
Magiczne miejsce, magiczne czasy, magiczna książka - recenzja „Październikowej rdzy" Agnieszki Kuchmister
- Dodał: Bartosz Szafran
- Data publikacji: 17.10.2025, 23:19
Pierwszy raz miałem okazję czytać prozę Agnieszki Kuchmister i od razu ją polubiłem. Październikowa rdza to intrygująca podróż w czasie, choć nie w przestrzeni, podróż wstecz, ale i w głąb ludzkiej duszy, pełna magii, ale i mroku. Czasami zabawna, niekiedy liryczna, ostatecznie jednak dramatyczna i chyba pesymistyczna. Smutna. Na pewno jednak bardzo warta przeczytania.
Drugi raz na swojej czytelniczej drodze trafiłem na książkę, przy lekturze której nierzadko po głowie krążyła Olga Tokarczuk i te jej w moim osobistym rankingu najlepsze powieści - Empuzjon i Dom dzienny, dom nocny. Pierwszy raz miało to miejsce, kiedy zagłębiałem się w niezwykły świat Tarniny Marty Kucharskiej (na marginesie Marto droga, gdzie ta nowa książka, Ileż można... czekać), drugi zaś właśnie gdy smakowałem Październikową rdzę (nie miałem wyjścia, musiałem smakować, choć pragnąłbym połykać jak najszybciej, ale październik to jeden z najgorszych miesięcy dla czytelniczej części mojego życia). Bo to i przestrzeń ta sama - tajemniczy, magiczny, mało znany i poznany zakątek Dolnego Śląska, gdzieś między górami, borami, rzekami, w przepięknych okolicznościach przyrody. No i klimat zbliżony, trudno go nawet nazwać jednym słowem, bo to taka mieszanka magii, mroku, wilgoci, chłodu, promyków światła, pustki - tworzonej przez ludzi, zwierzęta, postaci z legend, wierzeń, ale i przyrodę nieożywioną. Z jednej strony myśl o tym, że przyszłoby żyć tam i wtedy, wzbudza dreszcze, z drugiej jednak choć na jakiś czas chciałoby się tam pobyć, poodczuwać, posmakować. Tak właśnie, tak ambiwalentnie. Inspiruje się chyba trochę Kuchmister naszą noblistką, ale miejscami zdaje się i polemizować.
Bo tu trauma jest ładunkiem wybuchowym, który niekiedy przez długi czas nieuzbrojony tkwi w nas i czeka na dobrą okazję by dać o sobie znać i odpalić z cała mocą w sprzyjających warunkach. I ta trauma jest efektem innej traumy, która została zadana kiedyś indziej, komuś innemu, ale w jakiś sposób powiązanemu. Więzami krwi, przestrzenią, krzyżującymi się ścieżkami życia, okolicznościami historycznymi. Kuchmister pokazuje to mistrzowsko pokazując losy pewnej małej społeczności w odwrotnej perspektywie (pętli) czasowej. Od teraźniejszości, przez przeszłość nie tak dawną, po czasy z naszego punktu widzenia zamierzchłe (stulecie wstecz dokładnie rzecz biorąc), by na koniec błyskawicznie, niczym rozciągnięta do maksimum i zwolniona sprężyna, wrócić do czasów współczesnych i zwieńczyć dzieło spektakularnym i zaskakującym wielkim finałem. Zrazu to cofanie się w czasie zaskakuje i nieco hamuje czytelniczy rozpęd, ale kiedy zrozumie się do czego zmierza ta historia, chce się jak najszybciej iść dalej (czy można powiedzieć o wędrówce wstecz "dalej"? hym, sam nie wiem) by dotrzeć do końca, który jest domknięciem i dopełnieniem początku.
Jest to też po trosze powieść historyczna, choć w specjalnym ujęciu - taki bardziej społecznym niż faktograficznym. Przez Dolny Śląsk w ostatnich stu latach przetoczył się wręcz huragan zdarzeń. Region wraz z mieszkańcami wielokrotnie przechodził z rąk do rąk, teoretycznie oszczędzony przez obie wielkie wojny, był jednak areną wysiedleń, przesiedleń, zmian nazw i narodowej tożsamości i to wszystko odbijało piętno na mieszkających tam ludziach, którzy wcale nie byli zainteresowani wielkimi przemianami i zmianami, a jednak stali się marionetkami w rękach najpotężniejszych polityków świata. To nie mogło się nie odbić na międzyludzkich relacjach, uwarzona przez historię społeczna, klasowa mikstura musiała stać się mieszanką wybuchową i takową się stała. I w tym ujęciu Kuchmister przedstawia kolejne wydarzenia jako konsekwencje poprzednich, traumy dotykające ogółu, nie tylko jednostki, są tym nierozbrajalnym ładunkiem wybuchowym.
W tym wszystkim widać, że autorka lubi i ceni te małe, regionalne światy, enklawy surowości, ale i oazy, które w sprzyjających okolicznościach mogłyby być świetnym miejscem do życia i bycia. Wielkie miasta, wielki świat od przestrzeni Październikowej rdzy oddalone są o lata świetlne, a ci, którzy tam pojadą albo przepadają, albo wracają odmienieni, ale w ten negatywny sposób. Czy jest zatem miejsce na świecie, gdzie można zaznać spokoju duszy i ciała? Z kart książki Kuchmister wyczytać można negatywną odpowiedź na tak postawione pytanie. Mamy w tej książce i wątły wątek kryminalny, sensacyjny rzecz można. Na początku wydaje się, że może nawet będzie on i najważniejszy, ale tak naprawdę jest on tylko pretekstem, tłem całej, zdecydowanie ważniejszej reszty.
Formalnie książka jest jak najbardziej udana. Kuchmister bawi się narracją, nie tylko następstwem czasu. Narrator się zmienia, zależnie od czasu i opisywanych wydarzeń. Te formalne zabiegi w innym otroczeniu mogłyby razić, przeszkadzać w lekturze, w Październikowej rdzy zdają się być absolutnie naturalne, w intencji zrozumiałe. Językowo i warsztatowo autorka pokazuje dojrzały i wypracowany warsztat, jakkolwiek w tym ujęciu nie wyróżnia się wśród innych dobrych, pisarzy. Niemniej klimat, atmosferę, zapachy, smaki potrafi odmalować na tyle plastycznie, że zamykając oczy bez trudu przenosimy się do wyimaginowanego, ale jednak tak bliskiego realiom małego świata, gdzieś tam skrytego w lasach między siedzibą Ducha Gór, a Krainą Wygasłych Wulkanów.
Tytuł: Październikowa rdza
Autor: Agnieszka Kuchmister
Data premiery: 10 września 2025
Stron: 410
Wydawnictwo: Znak liternova
Ocena: 8/10
Agnieszka Kuchmister: Absolwentka polonistyki, dziennikarstwa i PR. Autorka blogów Refleksje Niesymetryczne i Whole World in my Head. Założycielka Three Witches Skincare. Propagatorka praw zwierząt, pasjonatka psychologii, dobrego piwa i życia blisko natury. Hobbystycznie ilustratorka. Debiutowała w roku 2020 zbiorem opowiadań 'Listopad'.
Opis fabuły od wydawnictwa: Szwarzeb, 1989 rok. W niewyjaśnionych okolicznościach znika Alicja Wicher. W miasteczku, w którym każdy ma coś do ukrycia, nikt nie szuka jej zbyt długo. Siedem lat później Agata Kot, córka grabarza, przypadkiem natrafia na ślad zaginionej dziewczyny. Nie podejrzewa jednak, że kluczem do prawdy będzie przeszłość, od której nie można uciec. By rozwikłać tę zagadkę, trzeba będzie zanurzyć się w stuletnią historię miasteczka u stóp Karkonoszy, odkryć tajemnicę skarbu z pałacu Ackermanów i poznać dzieje rodzin, które od lat skrywają swoje sekrety w starych, poniemieckich domach. A może prawda czai się wśród mglistych ścieżek lasu, gdzie nocami błąka się duch świętej Rosamundy, a niektórzy w mroku widzieli wilkołaka? Hipnotyzująca, misternie skonstruowana powieść o małomiasteczkowych tajemnicach, duchach przodków, miłości i zbrodni stłumionej milczeniem. Dziewięć splecionych życiorysów. Jedno zniknięcie. I pytanie, które powraca niczym echo: jak głęboko trzeba zabrnąć w przeszłość, żeby odnaleźć się w teraźniejszości?
Bartosz Szafran
Od wielu wielu lat związany ze sportem czynnie jako biegający, zawodowo jako sędzia i medyk oraz hobbystycznie jako piszący wcześniej na ig24, teraz tu. Ponadto wielbiciel dobrych książek, który spróbuje sił w pisaniu o czytaniu.