Baba Jaga powraca - „John Wick 4” [RECENZJA]
- Dodał: Maciej Baraniak
- Data publikacji: 28.03.2023, 11:47
4 lata - tyle czasu zajęły prace nad czwartą odsłoną Johna Wicka. Wielu fanów, w tym ja, miało nadzieję, że taka ilość czasu przełoży się na lepszą jakość scenariusza, a może też lepsze wykonanie techniczne. Chyba jednak nikt nie spodziewał się aż tak dobrego filmu, jaki finalnie dostaliśmy.
John Wick 4 kontynuuje opowiadanie historii z poprzednich części. Tym razem nastąpił lekki przeskok czasowy, gdyż film zaczyna się mniej więcej kilka miesięcy po finale trójki. Dzięki temu, nasz protagonista jest wypoczęty i gotowy znowu zawalczyć z Radą.
Przede wszystkim, mamy tutaj absolutną ucztę wizualną. O ile nie byłem fanem trzeciej odsłony pod tym kątem, gdyż właściwie żadna sekwencja walki nie zapadała w pamięć (ciemno wszędzie), tak przy tym filmie się poprawiono. Każda scena ma swój własny, unikalny charakter, głównie za sprawą świetnej gry świateł, ale też kamera fruwa jak szalona. Pokuszę się o stwierdzenie, że to najlepsza część cyklu pod tym kątem, a nawet jeden z najlepszych blockbusterów dekady.
Samych scen jest natomiast więcej i trwają dłużej, niż w poprzednich częściach. Jednym będzie to przeszkadzać, innym nie, natomiast ja przyznam, że tylko czasem czułem, iż coś trwało za długo. W połączeniu ze świetną muzyką (która jest głównie wariacją na temat tego, co już usłyszeliśmy w cyklu) wszystko ogląda się z dużą dawką radości, a seans mija niezwykle szybko, nawet w obliczu prawie trzech godzin metrażu.
Co ważne w tym aspekcie, wreszcie wyzbyto się maksymalnej dawki wariacji, wprowadzonej byle się działo. Dla przykładu, nie ma w tym filmie takich scen, jak jazda na koniu w środku miasta, a zamiast tego zobaczymy krótki pościg na koniach w plenerze. Dzięki temu, uniknięto CGI i całość wygląda znacznie lepiej, nie kłując w oczy swoją komputerową stroną.
Za to lekki problem mam z bardzo koślawym scenariuszem, który pewne rzeczy robi lepiej, niż poprzednie części, lecz niektórych błędów nie dało się ominąć. Z plusów warto wspomnieć, że wreszcie dano nam ciekawe postaci, zarówno antagonistów, jak i bohaterów drugiego planu. Część z nich wypada świetnie, a niektórzy dostali nawet jakieś motywacje, żebyśmy mogli się z nimi zżyć.
Problem w tym, że jest tych postaci zbyt wiele i dla niektórych miejsca w gospodzie (czy raczej w scenariuszu) nie starczyło. Do teraz nie wiem, dlaczego niektórzy bohaterowie zdecydowali się włączyć do naszego konfliktu, bo metraż był już zbyt krótki, aby otrzymali odpowiednią dawkę miejsca na wyjaśnienie swoich intencji. Szkoda, gdyż psuje to narrację i po seansie czułem nutę goryczy z tego powodu.
Inną, również negatywną kwestią, jest robienie z Johna Wicka czołgu, który przeżyje 10 potrąceń przez samochód i wyskoczenie z trzeciego piętra. Mam wrażenie, że twórcy chcieli podbić stawkę zbyt mocno, przez co zaczęli wchodzić w granicę absurdu, niebezpiecznie zbliżając się do poziomu filmów Marvela. W ramach seansu raczej mi to nie przeszkadzało (poza kilkoma naprawdę głupimi scenami), ale gdy tylko wyszedłem z sali, to od razu się nad tym zastanawiałem, bo ilość takich motywów jest zbyt duża.
Mimo wszystko, John Wick 4 to jeden z moich ulubionych filmów roku. Na tytuł blockbustera dekady nie ma co liczyć, bo już wyszedł Top Gun: Maverick, a i szansa na blockbuster roku jest nikła, skoro zaraz do kin zawita nowe Mission Impossible. Jednakże nowe przygody Keanu Reevesa są na tyle dobre, iż zdecydowanie warto się na nie wybrać do kina, bo to KINO w czystej postaci, przypominające mi, jak powinny wyglądać dobrze wykonane filmy akcji.
Maciej Baraniak
Student UEP na kierunku prawno-ekonomicznym. Prywatnie miłośnik różnych gatunków kina oraz komiksów, a przy tym mający bardzo specyficzny gust muzyczny. E-mail: maciej-baraniak@wp.pl