Biegi narciarskie: emocje na inaugurację Pucharu Świata, choć nie dla nas
- Dodał: Inga Świetlicka
- Data publikacji: 26.11.2023, 15:47
Ruszyła karuzela Pucharu Świata. Inauguracja sezonu w fińskiej Ruce była emocjonująca: nie zabrakło zaskakujących rozstrzygnięć, choć i faworyci pokazali się z dobrej strony. Szkoda tylko, że nic pozytywnego nie da się powiedzieć o występach Polaków.
Sezon biegowy 2023/2024 tradycyjnie rozpoczął się od trzydniowych zmagań w fińskiej Ruce. W pięknym, zimowym klimacie najlepsi zawodnicy z całego świata rywalizowali w sprintach klasykiem, biegach indywidualnych na 10 km tą samą techniką oraz w mass startach łyżwą na 20 km. Główni faworyci zmagań – Szwedki i Norwegowie – potwierdzili, że będą groźni, ale zaskakująco dużo do powiedzenia mieli także przedstawiciele „reszty świata”, którzy systematycznie i bez kompleksów dobijają się do światowej czołówki. Przynajmniej niektórzy, bo w tym gronie próżno szukać biało-czerwonych zawodników.
Sprinty dla faworytów
Rywalizacja sprinterska rozpoczęła się od małego trzęsienia ziemi, bo przez eliminacje nie przebrnęła najlepsza sprinterka dwóch ostatnich sezonów – Maja Dahlqvist. Szwedka nie była jednak osamotniona, podobny los spotkał m.in. także Lottę Udnes Weng, czy mocne Niemki: Gimmler, Fink i Carl. U panów wpadkę zanotował Calle Halfvarsson, a zaimponował inny Szwed – Marcus Grate, który triumfował w kwalifikacjach. Na tym jednak niespodzianki w sprincie się skończyły. Dalsza rywalizacja przebiegała do bólu przewidywalnie, czyli u kobiet było bardzo szwedzko, a u mężczyzn norwesko.
W finale pań zameldowały się cztery reprezentantki z Kraju Trzech Koron: Jonna Sundling, Emma Ribom, Linn Svahn i Frida Karlsson, która – wbrew obiegowej opinii – nigdy nie była li i jedynie specjalistką od dystansów, bo pierwszy juniorski medal zdobyła w sprincie i zawsze potrafiła biegać także w tej specjalności. Hegemonię Szwedek próbowała przełamać najlepsza aktualnie sprinterka norweska Kristine Staavas Skistad oraz reprezentantka gospodarzy Jasmi Joensuu. Ostatecznie rywalizacja zakończyła się szwedzkim dubletem – zwyciężyła Ribom przed Sundling, a Skistad zdołała odeprzeć ataki pozostałych rywalek i zająć miejsce na najniższym stopniu podium.
Analogicznie do biegu pań, w finale męskim oglądaliśmy czterech zawodników z Norwegii – doświadczonych: Johannesa Hoesflota Klaebo i Erika Valnesa oraz młodych: Ansgara Evensena i Matza Williama Jenssena. „Resztę świata” reprezentowali weterani – Federico Pellegrino i Richard Jouve. Świetną dyspozycję na początku sezonu zaprezentował Valnes, który był poza zasięgiem rywali. Zacięty pojedynek o drugie miejsce stoczyli Richard Jouve i przystępujący do rywalizacji po zakażeniu koronawirusem Johannes Klaebo. Górą był Francuz, a najlepszemu norweskiemu zawodnikowi ostatnich lat potrzeba jeszcze trochę czasu, by wrócić do najwyższej formy.
Małe zaskoczenia w biegach indywidualnych
Rywalizacja w biegu na 10 km kobiet miała być pojedynkiem między Ebbą Andersson i Fridą Karlsson, w którym lepsza powinna być pierwsza z nich. Ebba faktycznie wygrała zmagania, choć nie przyszło jej to łatwo i to wcale nie za sprawą młodszej koleżanki z kadry. Świetną dyspozycję pokazała Rosie Brennan, która po raz kolejny udowodniła, że uwielbia rywalizować na trudnych trasach w Ruce. Doświadczona Amerykanka pokonała dystans w tempie bardzo zbliżonym do Szwedki i rywalizacja trzymała w napięciu do samego końca. Ostatecznie Brennan uzyskała czas niespełna pięć sekund słabszy od Andersson. Frida Karlsson finiszowała na trzecim miejscu, ze stratą 10 sekund do zwyciężczyni. Bardzo dobrze zaprezentowała się także czwarta w stawce Szwedka Moa Ilar, a kolejne lokaty przypadły Niemkom: Hennig i Carl.
Ciekawiej przebiegała rywalizacja u mężczyzn. Dystans 10 km jest na tyle krótki, że najlepszym w stawce Norwegom trudno wyraźnie uciec rywalom, sporo do powiedzenia w tej specjalności mają sprinterzy, którzy w dłuższych biegach nie odgrywają większej roli. Faworytem wyścigu klasykiem w Ruce jak co roku był Iivo Niskanen, który na „domowych” trasach jest prawie nie do pokonania. Tym razem jednak fiński mistrz stylu klasycznego musiał uznać wyższość Martina Loewstroema Nyengeta, który wyprzedził go o niespełna trzy sekundy. Niepocieszony Niskanen połamał kijek ze złości, nie zmieniło to jednak faktu, że Norweg odniósł drugie pucharowe zwycięstwo w karierze. Na najniższym stopniu podium stanął triumfator sprintu, Erik Valnes. Choć reprezentanci z Kraju Fiordów spisali się jak zawsze bardzo dobrze, trzeba podkreślić, że w TOP 15 wyścigu na 10 km mieliśmy mocno międzynarodowe towarzystwo, co bardzo cieszy. Piąte miejsce zajął Brytyjczyk Andrew Musgrave, a siódmy był Francuz Hugo Lapalus. Jeszcze ciekawiej wyglądały miejsca tuż za pierszą dziesiątką, na których uplasowali się: Irlandczyk Thomas Westgaard Maloney, Szwajcar Beda Klee i Czech Michal Novak. Tuż za nimi sklasyfikowano Johannesa Klaebo i Federico Pellegrino.
Niespodzianki w mass startach
Prawdziwe niespodzianki czekały na kibiców w biegach ze startu wspólnego na 20 km łyżwą. Ten dystans jest przez zawodników stosunkowo „mało obiegany”, bo w sezonach przed zrównaniem dystansów rywalizowano na nim bardzo rzadko. Można odnieść wrażenie, że nie wszyscy jeszcze wiedzą, jak prawidłowo rozłożyć siły w tej rywalizacji, co prowadzi do ciekawych rozstrzygnięć.
Wydawało się, że karty w biegu ponownie powinny rozdawać Andersson i Karlsson, jednak tym razem w roli głównej wystąpiła inna Szwedka. Pierwsze zwycięstwo w karierze i pierwsze pucharowe podium w ogóle przypadło Moi Ilar, która zachowała najwięcej sił w końcówce rywalizacji. Małego pecha miała Jessie Diggins, która w biegach łyżwą czuje się jak ryba w wodzie i w Ruce miała dużą szansę na triumf. Na ostatnim kółku złamała jednak kijek, co nieco wytrąciło ją z rytmu. W konsekwencji Amerykance zabrakło sił na finiszu, by wyprzedzić rewelacyjną Ilar. Diggins finiszowała trzy dzisiąte sekundy za Szwedką, a trzecia lokata przypadła Rosie Brennan. Amerykanki zostawiły za plecami skandynawskie faworytki: Lottę Udnes Weng, Andersson, Karlsson i Ribom. Miejsca w dziesiątce przypadły także Victorii Carl i Delphine Claudel. Jeśli chcemy wyróżnić kogoś z młodego pokolenia, to warto zwrócić uwagę na wyniki 11. w klasyfikacji Norweżki Margrete Bergane, która w przyszłości może być najsolidniejszą zawodniczką z Kraju Fiordów, oraz na Amerykankę Sophię Laukli, która świetnie biega łyżwą i w Ruce była czternasta.
Sensacyjnie zakończyły się zmagania mężczyzn w mass starcie. Wygrał Norweg, ale taki, na którego nikt nie stawiał. Jan Thomas Jenssen do tej pory w Pucharach Świata występował sporadycznie, a najlepszą lokatą, którą wywalczył było 7. miejsce w sprincie klasykiem w Val di Fiemme w 2020 r. Tym razem Jenssen popisał się najlepszym finiszem z kilkunastoosobowej stawki, która przebiegła wspólnie cały dystans. Drugie miejsce przypadło Czechowi Michalowi Novakowi, który od kilku sezonów pokazywał zwyżkującą dyspozycję i powoli przebijał się do ścisłej czołówki. Czeski zawodnik bywał już w Pucharze Świata czwarty i piąty, jednak teraz po raz pierwszy stanął na podium. Trzecie miejsce w biegu zajął Harald Oestberg Amundsen, a tuż za nim uplasowała się kolejna sensacja dnia – Mika Vermeulen z Austrii. Dopiero później finiszowali ci, którzy mieli w biegu rozdawać karty: Krueger, Golberg, Toenseth, Musgrave, Andersen. Dziesiątkę zamknął Beda Klee, który zaliczył kolejny świetny występ. Czyżby Szwajcarzy doczekali się zawodnika, który podąży śladem Dario Cologni?
Polacy nie zaskoczyli
Wróćmy jeszcze na chwilę do Michala Novaka. Czeski zawodnik jest z tego samego rocznika co Dominik Bury – obaj od juniora startowali w tych samych zawodach i zazwyczaj notowali bardzo zbliżone wyniki. Lukas Bauer po objęciu naszej kadry, w jednym z wywiadów mówił, że Dominik ma absolutnie porównywalny potencjał do Novaka. Młodszy z braci Bury rywalizację na dystansie 20 km łyżwą w Ruce ukończył na 53 miejscu, ze stratą dwóch minut i czterdziestu pięciu sekund do Czecha. Co poszło nie tak?
Na polskich zawodników w Pucharze Świata przykro patrzeć. Najlepsze miejsce wywalczone przez Biało-Czerwonych w Ruce to 36. lokata Kamila Burego w sprincie. Jak na zawodnika, dla którego to start na koronnym dystansie, ten wynik jest słaby, ale wyniki pozostałych są jeszcze gorsze. Polacy są bez formy i ciężko nie odnieść wrażenia, że od kilku lat stoją w miejscu. Wszyscy nasi kadrowicze poza najmłodszymi – Robertem Bugarą i Sebastianem Bryją – bywali już w Ruce w TOP 30., a tym razem byli od takich miejsc daleko. Nie wróży to dobrze na dalszą część sezonu. Niestety, wróciliśmy do czasów, gdy każda lokata polskiego biegacza i biegaczki w „trzydziestce” będzie wydarzeniem. Nie wydaje się, żeby komuś specjalnie to przeszkadzało.
Inga Świetlicka
Miłośniczka sportu, kultury i podróżowania. Mól książkowy oraz kibic polskich olimpijczyków i paraolimpijczyków.