Nostalgiczny powrót do TM-Semic - "The Spectacular Spider-Man" [RECENZJA]
- Dodał: Maciej Baraniak
- Data publikacji: 26.09.2021, 19:15
Rzadko tak się zdarza, bym miał okazję pisać o światowej premierze jakiegoś komiksu. Tak się jednak złożyło, że takowa miała miejsce w Polsce dzięki naprawdę odważnej inicjatywie wydawnictwa Mucha Comics, które to postanowiło zebrać wszystkie zeszyty serii Spectacular Spider-Man, pisane przez J.M. DeMatteisa. Więc nie pozostaje mi nic innego jak im pogratulować, a pozostałych przekonać, dlaczego warto tę pozycję sprawdzić.
Wspomniany album zbiera zeszyty 178-200 z tytułowej serii Spectacular Spider-Man wydane w okolicach lat 90. Opowiadają one losy Petera Parkera, który jest w szczęśliwym małżeństwie z Mary Jane (teraz już Parker) oraz w psychicznej traumie po wydarzeniu Ostatnie łowy Cravena. Seria ta, stara się opowiadać własną historię, natomiast często odwołuje się do wydarzeń z pozostałych tytułów wychodzących równocześnie w tamtym czasie. Warto jednak wspomnieć, że ten zbiór da się czytać bez znajomości czegokolwiek innego, a jedynie czasem trzeba zaakceptować, iż pewne sprawy miały miejsce poza naszym kadrem.
Pierwsza historia już na wstępie wbiła mnie w fotel (w zasadzie w łóżko, ale jeszcze ktoś źle pomyśli, że była nudna i senna). J.M. DeMatteis nie zamierzał się bawić w powolne budowanie ciężkiej narracji i z miejsca pokazuje nam ludzi zniszczonych psychiczne, którzy poprzez zakładanie masek starają się uciec od swoich problemów. Każdy z nich myśli, że gdy założy swój kostium to nagle jego problemy znikną, ale odchodzą one jedynie w taki sam sposób jak u alkoholika, gdy sięga po butelkę.
Każdy z nich musi przepracować odpowiednie rzeczy w taki sam sposób, w jaki radzi sobie z nimi prawdziwy człowiek, pokazując przy tym możliwe rozwiązania dla ewentualnego czytelnika mającego podobne problemy. Bo w końcu bohater to nie tylko maska, zbroja czy specjalne moce. To przede wszystkim ich posiadacz, który także ma zmartwienia i troski, niekiedy podchodzące pod depresję. I właśnie to uświadomiły mi pierwsze zeszyty, będące mocnym, niejednoznacznym i intensywnym dramatem, gdzie maski to jedynie element teatralny całego przedsięwzięcia.
Kiedy napięcie po pierwszej opowieści schodzi, otrzymujemy już cały wachlarz różnych tonacji. Od uroczej zabawy głupotą komiksów super bohaterskich, po ckliwą historię Sępa, chcącego naprawić niektóre błędy ze swojego życia. Stanowi to ciągle świeżą i przede wszystkim urozmaiconą mieszankę. Jednak najlepiej spośród wątków, prezentuje się ten wokół Zielonego Goblina, którego widmo zagłady czyha na naszego Pajączka cały czas.
Harry Osborn w tym komiksie całkowicie zdobył moje serce. Choć teoretycznie jest on pisany na okrutnego i złowieszczego Goblina, to autor cały czas pamięta, że aby konflikt był ciekawy, trzeba sprawić, by był wielostronny. Dlatego ten bohater dostaje wiele momentów tragicznych w swojej historii, gdzie na pewnym etapie czujemy, iż nie jest to człowiek zły, a jedynie bohater greckiego dramatu, który i tak musi skończyć zgodnie z przepowiednią wyroczni. Bowiem cały czas czujemy, że nikt, wraz z nim, nie chce, by to wszystko się działo, ale przeznaczenie ma inne plany, wobec których żaden z bohaterów nie ma szans przeciwstawienia się.
Ponadto podoba mi się to, jak potraktowano tutaj niektóre postaci poboczne. Dostały one sporo miejsca, a ich wątki były na tyle ciekawie napisane, że czasem lepiej śledziło mi się ich losy, niż głównego protagonistę. Szczególnie interesujący jest Vermin, pojawiający się już na początku i będący jednym z najlepszych antagonistów, jakich miałem okazję ujrzeć w jakimkolwiek medium. Stanowi on wspaniałą alegorię do ludzi z pewnymi problemami, a jego losy idealnie pokazują, iż nawet największą traumę da się w życiu przepracować.
Muszę jednak troszkę ponarzekać na sam finał. Szczerze liczyłem, że tak świetne otwarcie serii dostanie równie intensywne domknięcie, na które wskazywało powolne przestawianie figur na szachownicy w trakcie trwania serii. Niestety w ostatnich zeszytach pojawia się niespodziewanie crossover z X-Men, a także znaczącą rolę odgrywa wątek pojawiający się w jednej z pozostałych serii wychodzących w tamtym czasie. Kiedy więc dochodzi do tej WIELKIEJ KONKLUZJI, to niestety miałem poczucie, iż otrzymała ona zbyt mało miejsca, nawet pomimo poszerzenia ostatniego zeszytu.
Mimo wszystko muszę przyznać, że nawet w tym finale kilka elementów nadal się wybroniło. Zwieńczenie wątku Harry'ego było całkiem satysfakcjonujące i mogło ładnie zagrać na emocjach fanom serii. To, co jednak naprawdę tutaj zadziałało, to klimat grozy. Przez czytanie tych stron ciągle czułem tę atmosferę jak z filmowego Długu, gdzie Goblin niczym Gerard pojawia się niespodziewanie, by napsuć krwi naszemu protagoniście. Co najważniejsze, stosuje on jedynie przemoc psychiczną dzięki czemu staje się jeszcze bardziej niebezpiecznym wrogiem dla Petera i ciekawą postacią dla czytelnika.
Wypadałoby jeszcze słowo wspomnieć o protagoniście, lecz za bardzo nie wiem cóż mogę powiedzieć. Dla mnie Peter miejscami za bardzo był tłem tej opowieści i raczej niknął pośród pozostałych wątków i postaci. Na plus zdecydowanie wypada jego złamanie psychiczne i widok jak z zeszytu na zeszyt coraz mniej panuje nad swoimi emocjami oraz zaniedbuje najbliższych. Temu poświęcono najwięcej miejsca i widać, że zdecydowanie się to opłaciło. Mimo wszystko tak to już jest, iż lubimy współczuć ofiarom konkretnych ataków, ale i tak bardziej będziemy pamiętać tych złych, którzy za nie odpowiadają.
W kwestii rysunków mogę powiedzieć, że są one przepiękne. Zastosowano tutaj ostrą i wyraźną kreskę, która z gracją przypomina nam, iż ten komiks ma już swoje lata. Nigdy nie byłem fanem tego typu warstwy graficznej, ale tutaj wygląda to na tyle dobrze, że idealnie mi pasowało. Zresztą fenomenalnie pobawiono się w tej historii kadrowaniem, co także pozytywnie wpływa na ostateczną ocenę pracy rysownika.
Niestety muszę przyznać, że część zeszytów straciła swój nietuzinkowy blask. Konkretnie zeszyty 191-198 nie były dostępne cyfrowo i musiały zostać zeskanowane, by w ten sposób znaleźć się w albumie. Oczywiście starano się je kolorować na nowo, oddać ich walory na tyle, ile to możliwe, ale niestety nie wyszło to zbyt dobrze. Rozumiem, iż była to jedyna możliwość oddania czytelnikom pełnej historii, aczkolwiek muszę wspomnieć o tym, gdyż jest to istotny element, który może wielu niemiło zaskoczyć po zakupie.
Podsumowując moje długie wywody mogę powiedzieć, że była to dla mnie fantastyczna lekcja. Sam nigdy nie miałem okazji czytać pozycji ze słynnego wydawnictwa TM-Semic, więc spotkanie z tak dużą dawką tego, co wydawali, było po prostu wspaniałe. Widać, że twórcy w latach 90. pozwalali sobie na więcej i chcieli ukazywać tematy, których nawet obecnie scenarzyści boją się podejmować. Zdecydowanie zostanie ze mną cała ta historia, gdyż to co tam ujrzałem, jest zjawiskiem po prostu nietuzinkowym i innowacyjnym mimo upływu czasu. Jeśli po 30 latach od pierwszej premiery, dana opowieść potrafi zrobić takie wrażenie, to ze spokojem można nadać jej etykietkę z napisem ponadczasowy i zachęcać wszystkich do sprawdzenia tego dzieła.
Maciej Baraniak
Student UEP na kierunku prawno-ekonomicznym. Prywatnie miłośnik różnych gatunków kina oraz komiksów, a przy tym mający bardzo specyficzny gust muzyczny. E-mail: maciej-baraniak@wp.pl