"Camel Up: Przebiegłe wielbłądy - po zawodach" [RECENZJA]
Martyna Koczorowska

"Camel Up: Przebiegłe wielbłądy - po zawodach" [RECENZJA]

  • Dodał: Maciej Baraniak
  • Data publikacji: 07.03.2022, 11:13

Camel Up to marka, która cieszy się całkiem niezłym zainteresowaniem wśród fanów gier planszowych. Choć ja nigdy nie miałem styczności z tymi najsłynniejszymi grami, to postanowiłem sprawdzić najnowszą pozycję z tej serii z podtytułem Po zawodach.

 

Camel Up: Przebiegłe wielbłądy - po zawodach to planszowa gra rywalizacyjna dla 3-5 graczy. Rozgrywka dzieli się na 3 fazy - licytację, zakupy i sprzedaż. Na początku bierzemy udział w licytacji, gdzie walczymy o pierwszeństwo w zakupie, a kiedy już ów towar nabędziemy, to pozbywamy się go w zamian za specjalne monety. Te ostatnie będą ostatecznie świadczyć o naszym zwycięstwie, natomiast gra kończy się w momencie, gdy skończą się wszystkie karty przedmiotów.

 

Przede wszystkim muszę pochwalić mechanikę licytacji. Zawsze lubiłem tego typu zabawę, gdyż jako dziecko byłem wielkim fanem Awantury o kasę (i bardzo ubolewam, że nadal nie powstała kontynuacja po latach, a przecież nawet nie trzeba by specjalnie odmładzać Pana Krzysztofa Ibisza, więc i budżet może być mniejszy). W związku z tym, byłem niesamowicie zaangażowany w walkę o zdobycie pierwszeństwa w zakupie, ale próby wykiwania przeciwnika, aby zużył zbyt wiele monet także się pojawiły.

 

Przy tym sama wygrana w licytacji jeszcze o niczym nie świadczy, bo jedynie daje nam pierwszeństwo w zakupie, które i tak może nas doprowadzić donikąd. Tutaj na scenę wchodzi mechanika wielbłądów, czyli takich naszych magazynów, gdzie składamy nabyte przedmioty. Problem w tym, że gdy je przeciążymy, to zaczną strajkować i niczego nie uniosą (mam jednak nadzieję, że to nie podświadoma nauka współczesnego kapitalizmu i testowania granic możliwości pracownika). W związku z tym, zawsze musimy uważnie kłaść przedmioty, a nawet wygrana licytacja nie oznacza, że będziemy mieli zapewnione zwycięstwo.

 

Zresztą sam fakt, iż rund jest całkiem sporo, już sugeruje nam, że wygrać wcale nie jest tak prosto. Musimy w końcu cały czas sukcesywnie kupować i sprzedawać towary, a jedna runda niekoniecznie przesądzi o ostatecznym zwycięstwie. Dzięki temu ktoś, komu nie szło na początku, niekoniecznie musi być w tyle za przeciwnikami i wciąż ma szansę wrócić do gry.

 

Jedynym minusem, jaki tutaj dostrzegam, jest minimalna ilość osób wymaganych do rozgrywki (czyli 3). Licytacje przy dwóch osobach nie miałyby zwyczajnie sensu, natomiast warto to podkreślić, gdyż jest to rzadkość na rynku. Nie było również sensu tworzyć trybu dla jednego gracza, natomiast zachęcić 3 osoby do grania bywa czasem trudno. Jeśli ktoś jednak spotyka się zawsze większą grupą na granie bądź ma sporą rodzinę, to ten minus nie powinien dla niego istnieć.

 

W kwestii wykonania mogę powiedzieć tyle, że jest naprawdę w porządku. Design poszczególnych przedmiotów nie jest aż nadto zachwycający i nie powala swoim klimatem, ale jest naprawdę przyzwoicie wykonany. Warto jednak pochwalić wykorzystanie pudełka w samej rozgrywce (z brakiem przymusu przebudowywania go, aby stał się użyteczny), bo to zabieg nie dość częsty, a zdecydowanie ciekawy.

 

Camel Up: Przebiegłe wielbłądy - po zawodach to całkiem ciekawy tytuł, z fajnymi mechanikami i solidnym wykonaniem. Ja bawiłem się naprawdę nieźle, gdyż uwielbiam wszystko, co ma licytacje, a logistyczne zagadki dodawały pewnego smaczku. Jeśli ktoś utożsamia się z tym co mówię i ma ochotę na taką rywalizację w gronie znajomych, to ja serdecznie polecam.

 

Grę otrzymałem do testów dzięki uprzejmości wydawnictwa Lucrum Games.

Maciej Baraniak – Poinformowani.pl

Maciej Baraniak

Student UEP na kierunku prawno-ekonomicznym. Prywatnie miłośnik różnych gatunków kina oraz komiksów, a przy tym mający bardzo specyficzny gust muzyczny. E-mail: maciej-baraniak@wp.pl