
Piłka nożna: co warto zapamiętać z Ligi Europy 2021/2022?
- Dodał: Rafał Kozieł
- Data publikacji: 19.05.2022, 21:18
W środę późnym wieczorem poznaliśmy pierwszego triumfatora europejskich pucharów. Ligę Europy w sezonie 2021/2022 zwyciężyła drużyna Eintrachtu Frankfurt, która pokonała Rangers po rzutach karnych, zdobywając przepustkę do przyszłorocznej Ligi Mistrzów. Co jeszcze warto zapamiętać z zakończonych właśnie rozgrywek?
NIECODZIENNY WYCZYN LEGII
Z perspektywy polskiego kibica warto rozpocząć wspomnienia od polskiego klubu. Do fazy grupowej Ligi Europy zakwalifikowała się Legia Warszawa. Los nie był zbyt łaskawy dla „Wojskowych”, bowiem trafili oni do grupy z Napoli, Spartakiem Moskwa oraz Leicester. Piłkarze prowadzeni wówczas przez obecnego selekcjonera reprezentacji Polski – Czesława Michniewicza – nic sobie jednak z tego nie zrobili, bowiem po dwóch seriach gier Legioniści plasowali się na czele grupy po dwóch zwycięstwach nad „Lisami” oraz drużyną z Rosji. Kryzys ligowy odbił się także na dyspozycji Legii w Europie – gracze z Warszawy doznali dwóch porażek z Napoli, a następnie w rewanżu na King Power Stadium. Mimo to ówcześni mistrzowie Polski w dalszym ciągu mieli szansę na grę w europejskich pucharach wiosną – wystarczyło zwyciężyć w Warszawie ze Spartakiem. Niestety, rosyjska drużyna zwyciężyła 1:0, wyrzucając Legionistów za burtę. Tym samym polski klub dołączył do nielicznego grona drużyn, którym nie udało się awansować do fazy pucharowej, mając na koncie sześć punktów po dwóch pierwszych meczach.
ROMANTYCZNE HISTORIE…
Mówiło się, że po wprowadzeniu Ligi Konferencji Europy „druga liga europejska" straci na wartości. Rzeczywistość okazała się zupełnie inna. Dość powiedzieć, że z całej czwórki półfinalistów jedynie RB Lipsk w ostatnich latach regularnie pokazuje się na europejskiej arenie. Co więcej, sam awans do finału Eintrachtu Frankfurt i Rangersów był swego rodzaju klamrą. Niemiecki klub zwyciężył w europejskich pucharach po ponad 40 latach, przez co nie mógł dziwić szał radości kibiców we Frankfurcie po zakończeniu meczu finałowego. Jeszcze piękniejsza jest historia podopiecznych Giovanniego van Bronckhorsta. Szkocki klub, który jeszcze dekadę temu zmagał się z demonami życia ponad stan oraz długami i zaczynał budować swoją potęgę na nowo, pokazał, że po każdym upadku można się podnieść. Wystarczy chcieć. Jeszcze większy podziw chwyta, kiedy spojrzy się na drogę do finału obu drużyn – na rozkładzie m. in. Borussia Dortmund, Barcelona, Lipsk czy West Ham. To musi budzić wrażenie i pokazuje, że skład finałowy nie był przypadkowy.
Wielu ekspertów zachwyca się finalistami Ligi Europy, jednak miłych niespodzianek i „czarnych koni” znalazło się więcej. Wspomniane już West Ham i Betis, a także ambitnie walczące w fazie grupowej Sparta Praga, Midtyjlland czy Celtic pokazują, że warto marzyć, bo marzenia się spełniają.
… I BOLESNE UPADKI
Skoro była mowa o miłych zaskoczeniach, trzeba także wspomnieć i o drużynach, które zawiodły. Jednym tchem można wymieć cztery zespoły, które znalazły się w fazie pucharowej Ligi Europy i poległy z kretesem. Barcelona, Napoli, Borussia Dortmund oraz Sevilla uważane były za głównych faworytów do zwycięstwa. Na nic jednak przewidywania ekspertów. Już w 1/16 finału los skrzyżował ze sobą piłkarzy z Camp Nou oraz Neapolu. Po dobrych widowiskach lepsza okazała się „Blaugrana”, która jednak w ćwierćfinale musiała uznać późniejszego triumfatora, awans tracąc na własnym stadionie, ulegając Eintrachtowi 2:3. Sevilla, czyli zespół mający patent na wygrywanie Ligi Europy, odpadła rundę wcześniej, przegrywając w dwumeczu 1:2 z West Hamem. Już na pierwszej wiosennej przeszkodzie swoją przygodę z „europejską drugą ligą” zakończyli piłkarze BVB, którzy – po obfitującym w bramki dwumeczu – ulegli Rangersom, uważanych za „czarnego konia” rozgrywek. Jak okazało się później, nie były to puste słowa.
Drużyn, które rozczarowały, na pewno jest więcej. Kibice Leicester czy Olypique Marsylia na pewno mieli nadzieję, że ich drużyny włączą się do rywalizacji o puchar. Zarówno klub z Anglii, jak i klub Arkadiusza Milika mocno rozczarowali w grupie, przez co zostali zesłani „na banicję” do Ligi Konferencji.
POLSKIE AKCENTY
Nie licząc Legii, w kadrach zespołów występujących w fazie grupowej pięciu Polaków miało szansę na regularną grę. Arkadiusz Milik doznał jednak kontuzji, która wykluczyła go praktycznie z całej jesieni we wspomnianej Marsylii, w związku z czym dopiero wiosną mógł pokazać swoje możliwości, jednak jego klub grał już dywizję niżej. Do końca przygody Napoli w Lidze Europy pierwsze skrzypce grał za to Piotr Zieliński, który zdołał także „ukąsić” Legię. Pierwszy skład w Lokomotiwie Moskwa miał także pewny Maciej Rybus, jednak razem z kolegami zajął ostatnie miejsce w grupie E, za Galatasaray, Lazio i Marsylią. W kadrach swoich drużyn było jeszcze także dwóch bramkarzy, jednak zarówno Radosław Majecki, jak i Łukasz Fabiański większość czasu spędzili na ławce rezerwowych. O ile jeszcze bramkarz Monaco miał okazję zaprezentować się w kilku meczach, o tyle „Bambi” nie zagrał w żadnym spotkaniu. Było to spowodowane decyzją Davida Moyesa, który oszczędzał Fabiańskiego, w związku z czym w Lidze Europy bronił rezerwowy bramkarz „Młotów” – Alphonse Areola.
FINAŁ
Środowe starcie na Estadio Ramon Sanchez Pizjuan w Sewilli zostanie zapamiętane z kilku powodów. Pomijając starcia kibiców na ulicach miasta, na murawie zobaczyliśmy wiele obrazków godnych zapamiętania. Już w pierwszych minutach po starciu z rywalem krwią zalał się Sebastian Rode. Kapitan Eintrachtu na swoich mediach społecznościowych pokazał zdjęcie zszytej głowy, jednak w meczu nie przeszkodziło mu to w wytrwaniu 90 minut. To pokazuje oddanie zawodnika oraz jego świadomość dotyczącej stawki meczu. Wymowny jest także obrazek po stronie Rangersów. Aaron Ramsey został wprowadzony pod koniec dogrywki jako pewny wykonawca rzutu karnego. I co? I to właśnie wychowanek Arsenalu jako jedyny przestrzelił swoją „jedenastkę”, czym pogrzebał szansę szkockiego klubu na zdobycie trofeum.
To tylko kilka wartych zapamiętania historii z zakończonej w środę Ligi Europy. Zapewne każdy kibic piłki nożnej ma swoje własne wspomnienia, jednak najważniejsze jest to, że te wspomnienia w ogóle są. Przebieg całych rozgrywek pokazuje, że rozgrywki „drugiej ligi europejskiej” wcale nie muszą być nudne i monotonne, a każdy zespół może do nich wnieść odrobinę świeżości. Mam nadzieję, że przyszłoroczne rozgrywki będą równie ciekawe, czego sobie i Państwu życzę.