Katar 2022 okiem sędziego

Katar 2022 okiem sędziego

  • Dodał: Bartosz Szafran
  • Data publikacji: 19.12.2022, 10:16

Sędziowanie, a dokładnie rzecz biorąc sędziowskie pomyłki i kontrowersyjne decyzje, było, jest i będzie nieodłączną częścią fantastycznych widowisk, jakimi są współczesne mecze piłki nożnej. Władze piłki zrobiły wiele, by tych kontrowersji było jak najmniej, ale można odnieść wrażenie, że katarski mundial był krokiem wstecz na drodze, która miała je wyeliminować. I nie zmienia tego faktu kapitalny występ Szymona Marciniaka w meczu finałowym. Pozwólcie na kilka refleksji osoby, która z sędziowaniem związana jest od ponad 30 lat.

 

Szymon

 

Droga naszej znakomitej sędziowskiej drużyny do finału katarskiego mundialu była długa i bynajmniej nie usłana różami. Marciniak szybko piął się po kolejnych szczeblach kariery, w młodym wieku osiągając najpierw najwyższy szczebel sędziowski w Polsce, wkrótce potem sadowiąc się wśród topowych europejskich arbitrów. Od 2015 roku uznawany jest za jednego z najlepszych speców na naszym kontynencie, jednak przez pojedyncze wpadki, dłuższe spadki formy, spowodowane głównie nadmiarem prowadzonych zawodów, nie otrzymywał do prowadzenia tych najważniejszych meczów. Wyjątkiem był Superpuchar Europy, ale to też nie jest trofeum o gigantycznym prestiżu. Na mundial do Kataru leciał jako kandydat drugiej linii do prowadzenia finału. W trakcie mistrzostw jednak kolejni potencjalnie wyżej notowani rywale wykruszali się. A to dlatego, że ich narodowe reprezentacje pozostawały w grze o najwyższe miejsca, a to przez błędy, które komentował cały świat, a to z przyczyn stricte politycznych. Ostatecznie został na placu boju sam i już przed półfinałami byłem pewien, że to Szymon Marciniak, Paweł Sokolnicki, Tomasz Listkiewicz i Tomasz Kwiatkowski poprowadzą najważniejsze zawody czterolecia. Decyzja Pierluigi Colliny okazała się absolutnie słuszna. Polski zespół finał poprowadził niemal perfekcyjnie, po meczu kłaniał im się cały piłkarski świat. Cztery kluczowe decyzje były słuszne, bezdyskusyjnie słuszne, jednak to, co odróżniało Marciniaka od całej reszty, to wręcz genialne zarządzanie meczem. Piłkarze jak jeden mąż jedli mu z ręki, nie próbowali nawet podważać jego decyzji, czy to tych kluczowych, czy też mniej istotnych, ale w odbiorze całości pracy nie bez znaczenia. Marciniak i koledzy poprowadzili ten fantastyczny piłkarsko mecz tak jak należało. W opinii wielu był to najlepiej poprowadzony mecz w historii mistrzostw świata.

 

Oczywiście zaraz znajdą się tacy, którzy zaczną zadawać pytania, dlaczego Marciniak tak często popełnia błędy, sędziując mecze w polskiej ekstraklasie, skoro potrafi tak dobrze posędziować najważniejszy mecz na świecie. Po pierwsze tych błędów, zwłaszcza w ostatnim czasie, nie ma tak wielu, po wtóre proszę nie oczekiwać od kogoś, kto regularnie prowadzi mecze Ligi Mistrzów i inne na poziomie europejskim i światowym, by potrafił zbudować identyczną koncentrację na meczu Radomiak - Miedź Legnica. Z całym szacunkiem dla polskiej ekstraklasy. Nie uwierzę, że znany muzyk z taką samą koncentracją podejdzie do występu na góralskim weselu i na przykład w jednej z nowojorskich sal koncertowych. Choćby nie wiem jak się starał, to zafałszować zdarzy mu się na weselu kilka razy, w Nowym Jorku pewnie już nie. Nie oczekujmy zatem niemożliwego. Dla Marciniaka polska liga to takie samo wyzwanie, jak dla Krzysztofa Jakubika albo Tomasza Musiała polska klasa okręgowa.

 

Błędy, błędy, błędy...

 

Na początku mistrzostw wydawało się, że sędziowskich błędów, o których mówi cały świat, będzie w Katarze zdecydowanie mniej. Coraz lepiej działający system VAR, postępująca profesjonalizacja najlepszych sędziów świata, wszystko to miało sprawić, że sędziowie wyników wypaczać nie będą. I faza grupowa faktycznie przebiegała dość spokojnie, z małymi wyjątkami. Schody zaczęły się w fazie pucharowej, kiedy emocje zaczęły rosnąć, a każdy błąd mógł decydować o być albo nie być danej drużyny na mundialu. No i te błędy się posypały jak z rogu obfitości. Nie będę ich tu szczegółowo omawiał, ale chciałbym zwrócić uwagę, że zawodzili nie tylko sędziowie na murawie, ale słabo wspierali ich ci, którzy siedzieli w pomieszczeniach VAR. Wyraźnie zasady współpracy wewnątrz tych tak rozbudowanych zespołów sędziowskich wymagają korekty. Interwencje VAR są ściśle określone przepisami, nie w każdej sytuacji sędzia zza monitora może korygować decyzje tego na boisku. I nie chodzi tu tylko o to, że VAR nie będzie przecież zmieniał decyzji o kierunku wrzutu, bo byłby to absurd, ale i o to, że nie każda sytuacja w polu karnym może być przedmiotem analizy przed monitorem. Władze sędziowskie obawiają się, że korzystanie z pomocy technologii po pierwsze wydłużałoby mecze w nieskończoność, po drugie nie chcą, by sędzia na środku boiska był tylko od pokazywania kierunku wrzutu i dyktowania rzutów wolnych w okolicach punktu środkowego. Jednak jakaś korekta w zasadach korzystania z VAR powinna być wprowadzona. A gdyby tak na przykład dać trenerom możliwość dwukrotnego w czasie meczu "wywołania" VAR? W dowolnie wybranej sytuacji. Oczywiście sędziowie mogliby korzystać z monitorów dowolną liczbę razy, ale dwukrotnie na życzenie każdego z trenerów. Zupełnie odrębna sprawa, że za monitorami siedzą też ludzie i też mogą się mylić, zwłaszcza, że tam też działa presja czasu. Nie można przecież jednej sytuacji analizować pięć minut przy użyciu piętnastu kamer, bo doszlibyśmy do absurdów.

 

Tak na marginesie, dla wielu obserwatorów mundialu synonimem sędziowskiego błędu stał się Matteu Lahoz. Rzeczywiście, hiszpański sędzia nie poradził sobie ze spotkaniem Argentyna - Holandia, ale obawiam się, że mało który arbiter na jego miejscu wyszedłby obronną ręką z tego spotkania. No może Szymon Marciniak, ale niewielu innych.

 

Europa, Ameryka Południowa i długo, długo nic

 

Jak wspomniałem, problem w sędziowaniu opiera się głównie o czynnik ludzki. To człowiek błądzi, nawet jeśli wspiera go wysoce zaawansowana technologia. W pewnym uproszczeniu częstość błędów zależna jest nie tylko od talentu i umiejętności, ale i od doświadczenia, obycia w danym środowisku. Chirurgowi, który do tej pory nacinał jedynie ropnie na pośladkach, nie każe się z dnia na dzień przeprowadzić samodzielnie przeszczepu wątroby. Niestety na mundialach obowiązuje kontynentalny parytet nie tylko wśród drużyn, ale i sędziów. Musimy więc zobaczyć boiskowe poczynania arbitrów ze wszystkich stref - także z Afryki, Azji, Oceanii czy Ameryki Środkowej. Problem polega na tym, że poza mundialem sędziują oni co najwyżej mecze pucharów Afryki, Azji czy Oceanii, które to puchary od europejskiej Ligi Mistrzów czy południowoamerykańskiej Copa Libertadores odstają pod każdym względem. Sportowym, kibicowskim, organizacyjnym, no każdym. I taki sędzia, który na co dzień ma do czynienia z piłkarzami raczej drugiej czy trzeciej światowej ligi, przyjeżdża nagle na mundial i musi zarządzać zawodnikami pokroju Messiego, Mbappe i innymi gwiazdami światowego formatu. Przepraszam, jak może ustawić do pionu di Marię ktoś, kto go dotąd widywał jedynie w telewizji albo "internetach"? Nic więc dziwnego, że taki ogólny odbiór sędziów z Europy i Ameryki Południowej jest zdecydowanie lepszy, niż arbitrów afrykańskich i azjatyckich. Może nie popełniają oni zdecydowanie mniej grubych błędów, ale zdecydowanie lepiej czują grę, mają lepszą nad nią kontrolę, mecze z ich udziałem są płynniejsze, przyjemniejsze dla oka. Nie sugeruję bynajmniej, by na mundiale jeździli tylko sędziowie z dwóch wspomnianych kontynentów. Jednak może warto zastanowić się, by selekcję na kolejny mundial przeprowadzić zdecydowanie szybciej i tym wybranym, także z Afryki, Azji, Australii, dać możliwość posędziowania meczów Ligi Mistrzów, Ligi Europy czy Copa Libertadores. Organizacyjnie i finansowo to dla FIFA nie powinno być kłopotem.

 

Żółte, czerwone...

 

W trakcie mundialu w Niemczech w 2006 roku sędziowie pokazali łącznie 28 czerwonych kartek, większość za podwójne napomnienia. W 2010 roku było ich 17, a w Rosji i Katarze już tylko po cztery. Dokładnych statystyk liczby żółtych kartek nie znam, ale z całą pewnością tendencja spadkowa i tu się utrzymuje. Czyżby zatem w ciągu nieco ponad dekady zawodnicy stali się tak bardzo grzeczni, nie faulują, unikają niesportowych zachowań, aniołkami stali się niemalże i tylko na czas mistrzostw, bo w rozgrywkach ligowych czy też międzynarodowych klubowych nadal zbierają zbliżoną liczbę kolorowych kartoników? Otóż nie, tak mała liczba kar indywidualnych wynika z filozofii sędziowania, która narzucana jest i wpajana na przedmundialowych szkoleniach wytypowanym do pracy na mistrzostwach sędziom. Po południowoafrykańskim mundialu uznano najwyraźniej, że kartki zabijają futbol, bo tamte mistrzostwa przez wielu uznawane są za najsłabsze w historii. Sędziowie otrzymali wyraźne wytyczne, by kartki pokazywać oszczędnie. Z jednej strony wizualnie wygląda to może lepiej, ale z drugiej strony rodzi w głowach zawodników poczucie większej bezkarności, przyzwolenie na większą ostrość w grze i ostrzejszy mobbing sędziów. W rekordowym pod względem kar meczu Holandia - Argentyna powinno być ich jeszcze kilka, w tym pewnie ze dwie czerwone, ale Lahoz nie chciał "psuć widowiska" przedwczesnym odsyłaniem graczy pod prysznic. Nawet Marciniakowi w genialnie posędziowanym finale uważny obserwator może zarzucić brak dwóch napomnień, choć nie miało to istotnego znaczenia dla odbioru meczu i jego końcowego wyniku. Oczywiście nie jestem zwolennikiem szastania kartkami, jakie miało miejsce 16 i 12 lat temu, jednak obecnie następuje niebezpieczne przechylenie w drugą stronę. Oby to nie skończyło się na kolejnych mistrzostwach serią poważnych kontuzji albo spektakularnych awantur.

 

Collina, Busacca, wasz czas już minął

 

O sędziowaniu powinno mówić się jak najmniej. Takie milczenie świadczy na ogół o dobrze przeprowadzonych zawodach. W Katarze o arbitrach mówiło się zdecydowanie za dużo i to na ogół źle. Źle, ale na ogół słusznie źle, bo błędów i to spektakularnych było wiele. Wyjątkiem był Marciniak i jego finałowy występ, który wzbudził powszechny podziw. Mam wręcz wrażenie, że występ polskich sędziów uratował wizerunkowo sędziowanie na tym mundialu, ergo uratował wizerunek dwóch włodarzy światowego sędziowania, skądinąd niegdyś wybitnych sędziów, Pierluigi Colliny i Massimo Busacci. Włoch i Szwajcar popełnili w mojej opinii wiele błędów przed mundialem i w trakcie jego trwania. Skutkować powinny one dymisją i zmianą u sterów. Jakie to błędy? Po pierwsze selekcja sędziów na mundial. Wielu z wybrańców pokazało, że na mundial ze swoimi umiejętnościami się nie nadaje, poza tym zostali niewłaściwie przygotowani i przeszkoleni, narzucono im wiele niesłusznych priorytetów. Dotyczy to zarówno sędziów boiskowych, jak i VAR. Koncepcja współpracy między zespołem na boisku i tym przed monitorami VAR też okazała się błędna. Przy każdym meczu pracowało łącznie 10 arbitrów, a jednak nie uniknięto kuriozalnych i spektakularnych wpadek. Dobór sędziów do poszczególnych meczów wielokrotnie był zaskakujący, by nie powiedzieć wprost - nierozsądny. Jeśli do meczu o trzecie miejsce wyznacza się katarskiego sędziego, który wcześniej poprowadził (na średnim poziomie) jeden mecz grupowy, to jako to nazwać inaczej niż idiotyzmem? I to idiotyzmem wymuszonym zapewne przez pewnego pana, znanego niegdyś ze sprawnego obracania kuleczkami, znającego się na piłce nożnej jak gęś na szafranie, a będącego, nie wiedzieć czemu, włodarzem światowego futbolu. Czemu szansy na posędziowanie w fazie pucharowej nie dostał na przykład Danny Makkelie, jeden z lepszych holenderskich arbitrów? Cesar Ramos w półfinale? Z całym szacunkiem dla Meksykanina, ale to był mecz powyżej jego umiejętności. Takie przykłady można mnożyć, ale po co, wszyscy widzieliśmy, jak było.

 

To, co mnie jednak najbardziej oburza, to brak transparentności profesjonalnej oceny poczynań sędziów na mundialu. Komisja sędziowska FIFA przed nim zorganizowała konferencję prasową, notabene tak potwornie nudną, że nie przypuszczam, by ktoś, kto nie jest sędzią, wytrzymał na niej dłużej niż kwadrans. Potem Collina, Busacca i inni oceniający pracę sędziów zapadli się jak kamień w wodę. Nie otrzymaliśmy żadnych informacji zwrotnych, kibice nie dowiedzieli się, czy sędziowie popełniali błędy, czy w rozumieniu ich szefów podejmowali słuszne decyzje. Opinii włodarzy domyślać mogliśmy się jedynie na podstawie list sędziów odesłanych do domu po poszczególnych etapach mundialu. Collina i Busacca zachowywali się niczym przeorowie zamkniętych klauzulowych klasztorów, notabene narzucając i sędziom bezwzględny nakaz milczenia. Zakrawało to niemal na omertę.

 

Nie, nie uratował wam tyłków Marciniak. Panie Collina, panie Busacca, spieprzyliście ten mundial koncertowo, mając narzędzia do przeprowadzenia go wzorowo. Po czymś takim ludzie honorowi mają jedno wyjście: podać się do dymisji.

 

A za cztery lata...

 

A za cztery lata wcale łatwiej nie będzie. Ba, będzie o wiele trudniej, wszak na mundial wybierze się aż 48 narodowych zespołów, a co za tym idzie do Ameryki Północnej zaproszone zostanie jeszcze liczniejsze grono arbitrów. Kluczowe wydaje się, by ich właściwie wybrać, może już nawet za rok, szkolić jak najdłużej i dawać wszystkim możliwość częstego sędziowania meczów na najwyższym poziomie. Europejczykom w Ameryce i Azji, Azjatom w Europie i Afryce i tak dalej. Trzeba na pewno zrewidować zasady funkcjonowania VAR. A może warto postawić nie na liczbę, a na jakość. Taki Marciniak w ciągu miesiąca mundialu poprowadził trzy mecze. Normalnie w sezonie w ciągu takiego okresu ma dwa razy więcej dni meczowych, więc nie byłoby dla niego problemem poprowadzić pięć meczów w Katarze. Zawodnicy mogą zagrać siedem razy, sędziowie (ci najlepsi) są fizycznie i psychicznie przygotowani do identycznych obciążeń, wszak to zawodowcy.

 

Coś musi się zmienić, by za cztery lata o sędziowaniu nie mówiło się wcale. Jeśli już, to tak, jak o finałowym występie Szymona i reszty.

Bartosz Szafran

Od wielu wielu lat związany ze sportem czynnie jako biegający, zawodowo jako sędzia i medyk oraz hobbystycznie jako piszący wcześniej na ig24, teraz tu. Ponadto wielbiciel dobrych książek, który spróbuje sił w pisaniu o czytaniu.