PlusLiga: pięciosetowy hit z happy-endem dla Skry
- Dodał: Aleksandra Suszek
- Data publikacji: 19.02.2022, 17:22
W 21. serii gier siatkarskiej PlusLigi największym hitem meczowym było starcie odwiecznych rywali z czołówki - Resovii Rzeszów i Skry Bełchatów. W tym pojedynku lepsi byli podopieczni Slobodana Kovaca, którzy na pięć kolejek przed zakończeniem fazy zasadniczej zajmują trzecie miejsce w tabeli.
Świetne wejście w to spotkanie zaliczyli przyjezdni, bo już na początku zaskoczyli rzeszowian dwoma skutecznymi blokami. Przy pomyłce Drzyzgi w tym samym elemencie Skra prowadziła już 4:1. Kilka akcji później sytuację gospodarzy uratował Deroo, który pobawił się w egzekutora na zagrywce i doprowadził do remisu. Długie wymiany przeplatały się z tymi kończonymi w pierwszym tempie, ale wynik wciąż był trochę korzystniejszy dla Skry. Bełchatowianie co prawda bardzo słabo wyglądali w polu serwisowym, notując aż siedem błędów własnych, ale rzeszowianie nie do końca potrafili to wykorzystać. Podopiecznym Marcelo Mendeza nie udało się po raz kolejny doprowadzić do remisu, a seta zakończył atakiem ze środka Kłos.
Asem serwisowym powrót na boisko zasygnalizował Bieniek, jednak środkowy zaraz później się pomylił. Początek tego seta był dyktowany przede wszystkim akcjami pierwszego tempa i mocnym serwisem z obu stron. Kluczowa była kiwka Atanasijevica, która natknęła się na dłonie Kochanowskiego - bełchatowianie nie spodziewali się powrotu piłki, a Rzeszów wyrównał na 5:5. Od tego momentu trwała walka punkt za punkt, ale gorąco zrobiło się w momencie, gdzie jedną z akcji sędziowie uznali jako niemożliwą to oceny. To chyba odrobinę rozbiło ekipę z Bełchatowa, którzy po serii rywali musieli gonić wynik - 16:11. Udało im się zniwelować straty do dwóch "oczek" dzięki skutecznej grze Bieńka, a więc o czas poprosił trener Mendez. To dało chwilę oddechu rzeszowianom, którzy korzystniejszy wynik utrzymali już do końca. Decydujący punkt Resovia zdobyła po zepsutym serwisie Atanasijevica.
Trzecia odsłona wniosła do gry obu drużyn wiele waleczności, mimo że wcześniej wcale jej nie brakowało. Remis utrzymywał się do stanu 4:4, aż pierwsi budować przewagę zaczęli bełchatowianie, odskakując po serii na trzy "oczka". Gospodarze zanotowali przestój w grze i nawet Cebulj nie był w stanie tej niemocy przełamać. Zauważył to Marcelo Mendez i momentalnie poprosił o czas. To jednak nie wykluczyło problemów miejscowych z utrzymaniem przyjęcia. Dobre decyzje podejmował też rozgrywający Skry i to goście cały czas dyktowali warunki - 17:10. Bełchatowianie nie byli bezbłędni, ale znacznie lepiej radzili sobie w ofensywie. Dzięki temu byli już seta do przodu i bliżej wygranej w całym meczu.
Rzeszowianie bardzo chcieli przedłużyć swoje szanse w tym spotkaniu i szybko odskoczyli na 3:1. Przyjezdni cały czas deptali im po piętach, ale cały czas nie mogli przekroczyć bariery remisu. Mankamentem Skry były problemy z zagrywką - zarówno swoją, jak i tą potężną posyłaną z drugiej strony boiska. Deroo nie odpuszczał w ataku, a wtórował mu Muzaj i przed decydującą fazą seta rzeszowianie prowadzili 19:15. Podopieczni Slobodana Kovaca utrudniali sobie błędami własnymi i było już jasne, że na Podpromiu zwycięzcę wyłoni tie-break.
Tam już obie drużyny toczyły bardzo wyrównaną walkę od samego początku. Przynajmniej do stanu 5:5, aż na zagrywce nie pojawił się Kłos. Środkowy Skry popisał się regularnym serwisem, co doprowadziło do serii punktowej gości. Skra miała więc na półmetku już trzy "oczka" w zapasie. Końcówka jednak miała wszystko rozstrzygnąć, ale w niej lepsi okazali się siatkarze Skry.
Asseco Resovia Rzeszów - PGE Skra Bełchatów 2:3 (21:25, 25:21, 19:25, 25:18, 12:15)
Rzeszów: Tammemmaa, Muzaj, Szerszeń, Kochanowski, Drzyzga, Deroo, Zatorski (libero) oraz Cebulj, Woicki, Bucki
Bełchatów: Taht, Bieniek, Atanasijevic, Kooy, Kłos, Łomacz, Piechocki (libero) oraz Schulz, Ebadipour, Mitić
Aleksandra Suszek
Można powiedzieć, że piszę o wszystkim po trochu, ale w moim sercu gości głównie siatkówka.