EBL: słabszy początek, ale udane zakończenie - King triumfował na wyjeździe
- Dodał: Aleksandra Suszek
- Data publikacji: 18.03.2022, 21:28
Drużyna ze Szczecina pojechała na mecz z MKS-em z zamiarem zdobycia kolejnych cennych punktów, by umocnić się na dziewiątej pozycji w tabeli. Choć momentami gospodarze byli w stanie zagrozić koszykarzom Kinga, to jednak zwycięstwo padło łupem ekipy z zachodniopomorskiego.
Rzutem wolnym otworzył to spotkanie Pacheco, jednak skuteczne rzuty Langevine dały pierwsze prowadzenie gościom ze Szczecina. Odkąd przyjezdni zbudowali sobie przewagę czterech "oczek", przez dłuższy czas utrzymywali ten dystans, świetnie radząc sobie z rzutami za trzy. Jednak gdy Sobin popisał się skutecznym hakiem, było już po 14. Ten moment był kluczowym w tej kwarcie, bowiem to właśnie wtedy na lepsze tory weszli zawodnicy MKS-u. Ojcem tego sukcesu był głównie Fenner, który dołożył do wyniku sześć "oczek" i po pierwszej części gry miejscowi prowadzili 24:20.
Szczecinianie po krótkim przestoju powrócili do gry. Najpierw dwie "trójki" z rzędu zaprezentował Kikowski, a później do akcji wkroczył Richardson. Siedmiopunktowa seria pozwoliła przyjezdnym odwrócić wynik na swoją korzyść - 24:30. Gospodarze przy swoich podaniach co jakiś czas się gubili, a King z kolei przekładał to na punkty. Rzadko kiedy Szczecin był nieskuteczny w ofensywie. W pewnym momencie prowadzili już dziesięcioma "oczkami", ale najważniejsze były dwie ostatnie minuty, a tam zadziało się naprawdę sporo. Fenner z wyskoku rzucił na 42:41, ale z kolei Matczak wiedział, kiedy drużyna będzie go potrzebować. To sprawiło, że na półmetku szczecinianie prowadzili 50:42.
Ekipa z województwa zachodniopomorskiego była bardzo czujna w defensywie, ale jednocześnie pilnowała swoich podań. Tylko raz w przeciągu pierwszych pięciu minut trzeciej kwarty straciła piłkę. Niezmiennie punktował Langevine, jednak na pięć minut przed końcem kwarty King trochę osłabł w swojej grze. Świetnie wykorzystał to Sobin i gospodarze zbliżyli się na zaledwie trzy "oczka". Szczecinianom jak nikomu innemu wychodziły jednak lay-up'y i to oni z boiska ostatecznie zeszli z zapasem punktowym - 65:72.
Richardson trochę stał się profesorem od rzutów wolnych - w czwartej kwarcie zdobył z nich pięć pierwszych punktów po przerwie. Nie próżnował też Langevine i wciąż osiem punktów więcej było na koncie Kinga. Gospodarzom nie udało już się niczym zaskoczyć wyżej notowanych szczecinian. Sporo chaosu wkradło się po obu stronach boiska na kilka minut przed końcem, ale było to też spowodowane zawziętością zarówno drużyny miejscowej, jak i gości. Zwycięstwo trafiło w ręce przyjezdnych, a ostatni celny rzut oddał Sitnik.
MKS Dąbrowa Górnicza - King Szczecin 77:90 (24:20, 18:30, 23:22, 12:18)
Dąbrowa Górnicza: Fenner 29, Sobin 14, Lewis Li 12, Pacheco 11, Czujkowski 7, Brenk 2, Sitnik 2, Rajewicz, Małgorzaciak, Motylewski, Piechowicz
Szczecin: Richardson 30, Langewine 15, Borowski 14, Kikowski 12, Matczak 10, Threatt 5, Davis 4, Dorsey-Walker, Kroczak, Bartosz
Aleksandra Suszek
Można powiedzieć, że piszę o wszystkim po trochu, ale w moim sercu gości głównie siatkówka.