LaLiga: tytuł pozostanie w Madrycie. Pytanie brzmi: w czyich rękach?
- Dodał: Rafał Judka
- Data publikacji: 21.05.2021, 15:25
Sobota będzie ostatnim dniem rozgrywek hiszpańskiej LaLigi. Kilka miesięcy walki o tytuł sprowadzi się jednego pytania: Atletico czy Real? W grze o trofeum pozostały już tylko dwa kluby ze stolicy. Wszystko w swoich rękach ma ekipa Diego Simeone. Zinedine Zidane i jego piłkarze oprócz zwycięstwa muszą liczyć na potknięcie rywali.
Na wstępie warto w kilku zdaniach wspomnieć o drużynach, które były w zasięgu mistrzostwa jeszcze kilka kolejek temu. Wydawało się wtedy, że losy trofeum rozstrzygną się pomiędzy czterema zespołami. Oprócz wspomnianych wyżej klubów z Madrytu w czubie tabeli była również Barcelona i Sevilla. Andaluzyjczycy zaliczyli bardzo dobry sezon pod wodzą Julena Lopeteguiego, ale zabrakło im zimnej krwi w końcówce, kiedy przegrali z Athletic Bilbao i Villarrealem. W sobotę mogą pokusić się jednak o zepchnięcie Barcelony z podium. Tracą do Katalończyków tylko dwa punkty. Ci z kolei zaliczyli fatalne ostatnie tygodnie zmagań o tytuł. Porażka z Granadą, kiedy ekipa Koemana miała szansę na wskoczenie na fotel lidera czy tracenie punktów z Levante i Celtą, gdy w obu przypadkach to Blaugrana wychodziła pierwsza na prowadzenie. Pięć możliwych punktów na piętnaście możliwych mocno zachwiało pozycją Holendra, który może już tego lata pożegnać się z pracą na Camp Nou.
Czas jednak na gwiazdy sobotniego wieczoru. Gdyby przed sezonem, ktoś stwierdził, że losy mistrzostwa rozstrzygną się w ostatniej kolejce, nie brzmiałoby to nieprawdopodobnie. Lecz już po kilku, kilkunastu kolejkach ta teza zmieniłaby się w żart. Diego Simeone i jego piłkarze zaliczyli fenomenalny początek sezonu. Do połowy lutego przegrali w lidze tylko raz, w grudniu z Realem Madryt. Lecz wtedy nastąpił kryzys. Kilka remisów (m.in. z Celtą, Levante, Getafe czy Betisem) oraz porażek (ponownie z Levante, ale również z Sevillą czy Athletic Bilbao), przy równoczesnej zwyżce formy Realu i Barcelony spowodowało, że przewaga, która wydawał się nie do odrobienia zmalała do rozmiarów, które da się zniwelować w czasie jednej kolejki. Jednak, gdy wydawało się, że tytuł przegranych sezonu trafi do Atletico, Simeone wykrzesał ostatnie płomienie wiary i determinacji wśród swoich piłkarzy. Gdy grunt zaczął palić im się pod nogami potrafili oni zremisować z Barceloną (ze wskazaniem na drużynę z Madrytu), co nie pozwoliło Katalończykom na przeskoczenie ich w tabeli. Wygrali też trudny mecz z Realem Sociedad. A w ostatniej kolejce, gdy przegrywali z przeciętną Osasuną do tlenu podłączył ich niechciany przy Camp Nou Luis Suarez wyprowadzając Atletico na prowadzenie w końcówce spotkania. Teraz pozostał im mecz na wyjeździe z praktycznie pewnym spadku Realem Valladolid. Smaczku temu spotkaniu dodaje fakt, że właścicielem zespołu gospodarzy jest była gwiazda Realu Madryt Luís Nazário de Lima, czyli Ronaldo. Brazylijczyk miał nawet zaproponować swoim zawodnikom specjalną premię, za pokonanie Atletico. Nie warto jednak doszukiwać się w tym większej sensacji, ponieważ zwycięstwo Valladolid może dać im również utrzymanie w lidze, przy korzystnych wynikach na innych arenach.
Real Madryt z kolei zaliczył bardzo słaby początek rozgrywek. Zarówno w LaLidze jak i Lidze Mistrzów podopieczni Zidane’a mocno dołowali. Do ostatniej kolejki fazy grupowej Królewscy musieli walczyć o pozostanie w Champions League. W lidze strata do Atletico się powiększała, a gra opierała się głównie na indywidualnych popisach Benzemy czy Ramosa. Im dalej w sezon, tym sytuacja kadrowa Realu stawała się coraz gorsza, ale wyniki szły w górę. Większość ekspertów i dziennikarzy głowiło się jak Zidane potrafił zarządzać tak wąską kadrą. Rekordowa ilość kontuzji w połączeniu z zakażeniami koronawirusem powodowały, że Francuz nierzadko aby uzupełnić kadrę meczową musiał posiłkować się zawodnikami rezerw. Nie przeszkodziło to jednak Królewskim do awansu do półfinału Ligi Mistrzów oraz dogonieniu Atletico Madryt na krajowym podwórku. Real jest niepokonany od lutego, a gdyby nie kilka remisów ze słabszymi rywalami (m.in. z Getafe, Sociedad czy Betisem) losy tytułu mogłyby być już rozstrzygnięte. A ostatnia kolejka wcale nie musi być dla nich spacerkiem, ponieważ podejmują oni u siebie Villarreal, który nadal walczy o udział w przyszłym sezonie w Lidze Europy. Nie wiadomo jednak, jak do tego pojedynku podejdzie trener gości Unai Emery. Należy pamiętać, że już kilka dni później Żółta Łódź Podwodna rozgrywa chyba najważniejszy dla siebie mecz sezonu, czyli finał Ligi Europy z Manchesterem United.
Plusem Madrytczyków jest fakt, że mają oni lepszy bilans bezpośrednich spotkań z rywalami do mistrzostwa, a to w Hiszpanii decyduje o kolejności w tabeli przy równej liczbie punktów. Wszystko przed ostatnią kolejką jest jasne. NIe musimy zajmować się “małymi tabelami” czy liczyć różnicy bramek. Obie ekipy dzielą dwa “oczka”. Jeżeli Atletico nie potknie się w Valladolid to Los Colchoneros zostaną mistrzami Hiszpanii. Jeżeli jednak zremisują lub przegrają na wyjeździe, to muszą liczyć na brak zwycięstwa Realu nad Villarrealem. Jeżeli Królewscy marzą o tytule muszą więc koniecznie wygrać. Oba decydujące spotkania odbędą się o tej samej godzinie, więc ławki trenerskie na pewno nasłuchiwać będą relacji z drugiego stadionu. Władze Madrytu są już przygotowane na wieczorne fety mistrzowskie. Fontanny Neptuna (miejsce świętowania kibiców Atletico) i bogini Kybele (gdzie zbierają się fani Realu) oddalone są od siebie o zaledwie kilkaset metrów, co w czasach pandemii utrudnia organizację hucznych celebracji.
Wszystko rozstrzygnie się już w tą sobotę. Mecze Atletico i Realu rozpoczną się o godzinie 18:00, więc chwilę przed 20:00 powinniśmy znać już mistrza Hiszpanii sezonu 2020/2021. Tytuł na pewno pozostanie w Madrycie. Pytanie brzmi, czy przeniesiony zostanie na Wanda Metropolitano, czy jednak zachowa swoje miejsce przy Santiago Bernabeu.