Konnichiwa Tokio (1) - Badminton

Konnichiwa Tokio (1) - Badminton

  • Dodał: Bartosz Szafran
  • Data publikacji: 28.06.2021, 10:00

Badmintonowy turniej na igrzyskach w Tokio rozpocznie się już w pierwszym dniu i potrwa do 2 sierpnia. Ta, jedna z najszybszych i najbardziej wciągających, z gier rakietkowych przyciągnie uwagę gospodarzy igrzysk i innych kibiców azjatyckich, ale o sukcesach marzą i Europejczycy. Niestety w walce o dobre lokaty nie zobaczymy najprawdopodobniej badmintonistów z Polski.

 

Badminton - szczegółowy program

 

Garść historii

 

Długo czekał badminton na olimpijską nobilitację. Na igrzyskach w Monachium i w Seulu był dyscypliną pokazową, pełnoprawnym członkiem rodziny sportów olimpijskich stał się w Barcelonie, 29 lat temu, kiedy rozegrano turnieje singlowe i deblowe. Cztery lata później, w Atlancie, rozdano medale już we wszystkich badmintonowych specjalnościach, także w grze mieszanej. Od Atlanty rozgrywane są mecze o medale brązowe, co jest generalnie rzadkością na imprezach badmintonowych, gdzie zwyczajowo pokonani w meczach półfinałowych stają obok siebie na najniższym stopniu podium.

 

Dominacja nacji azjatyckich w tym sporcie trwa od początku, jest niepodważalna i potrwa jeszcze wiele, wiele lat. Jedynymi, którzy na poważnie „podgryzają” Azjatów są Duńczycy, rzadziej Brytyjczycy. Dość powiedzieć, że badmintoniści z Azji oddali reszcie świata czternaście medali, w tym tylko dwa złote. Zresztą, tych medali byłoby zapewne jeszcze mniej, gdyby w Barcelonie grano o medale brązowe, a w Londynie azjatyckie deble kobiet nie zostałyby zdyskwalifikowane za próby ustawiania meczów grupowych, celem lepszego rozstawienia w fazie pucharowej. Dodatkowo Holenderka Mia Audina, która w Atenach zdobyła srebro, osiem lat wcześniej z identycznym efektem reprezentowała Indonezję. Mamy dwoje zawodników spoza Azji, którzy sięgnęli po mistrzowskie tytuły – w 1996 roku Paul Erik Hoyer Larsen, obecny prezydent Światowej Federacji Badmintona (BWF), członek Międzynarodowego Komitetu Olimpijskiego wygrał singla. W Rio de Janeiro w genialnym stylu po złoto sięgnęła Hiszpanka Carolina Marin. Zresztą brazylijskie igrzyska były najbardziej udanymi dla Europejczyków – prócz Marin po srebrny medal sięgnęły Dunki Christinna Pedersen i Kamilla Rytter-Juhl w deblu, a po brązowe ich rodak Victor Axeslen i brytyjski debel Marcus Ellis/Chris Langridge.

 

Nie oni są jednak największymi gwiazdami olimpijskiego badmintona. Do tego miana kandydować może z całą pewnością Lin Dan. Chińczyk ma na koncie dwa olimpijskie złota, w Rio był czwarty, na koncie ma też pięć tytułów mistrza świata. Pasjonaci badmintona z całą pewnością pamiętają epickie finały singla z Pekinu i Londynu, w których Chińczyk wydzierał zwycięstwo Lee Chong Wei z Malezji. Dwa złota w singlu ma też Zhang Ning, która triumfowała w Atenach i Pekinie. Dwa triumfy na jednych igrzyskach święciła natomiast Yunlei Zhao, która w Londynie wraz z Tian Qing wygrała w deblu, a z Nan Zhang w mikście. Najwięcej medali ma jednak na koncie Gao Ling, czterokrotna medalistka w mikście i w deblu w latach 2004 i 2008. Z graczy europejskich dwa medale ma na koncie tylko wspomniana Pedresen.

 

Jeśli chodzi o Polaków, to największe osiągnięcia w olimpijskich szrankach stały się udziałem Roberta Mateusiaka, który czterokrotnie grał w ćwierćfinale igrzysk – w Pekinie w deblu z Michałem Łogoszem i w mikście z Nadią Ziębą. Wynik powtórzyła nasza para w Londynie, była tam o krok od sensacyjnego pokonania Chińczyków Chen Xu i Jin Ma. Pięć lat temu Mateusiak i Zięba znów znaleźli się w czołowej ósemce, ale tym razem walkę o półfinał przegrali wyraźnie z późniejszymi wicemistrzami olimpijskimi.

 

Pięć lat temu po olimpijskie złote medale sięgali Chen Long i Carolina Marin w singlach, Misaki Matsutomo i Ayaka Takahashi oraz Nan Zhang i Haifeng Fu w deblach, a także mikst Tontowi Ahmad/Liliyana Natsir. Ciekawostką jest, że tylko Long ma szanse na obronę tytułu mistrzowskiego. Marin zerwała więzadło krzyżowe, Japonki nie zakwalifikowały się na igrzyska, chiński debel się rozpadł, a indonezyjski mikst zakończył karierę.

 

Zasady

 

Badmintoniści na ogromnej większości turniejów grają jak tenisiści – prostą drabinką z rozstawieniem najlepszych według rankingu graczy. Na igrzyskach jest jednak inaczej. Turniej olimpijski zaczyna się od fazy grupowej. W grupie każdy gra z każdym i dopiero najlepsi awansują do fazy pucharowej. W singlach mamy kilkanaście grup po 3-4 graczy. Do 1/8 finału awansują jedynie zwycięzcy grup. Najlepsi w grupach, w których zagrają najwyżej rozstawieni, awansują bezpośrednio do ćwierćfinału, reszta gra mecze 1/8 finału. W grach podwójnych jest nieco prościej. Mamy cztery grupy po cztery pary, do ćwierćfinału awansują dwa najlepsze duety. Jak już wspomniałem na igrzyskach rozgrywane są mecze o brązowe medale.

 

Badminton wydaje się być grą niesłychanie prostą, wszak wystarczy przebijać lotkę nad siatką i już. To olbrzymie uproszczenie, niemniej idea jest faktycznie podobna do popularnej na polskich plażach kometki. Różnice tkwią w szczegółach, a dokładnie w przepisach badmintona, które wbrew pozorom nie są ani krótkie ani proste. Szczególnie trudno jest, gdy przyjedzie zasiąść na sędziowskiej wieżyczce lub nawet na krzesełku liniowego. Uwierzcie na słowo, albo zapiszcie się na kurs sędziego badmintona, w Polsce sędziów nie ma zbyt wielu.

 

Oczywiście nie zamierzam tu przedstawiać wszystkich przepisów, ale poznanie kilku najważniejszych pozwoli na przyjemniejsze śledzenie zmagań badmintonistów w Tokio. Gra się do dwóch wygranych setów do 21 punktów (każda wymiana to punkt). Aby wygrać seta trzeba jednak zachować różnicę dwóch punktów (21:19, 22:20 itd). Set w badmintonie nie trwa jednak w nieskończoność, niemożliwe są wyniki typu 37:35. Przy stanie 29:29 następuje ostatnia, decydująca wymiana. Nie zmienia to postaci rzeczy, że mecze badmintonowe, zwłaszcza na tak wysokim jak olimpijski poziomie, trwać mogą bardzo długo. Najdłuższy mecz w historii rozegrały dwa azjatyckie deble kobiece – trwał on ponad dwie i pół godziny. Standardem są mecze trwające 40 – 60 minut.

 

Bardzo ściśle określony jest sposób serwisu – lotka w momencie wprowadzania jej do gry musi się znajdować poniżej talii serwującego, a trzonek rakietki musi być ułożony skośnie ku górze, obie stopy serwującego muszą stykać się z podłożem. Błąd w tym elemencie wywołany przez sędziego serwisowego powoduje utratę punktu i serwisu. Serwuje zawsze ten gracz (lub para), która wygrała poprzednią wymianę. Pierwszy serwujący (i odbierający w przypadku duetów) są losowani.

 

Na początku seta i kiedy serwujący ma parzystą liczbę punktów, gra rozpoczyna się na prawym polu serwisowym, gdy serwujący ma nieparzystą liczbę punktów zaczyna grę z lewego pola serwisowego. Odbiór serwisu następuje na lewym polu przy parzystej liczbie punktów serwującego i na prawym przy nieparzystej. Jeszcze bardziej skomplikowanie jest to w grach podwójnych, gdzie jest ściśle określona sekwencja serwujących i odbierających serwis, ale serw jest zawsze z prawego pola przy parzystej liczbie punktów u serwujących, z lewego przy nieparzystej. W każdym razie nie jest to tak, że wymianę rozpoczyna dowolny z zawodników z pary, która wygrała poprzednią wymianę.

 

Sędzia w badmintonie ma prawo pokazać zawodnikowi żółtą kartkę i czerwoną kartkę najczęściej za złe zachowanie - rzucanie rakietką, zbyt głośne okrzyki w stronę przeciwnika, krytykę orzeczeń sędziów itp. Najpierw zawodnik otrzymuje żółtą, a potem czerwoną (nie ma dwóch żółtych). Ta druga oznacza utratę punktu i serwisu. Można też zawodnika zdyskwalifikować w czasie meczu (tak zwana czarna kartka), ale zdarza się to niesłychanie rzadko na poziomie światowym. Kilka lat temu takiej wątpliwej przyjemności doświadczyła znakomita hiszpańska singlistka Carolina Marin. Uprawnienia do takiej decyzji ma jedynie sędzia główny całego turnieju w porozumieniu z sędzią prowadzącym mecz.

 

Faworyci

 

Wskazanie faworytów badmintonowego turnieju w Tokio nie było trudne w marcu 2020, kiedy rozpoczynała się pandemia. Jednak ostatnie 15 miesięcy to bardzo niewiele turniejów na najwyższym poziomie. Niektórych graczy najściślejszej czołówki nie widzieliśmy na korcie w ogóle (na przykład Chińczyków). Dodatkowo najmocniejszych graczy prześladował pech. Carolina Marin po genialnym pierwszym półroczu zerwała więzadło krzyżowe i w Tokio nie wystąpi. Kento Momota miał wypadek samochodowy, a w styczniu przeszedł infekcję koronawirusem. Celne wskazanie przyszłych medalistów jest więc trudne, ale spróbujmy.

 

Gra pojedyncza mężczyzn ma dwóch faworytów – wspomnianego Kento Momotę i Viktora Axelsena. Duńczyk prezentuje w tym roku fantastyczną formę. W 33 meczach przegrał tylko dwa razy. Z kolei Japończyk zagrał na światowym poziomie tylko raz – w All England Championship i odpadł tam w ćwierćfinale. Na igrzyskach będzie zapewne w optymalnej formie, ale czy brak ogrania nie utrudni mu zadania? Kto może zagrozić tej dwójce? Zapewne drugi z Duńczyków Anders Antonsen, może któryś z Indonezyjczyków, a może broniący tytułu Chen Long? Czarnym koniem zawodów może zostać Malezyjczyk Lee Zii Jia lub Tajlandczyk Kantaphon Wangharoen.

 

Główną faworytką singla pań była Carolina Marin, ale do Tokio nie pojedzie z powodu kontuzji. W ten sposób grono faworytek w zasadzie ogranicza się do kilku nazwisk. Ja osobiście stawiam na broniącą tytułu wicemistrzyni olimpijskiej Hinduskę Pusarlę Sindhu. Najgroźniejszymi rywalkami będą dla aktualnej mistrzyni świata dwie Japonki – Akane Yamaguchi i Nozomi Okuhara. Niemoc w najważniejszych imprezach mistrzowskich spróbuje przełamać Tajwanka Tai Tzu Ying, która seriami wygrywa zawody World Tour, ale w imprezach mistrzowskich nie ma szczęścia. O podium powinna pokusić się Tajlandka Ratchanok Intanon. Niewiadomą jest dyspozycja Chinek, ale raczej nie stać ich na wygranie igrzysk. Na "czarnego konia" typuję Kanadyjkę Michelle Li.

 

Męski debel zapewne padnie łupem którejś z par indonezyjskich. Głównymi faworytami wydają się Kevin Sukamuljo i Marcus Gideon, zagrozić im jednak mogą (czyżby indonezyjski finał?) Hendra Setiawan i Mohammad Ahsan. W drugiej linii faworytów stawiałbym gospodarzy igrzysk – pary Hiroyuki Endo/Yuta Watanabe i Takeshi Kamura/Keigo Sonoda jako jedne z nielicznych potrafią zagrozić Indonezyjczykom. Nosa faworytom spróbują utrzeć pary europejskie, tu najwyżej oceniałbym szanse Anglików Chrisa Langridge i Marcusa Ellisa oraz Duńczyków Kima Astrupa i Andersa Rasmussena.

 

Inne rozwiązanie niż złoto dla gospodyń w deblu pań byłoby sensacją. Japonki bardziej martwiły się wewnętrzną walką o dwa miejsca w turnieju niż rywalizacją z innymi parami. W efekcie obrończynie tytułu mistrzowskiego Misaki Matsutomo i Ayaka Takahashi nie zakwalifikowały się na igrzyska, a ta druga zakończyła karierę. Finał bardzo prawdopodobnie będzie wewnętrzną sprawą japońską, osobiście wyżej stawiam akcje Wakany Nagahary i Mayu Matsutomo. Srebro przeznaczam dla Yuki Fukushimy i Sayaki Hiroty. Kto może Japonkom zagrozić? Chinki i Koreanki, ale ich forma jest niewiadomą. O niespodziankę postarają się Bułgarki Stefani i Gabriela Stojewe, ale ich medal byłby niespodzianką.

 

Mikst ma w zasadzie jednych faworytów – Chińczyków Siwei Zheng i Yaqiong Huang. Jeśli tej parze nic złego nie przytrafiło się przez ostatnie 18 miesięcy, to będą oni trudni do pokonania. Zagrozić mogą im jedynie w moim przekonaniu dwie pary – Tajlandczycy Dechapol Puavaranaurokh i Sapsiree Taerattanachai oraz Japończycy Yuta Watanabe i Arisa Higashino. Z par europejskich w ósemce widziałbym Marcusa Ellisa i Lauren Smith oraz Francuzów Thoma Gicquela i Delphine Delrue. Pierwszy francuski olimpijski medal w badmintonie przyjąłbym z radością.

 

Polacy

 

No cóż. Po raz pierwszy w historii Polaków nie zobaczymy w olimpijskim turnieju badmintona. Najbliżej kwalifikacji była Wiktoria Dąbczyńska, ale jej podróż dookoła świata w poszukiwaniu rankingów zakończyła się niepowodzeniem. Bliski biletu do Japonii był też Michał Rogalski. Co prawda nie można jeszcze wykluczyć korzystnej dla Polaków alokacji miejsc w singlach, ale jest ona coraz bardziej wątpliwa. Nie zmienia to postaci rzeczy, że polski badminton jest w poważnym kryzysie. I jest to w olbrzymim stopniu zasługa prezesa PZBad Marka Krajewskiego, dla którego akurat dobro graczy jest najmniej ważne. Jego własne ciemniejsze i jaśniejsze interesiki – to się liczy. Druga sprawa to ignorancja części trenerów, którzy tak mocno eksploatowali część młodych zawodników w okresie juniorskim, że ich organizmy nie są w stanie udźwignąć obciążeń badmintona seniorskiego. Przykłady można mnożyć – choćby wspomniana Dąbczyńska czy jej koleżanka Ola Goszczyńska, "zajechane" przed 19 rokiem życia przez "trenera" Jacka Hankiewicza. Nadzieja jest taka, że Krajewski niedługo będzie musiał odejść, choć kto wie co wymyśli. Już raz przegrał wybory z Markiem Zawadką, by po dwóch latach zakulisowymi działaniami wspieranymi przez politycznych popleczników w obozie władzy (choćby zatrzymanie finansowania PZBad przez ówczesnego Ministra Sportu, a obecnego Prezydenta WADA) odsunąć go od steru i wskoczyć na jego miejsce. Druga nadzieja, że utalentowana młodzież (choćby Joanna Podedworny) nie wpadnie w ręce niektórych polskich pseudoekspertów trenerskich.

 

Typy poinformowani.pl

Singiel mężczyzn: Kento Momota (Japonia)

Singiel kobiet: Pusarla Sindhu (Indie)

Debel mężczyzn: Kevin Sukamuljo/Marcus Gideon (Indonezja)

Debel kobiet: Mayu Matsutomo/Wakana Nagahara (Japonia)

Mikst: Siwei Zheng/Yaqiong Huang (Chiny)

 

ARCHIWUM CYKLU

Bartosz Szafran

Od wielu wielu lat związany ze sportem czynnie jako biegający, zawodowo jako sędzia i medyk oraz hobbystycznie jako piszący wcześniej na ig24, teraz tu. Ponadto wielbiciel dobrych książek, który spróbuje sił w pisaniu o czytaniu.