Basketball chronicles #3: gorące Słońca z Arizony
- Dodał: Marcin Weiss
- Data publikacji: 30.11.2021, 12:18
Phoenix Suns byli pośmiewiskiem NBA. Słońca były obok Sacramento Kings jedyną organizacją, która w poprzedniej dekadzie ani razu nie awansowała do fazy play-off. W tym czasie zespołowi aż 5-krotnie nie udało się przekroczyć granicy 30 wygranych spotkań w sezonie. Wszystko zmieniło się jednak w poprzednich rozgrywkach, gdy do drużyny dołączył Chris Paul, a na stanowisku trenera coraz pewniej czuł się Monty Williams. Dziś Phoenix Suns są najgorętszą ekipą w lidze i z bilansem 17-3 ustępują jedynie Golden State Warriors. Zapraszam na trzeci tekst cyklu „Basketball chronicles”.
W zeszłym sezonie Phoenix Suns w końcu przerwali dziesięcioletnią serię bez awansu do fazy play-off. Poprzedni raz ta sztuka udała im się w 2010 roku, kiedy twarzą organizacji był Hall of Famer Steve Nash, a ekipa dotarła aż do finału Konferencji Zachodniej, w którym uległa Los Angeles Lakers w sześciu meczach. Po latach posuchy Słońca w końcu powróciły do play-offów w zeszłym sezonie, a główną rolę w odmienieniu oblicza drużyny miał Chris Paul, kolejny legendarny rozgrywający. Wspólnie z Devinem Bookerem oraz Deandre Aytonem udało mu się doprowadzić zespół do trzeciego finału w historii organizacji, ale do pokonania Milwaukee Bucks czegoś jeszcze zabrakło.
Przed rozpoczęciem obecnych rozgrywek w Phoenix zobaczyliśmy kilka kosmetycznych zmian. Do zespołu dołączyli Landry Shamet oraz JaVale McGee, którzy od samego początku zdobyli zaufanie Monty'ego Williamsa i znaleźli dla siebie miejsce w szerokiej rotacji Suns. Obaj otrzymują ponad 15 minut na mecz, będąc ważnymi wzmocnieniami dla ławki zespołu. To właśnie pozyskanie znanego z nierozważnych zagrać centra wydaje się szczególnie ważne, gdyż jego obecność na parkiecie zapewnia drużynie lepszą obronę pomalowanego, a także bardzo potrzebne zbiórki, w których Słońca awansowały z 23. pozycji w sezonie 2020/2021 na 11. miejsce w obecnych rozgrywkach. Bardzo ważny jest również rozwój młodych graczy - Mikal Bridges staje się powoli jednym z najlepszych zadaniowców w całej NBA, a Deandre Ayton próbuje dołączyć do grona czołowych środkowych ligi.
W pozostałych statystykach ciężko znaleźć jakiekolwiek różnice. Słońca wciąż znajdują się w czołówce ligi po obu stronach parkietu, a jedynym zespołem, który w ogólnym rozrachunku wypada od nich minimalnie lepiej, są Warriors. Aktualnie to jednak zespół z Arizony znajduje się w większym gazie, gdyż nie przegrał nawet jednego spotkania od 27 października. W tym czasie na rozkładzie Suns znaleźli się między innymi Nuggets, Heat, czy też Nets. Z kolei już najbliższej nocy Phoenix Suns zagrają o wyrównanie rekordu organizacji, jakim jest siedemnaście kolejnych zwycięstw. Ich rywal nie jest przypadkowy, ponieważ będą to... Golden State Warriors. Dwie zdecydowanie najmocniejsze na ten moment drużyny w lidze zmierzą się o 4:00 w Footprint Center w Phoenix, a zwycięzca będzie przewodził lidze z najlepszym bilansem. Czy doświadczony Chris Paul będzie w stanie przechytrzyć dominującego Stephena Curry'ego? A może brak wysokiego w ekipie Steve'a Kerra zostanie wykorzystany przez Deandre Aytona? Wszystkeigo dowiemy się już za kilkanaście godzin.
Poprzednie części cyklu:
Marcin Weiss
Zarywam noce dla amerykańskiej ligi NBA, ale moje sportowe zainteresowania wykraczają daleko poza koszykówkę. Skoki, żużel, tenis, snooker — zwyczajnie wszystko.