejmuje się również próbę wskazania pewnych głupotek, jak chociażby walka z Sasami. Nie jest to infantylne, a za to bardzo kreatywne i wielokrotnie mnie po prostu bawiło.
Drugą płaszczyzną jest niewątpliwie ukazanie legend samych w sobie i fakt, iż były one często przebudowywane pod danego twórcę. Choć ten tom dopiero zwiastuje dość mocne konsekwencje takich zmian, to muszę przyznać, że już teraz było to ciekawe. No i na szczęście Gillen wyśmiewa również głupotki zawarte bezpośrednio w ramach legend, co będzie bawić zarówno osoby znające owe historie, jak i takie, które nigdy się z nimi nie zetknęły.
Tak jak wspomniałem, cała historia jest naprawdę zabawna. Żartów jest dużo i choć często wszyscy nam tłumaczą, że dzieje się tutaj intryga większa niż życie, to i tak wielu bohaterów ma czas, aby rzucić kilkoma dowcipami. Cieszy mnie, iż nie dostaliśmy kolejnej, nudnej historii o stawce większej niż cokolwiek możemy sobie wyobrazić w ramach pompatycznych przemów itp., a lekkiej i przyjemnej opowieści, gdzie wszystko jest z odpowiednim przymrużeniem oka.
Nawet bohaterów muszę tutaj pochwalić, gdyż wypadają naprawdę ciekawie. Właściwie jest to dość kameralna historia, skupiona wokół kilku postaci, które ciągle muszą ze sobą rywalizować o pewien istotny przedmiot (co w przypadku legend o Królu Arturze jest chyba dość oczywiste). Dzięki temu możemy lepiej wszystkich poznać, a także widzimy kiełkujące relacje między nimi i po pierwszym tomie mamy już świetnie ustanowionych protagonistów, jak i antagonistów.
Warto także podkreślić, iż pierwszy tom jest tutaj dość znaczący. Widać, że będzie to intryga rozpisana na znacznie dłuższą fabułę, choć muszę przyznać, że już ten pierwszy tom stanowi w miarę domkniętą opowieść. Na szczęście nie ma tutaj syndromu To teraz Wam wszystko opowiemy, w kontekście pomysłu na serię, a jak kupicie kolejne części, to poznacie już właściwą historię. I to cieszy, gdyż nawet jak nam się ta historia nie spodoba (w co wątpię), to nie będziemy szantażowani, że trzeba kupować kolejne tomy, aby poznać wszystko, co ma ten tytuł do zaoferowania.
Oczywiście nie mogło zabraknąć akapitu gloryfikującego graficzny aspekt tego komiksu. NonStopComics zbiera takie pozycje do swojego katalogu niczym Thanos kamienie nieskończoności (tylko tutaj zamiast sześciu slotów mamy ich chyba sześćdziesiąt). Rysunki są przejrzyste, śliczne, ale i niezwykle kolorowe, natomiast sam design wszystkich postaci to klasa. Nic, tylko brać i delektować oczy, bo to nadal kilka półek wyżej niż rynkowa konkurencja.
Nie umiem na Raz i na zawsze narzekać. Jestem pewien, że ten komiks trafi do mojej tegorocznej topki najlepszych komiksów, gdyż trudno będzie znaleźć 10 lepszych tytułów (a jeśli by tak było, to mamy chyba najlepszy rok w historii, a przynajmniej odkąd czytam komiksy). Niesamowicie czekam na drugi tom tej świetnej historii, bo choć ten posiłek był niezwykle syty, to jego dokładkę przyjmę jeszcze chętniej.
Maciej Baraniak
Student UEP na kierunku prawno-ekonomicznym. Prywatnie miłośnik różnych gatunków kina oraz komiksów, a przy tym mający bardzo specyficzny gust muzyczny. E-mail: maciej-baraniak@wp.pl