Premier League: niespodzianka na Turf Moor, Burnley lepsze od Tottenhamu!
- Data publikacji: 23.02.2019, 15:30
W pierwszym sobotnim spotkaniu 27. kolejki angielskiej ekstraklasy, Burnley pokonało na własnym boisku Tottenham 2:1, dzięki trafieniom Wooda i Barnesa. Dla drużyny z północnej części Londynu bramkę zdobył Harry Kane. Ekipa Dyche'a przedłużyła swoją znakomitą serię spotkań z rzędu w lidze bez porażki do ośmiu, jednocześnie kończąc passę czterech kolejnych zwycięstw we wszystkich rozgrywkach Kogutów. W tabeli Burnley obecnie jest na 13. pozycji, zaś Tottenham pozostaje na 3. miejscu.
Pojedynek Burnley z Tottenhamem otwierał sobotnie zmagania tej serii gier angielskiej Premier League. Gospodarze do dzisiejszego spotkania przystępowali jako piętnasta ekipa tabeli. Podopieczni Seana Dyche’a zgromadzili do tej pory 27 punktów. Z kolei Tottenham znajdował się na trzeciej pozycji (60 „oczek”), ze stratą pięciu punktów do Liverpoolu oraz Manchesteru City. W roli faworyta tej potyczki stawiano zespół Pochettino, jednak ostatnie wyniki Burnley sprawiły, że zwycięstwo popularnych Kogutów w tym spotkaniu wcale nie było takie pewne. Bordowi po fatalnym początku sezonu, wreszcie zaczęli regularnie punktować i zdołali wydostać się ze strefy spadkowej. W ostatnich siedmiu meczach piłkarze z Turf Moor nie przegrali ani razu, zdobywając w sumie aż 15 „oczek”. Piłkarze z Londynu mogli pochwalić się serią czterech ligowych triumfów z rzędu. Goście uchodzili także za ekipę najlepiej grającą na wyjazdach – 11 zwycięstw i tylko dwie porażki.
Ostatnie dziewięć ligowych konfrontacji pomiędzy tymi drużynami to sześć zwycięstw Spurs, dwa remisy i tylko jedna wygrana Burnley. Jesienią, Tottenham po dramatycznym boju pokonał na Wembley swojego dzisiejszego rywala 1:0. Bramkę na wagę kompletu punktów w doliczonym czasie gry zdobył Eriksen. W składzie obu drużyn zabrakło kilku zawodników. The Clarets byli osłabieni brakiem kontuzjowanych Defoura, Lennona oraz Waltersa. W ekipie Tottenhamu z powodu urazów nie mogli wystąpić Alli, a także Janssen, natomiast na dzisiejsze spotkanie zdołali się wykurować Kane, Rose oraz Davies.
Już w 2. minucie Hugo Lloris był zmuszony po raz pierwszy interweniować. Zawodnik Burnley starał się bezpośrednio z rzutu rożnego zaskoczyć francuskiego golkipera, jednak ten zachował czujność na linii i zapobiegł utracie bramki. Od początku spotkania obie ekipy nie forsowały tempa, tylko spokojnie starały się budować akcje ofensywne. W 7. minucie Rose za głęboko dośrodkował piłkę z lewej strony boiska w pole karne i Heaton pewnie złapał futbolówkę. Chwilę później obrońca Tottenhamu domagał się przyznania rzutu karnego. Brytyjczyk sugerował arbitrowi, że po jego strzale piłka odbiła się od ręki obrońcy gospodarzy. Arbiter spotkania nie przychylił się do sugestii zawodnika Spurs i nakazał grać dalej. W miarę upływu czasu lepsze wrażenie sprawiali The Clarets. Gospodarze byli agresywniejsi w środku pola, bardziej zdecydowani w swoich interwencjach. Stosowali umiejętny pressing, którym uniemożliwiali rywalom możliwość rozwinięcia skrzydeł.
Po kwadransie gry dał znać o sobie Harry Kane. Napastnik Kogutów ruszył z piłką, uciekł rywalom i wypracował sobie pozycję do strzału zza szesnastki. Reprezentant Anglii uderzył obok lewego słupka bramki Burnley. W kolejnych minutach przewagę zdobył Tottenham. Przyjezdni spokojnie i cierpliwie rozgrywali futbolówkę w centralnym rejonie boiska, po czym jednym podaniem starali się uruchomić napastników. Ponadto, aktywny na prawym skrzydle był Aurier. Piłkarz z Wybrzeża Kości Słoniowej zaliczył kilka dośrodkowań w pole karne, jednak żadne z nich nie zostało sfinalizowane celnym strzałem. W odpowiedzi Barnes dynamicznie wszedł z piłką w pole karne, zagrał na piąty metr, lecz w tym miejscu nie było żadnego z zawodników w bordowych koszulkach. W kolejnych fragmentach spotkania zespoły miały ogromne problemy z wypracowaniem klarownych sytuacji bramkowych. Piłkarze Mauricio Pochettino dłużej utrzymywali się przy piłce, ale niewiele z tego wynikało. Umiejętnie broniący się gospodarze, zmuszali drużynę z Londynu do strzałów z dystansu, które albo były niecelne, albo zostawały w porę zablokowane przez defensorów z Turf Moor.
W kolejnych minutach sobotniego pojedynku obie ekipy stwarzały realne zagrożenie pod bramką przeciwnika. Plasowane uderzenie Eriksena z dystansu wyłapał Heaton. Kilkadziesiąt sekund później Son przedarł się prawą stroną w pole karne, lecz zagrał w miejsce, w którym nie było żadnego z graczy Tottenhamu, dlatego skończyło się tylko na strachu dla Burnley. Miejscowi szybko zripostowali. W prawym narożniku boiska futbolówkę wyłuskał Hendrick, wypatrzył w polu karnym Barnesa, który bez przyjęcia kropnął tuż nad poprzeczką bramki Llorisa. Mocno podkręcona piłka zahaczyła o górną siatkę. Końcowe fragmenty pierwszej części meczu upłynęły przy wyraźnej przewadze Kogutów. Podopiecznym Pochettino brakowało jednak skutecznego wykończenia ofensywnych akcji. Miejscowi liczyli na powodzenie ze stałych fragmentów gry, ale piłkarze z Londynu spisywali się bez zarzutu po centrach z rzutów wolnych czy rożnych miejscowych. Tottenham wymieniał mnóstwo podań na połowie Burnley. Kłopoty zaczynały się dwadzieścia metrów od bramki Heatona, gdzie piłkarze Dyche'a zakładali podwójne zasieki, przez które przyjezdni nie byli w stanie się przedrzeć. Skomasowana defensywa, złożona z obrońców i pomocników, skutecznie paraliżowała ataki pozycyjne Spurs oraz uniemożliwiała próby zagrania prostopadłej piłki w pole karne do Sona czy Kane'a. Do przerwy na Turf Moor 0:0.
Druga połowa rozpoczęła się od krótko rozegranego rzutu rożnego przez Tottenham, po którym Kane wyłożył futbolówkę Rose'owi. Uderzenie defensora Spurs z 13 metrów zablokował obrońca Burnley. Dwie minuty później na próbę z ponad 25 metrów zdecydował się Harry Kane. Potężny strzał Anglika, kapitalną interwencją na rzut rożny sparował golkiper miejscowych. Przewaga Tottenhamu po zmianie stron była znacząca. Zawodnicy z północnej części stolicy Anglii zamknęli rywala na jego połowie, w poszukiwaniu gola otwierającego wynik dzisiejszej potyczki. Tymczasem, w 56. minucie gospodarze niespodziewanie objęli prowadzenie. Dośrodkowanie z rzutu rożnego trafiło wprost na głowę Wooda. Zawodnik The Clarets wykorzystał swoje warunki fizyczne w powietrzu i strzałem głową pokonał Llorisa. Futbolówka odbiła się od poprzeczki, po czym zakotwiczyła w bramce Kogutów. Warto nadmienić, że stały fragment gry, po którym padł gol, nie należał się gospodarzom. Zanim futbolówka opuściła plac gry, jako ostatni dotknął jej piłkarz z Turf Moor - na co zwrócił uwagę Mauricio Pochettino. Koniec końców, Burnley zdobyło gola i prowadziło 1:0.
Na utratę bramki, szkoleniowiec Tottenhamu zareagował wprowadzeniem na plac gry Fernando Llorente, z nadzieją, że rosły Hiszpan będzie w stanie zrobić użytek z dośrodkowań swoich kolegów. Goście szybko odpowiedzieli na trafienie Burnley. Rose przytomnie daleko wyrzucił piłkę z autu do Kane'a, który znalazł się w sytuacji sam na sam z bramkarzem miejscowych. Anglik nie zmarnował szansy, pewnym strzałem po długim rogu pokonał Heatona. Futbolówka odbiła się od wewnętrznej części słupka i wpadła do bramki. Wielki błąd popełnili defensorzy Burnley, zostawiając bez opieki Harry'ego Kane'a i zapominając jakby o tym, że po zagraniu z autu nie ma pozycji spalonej. Po bramce wyrównującej stan rywalizacji gra na kilku minut przeniosła się pod pole karne Kogutów. Uderzenie Wooda z rzutu wolnego trafiło w mur, Hendrick nieznacznie się pomylił po strzale z obiecującej pozycji, zaś próba Barnesa została zablokowana przez Alderweirelda. Po przerwie spotkanie się zaostrzyło. Kilku zawodników w ciągu kilku minut zostało upomnianych przez sędziego żółtą kartką.
W ostatnim kwadransie do odzyskania prowadzenia dążyło Burnley. Tarkowski uderzył głową zbyt lekko, aby zaskoczyć Llorisa. Z kolei McNeil mocnym strzałem z lewej strony pola karnego sfinalizował kontrę swojej drużyny. Na posterunku kolejny raz był eks-golkiper Olympique Lyon. Kilka minut później, rezerwowy Gudmundsson ruszył z piłką, po czym oddał niezbyt precyzyjny strzał po ziemi z dystansu. Wyszło z tego jednak znakomite podanie do zamykającego akcję na dalszym słupku Barnesa, który nie zmarnował takiego prezentu i z kilku metrów pewnie umieścił futbolówkę w bramce, obok bezradnie interweniującego Hugo Llorisa. Trzeba przyznać, że ten gol miejscowym się należał. To Burnley było zdecydowanie aktywniejszym zespołem, raz za razem groźnie atakując pole karne rywala. W doliczonym czasie gry piłkę meczową na wagę remisu miał Lamela, jednak uderzył głową zbyt lekko, aby zaskoczyć bramkarza. Burnley umiejętnie się broniło i zdołało dowieźć jednobramkowe prowadzenie do ostatniego gwizdka sędziego.
Gospodarze wolą walki, ambicją i zaangażowaniem zasłużyli na komplet punktów. To pierwsze zwycięstwo The Clarets nad Tottenhamem od maja 2010 roku. Z kolei, ekipie Pochettino po kilku zwycięstwach, odniesionych w bardzo dobrym stylu, tym razem przytrafiło się słabsze spotkanie. To trzecia wyjazdowa porażka Kogutów w lidze. Po tym meczu Burnley awansowało na 13. pozycję w tabeli, natomiast Tottenham pozostał na 3. miejscu, jednak strata Londyńczyków do prowadzącej dwójki może ulec powiększeniu.
Burnley F.C. – Tottenham Hotspur F.C. 2:1 (0:0)
Bramki: Wood 57', Barnes 83' - Kane 65'
Burnley: Heaton – Taylor, Mee, Tarkowski, Bardsley – McNeil (80' Gudmundsson), Cork, Westwood, Hendrick (80' Brady) – Wood, Barnes
Tottenham: Lloris – Foyth (76' Lamela), Alderweireld, Vertonghen – Aurier, Sissoko, Winks (62' Llorente), Rose – Eriksen – Son (88' Lucas), Kane
Żółte kartki: Bardsley 72' - Llorente 65', Foyth 70', Lamela 87'
Sędzia: Mike Dean