Boks: Deontay Wilder zremisował z Tysonem Fury'm w Los Angeles

  • Dodał: Jakub Zegarowski
  • Data publikacji: 02.12.2018, 07:04

Deontay Wilder (40-0-1, 39 KO) i Tyson Fury (27-0-1, 19 KO) stworzyli w Staples Center w Los Angeles widowisko godne walki o pas mistrza świata w wadze ciężkiej. Pojedynek zakończył się nieco kontrowersyjnym remisem, który zostawia trofeum WBC w posiadaniu Amerykanina, ale otwiera drzwi do zorganizowania kasowego rewanżu. 

 

W pierwszych czterech rundach niewiele się działo. Tyson Fury walczył bardzo spokojnie, skupiając się przede wszystkim na defensywie. Nie oznacza to jednak, że te starcia przegrywał. Bardzo dobrze kuł ciosami prostymi, a niemal wszystkie akcje przeciwnika strofował znakomitym balansem ciała. Wilder nie mógł się wstrzelić swoimi potężnymi sierpowymi, przez co tracił nie tylko siłę, ale także pewność siebie. 

 

Widać to było w drugiej części walki. Brytyjczyk urządził sobie w Los Angeles solowy koncert. Robił w ringu co chciał - zabawiał publiczność, naśmiewał się z mistrza, trafiał go ciosami w absolutnie wszystkich płaszczyznach. Coraz bardziej zniecierpliwiony Deontay zaczął atakować częściej, lecz jeszcze chaotyczniej. Fury miał walkę pod całkowitą kontrolą aż do 9. rundy. Wtedy pierwszy raz wylądował na deskach. Nie było to co prawda ciężki nokdaun, ale sędziowie punktowi mieli obowiązek zapisać zwycięstwo Amerykaninowi 10:8 w tym starciu.

 

Niezrażony Brytyjczyk wrócił do swojego boksu w 10. i 11. rundzie. Ładnie pracował na nogach, ale przede wszystkim zaczął mocno trafiać Deontaya. W pewnym momencie wydawało się nawet, iż Fury wygra przed czasem. Nie zdołał tego zrobić, a za chwilę sam był niezwykle bliski porażki przez KO w ostatnim starciu. Już na samym początku panujący czempion odpalił niesamowitą bombę z lewej ręki. Tyson padł na deski jak rażony piorunem i stracił przytomność. Za kilka sekund jednak ocknął się, wstał i kontynuował pojedynek. Dotrwał do ostatniego gongu i wydawało się, że to jego ręka powędruje do góry, pomimo dwóch nokdaunów.

 

Ostatecznie, sędziowie ogłosili niejednogłośny remis (115:111 Wilder, 112:114, Fury, 114:114). Werdykt ten nie jest skandalem, lecz na pewno wzbudzi kontrowersje. Fury był pięściarzem zdecydowanie lepszym w ringu, lecz dwa odjęte punkty za nokdauny dają jakieś podstawy, żeby zgodzić się z ogłoszonym remisem. Split draw to jednak najlepsza wiadomość dla promotorów obu pięściarzy. Wciąż obaj są niepokonani, a więc wielkie, kasowe walki wciąż przed nimi. Najbardziej prawdopodobną opcją wydaje się być rewanż, który ponownie zelektryzuje światek boksu zawodowego i spowoduje, że obaj po raz kolejny zarobią w ringu fortunę. 

 

Jedno jest pewne. Wraz z wielkim powrotem Tysona Fury'ego oraz przejściem Oleksandra Usyka do wagi ciężkiej, w "królewskiej" dywizji nastały nowe, lepsze czasy.