„Ballada dla Sophie” [RECENZJA]
- Dodał: Maciej Baraniak
- Data publikacji: 24.08.2023, 19:52
Są takie komiksy, których premiery mocno wyczekuję, bo poprzednie pozycje tego autora (lub autorki) zrobiły na mnie ogromne wrażenie. Takim komiksem była Ballada dla Sophie, gdyż odpowiada za nią duet mający na koncie Jedzenie/Picie. Niestety, czasem żałuję, że mam zbyt wysokie oczekiwania...
Ballada dla Sophie opowiada o pewnej dziennikarce, która za wszelką cenę chce przeprowadzić wywiad z dawnym muzykiem. Był on kiedyś prawdziwą gwiazdą dzięki fenomenalnej grze na pianinie, lecz w pewnym momencie nagle zniknął i zaszył się w swojej willi. Klasycznie więc, poznamy jego historię od samego początku, do tego aktualnego momentu.
Mam wrażenie, że historii z takim motywem fabularnym widzieliśmy już zbyt wiele, aby te robiły na mnie jakoś ogromne wrażenie. Czasem trafiają się perełki, które wezmą mnie z zaskoczenia i finalnie czuję się nimi oczarowany, ale muszą mieć to coś. Tutaj niestety czuję, iż niczego takiego nie było, bo większość zwrotów akcji wyczułem już w okolicach startu opowieści, natomiast sama historia życia wydała mi się mało interesująca i finalnie niewiele z niej wyniosłem.
I żeby nie było - nie oznacza to od razu, że Ballada dla Sophie jest komiksem złym. Bo tak nie jest. Po prostu sam scenariusz chwyta się motywów, które widzieliśmy już tysiące razy i niby stara się je przedstawić w nieco świeższym świetle, ale w praktyce robi to trochę karkołomnie. Tu chwyci się czasów II Wojny Światowej, tam pokaże tragizm muzyka ze złym menadżerem, natomiast wszystko to już widzieliśmy i to podane w nieco lepszej formie.
Porównałbym ten komiks to takiego typowego dramatu, lecącego w TV po nocy. Odpalimy sobie tak po prostu, może nawet nas wciągnie albo zaimponuje nam emocjonalnością, po czym okaże się, że w sumie to obejrzeliśmy cały i nawet nam się podobało (przy okazji mieliśmy spać już godzinę temu). Po miesiącu jednak zdążymy zapomnieć, że to widzieliśmy i przypomnimy sobie o tym dopiero, gdy ktoś sam o tym wspomni.
Są jednak dwie rzeczy, które mi od tej bezpiecznej formuły odstają. Przede wszystkim mam wrażenie, że parę wątków w tym komiksie prowadzi donikąd. To tak, jakby twórca miał konkretny pomysł na jakieś 400 stron opowieści, po czym zrobił już 200 i nagle ktoś mu przyszedł powiedzieć, iż musi trochę przyciąć. Niektóre wątki zostają więc bez zakończenia, inne dostają bardzo toporne i słabe zwieńczenia. Oczekiwałem po prostu więcej.
Drugim takim aspektem są DOSKONAŁE rysunki. Podkreślam to, gdyż ten element niezwykle mi się podobał. To coś zupełnie innego od pozostałych pozycji, jakie chwalę, bo to unikalny styl twórcy, czerpiący trochę z europejskiego, ale mający też własny sznyt. Jedzenie/Picie już błyszczało, ale tutaj twórca udowodnił, że w długim metrażu też radzi sobie perfekcyjnie. Nie zdziwię się, jeśli niektórzy chwycą ten komiks tylko i wyłącznie dla rysunków, bo ten aspekt nie rozczaruje nawet przez chwilę.
Ogólnie, ja jestem trochę rozczarowany, ale zapewne sporemu gronu fanów będzie się podobał. Rysunkowo to jeden z najładniejszych komiksów tego roku, ale niestety scenariusz to kalka wielu innych opowieści od zera do milionera. A czasem, gdy chce wprowadzić coś swojego, to gubi się w tym wszystkim i finalnie nic z tego nie wychodzi. Sprawdzić możecie, bo to nadal ciekawa pozycja, choć ja radzę się nie nastawiać na dzieło pokroju Jedzenia/Picia, gdyż te oczekiwania mogą zabić radość z lektury. Przynajmniej u mnie tego dokonały...
Komiks otrzymałem od wydawnictwa Mucha Comics.
Maciej Baraniak
Student UEP na kierunku prawno-ekonomicznym. Prywatnie miłośnik różnych gatunków kina oraz komiksów, a przy tym mający bardzo specyficzny gust muzyczny. E-mail: maciej-baraniak@wp.pl