"Smoke & Mirrors": 50 twarzy Sashy Velour [RELACJA]
Jeff Eason/ materiały prasowe

"Smoke & Mirrors": 50 twarzy Sashy Velour [RELACJA]

  • Dodał: Natalia Zoń
  • Data publikacji: 02.03.2022, 21:10

Dym i lustra są częstą praktyką w teatrze. Jednak Smoke & Mirrors, które w Polsce zadebiutowało 28 lutego br. w Teatrze Palladium w Warszawie, idzie o krok, a nawet śmiało można powiedzieć, że o kilka kroków dalej, gwarantując widzom cudowne i niezapomniane przeżycie.

 

Smoke & Mirrors widz zatraca się w tym, co jest fikcją, a co nie. Użyte sekwencje wideo są w pewnym sensie przedłużeniem sceny, jej uzupełnieniem, pozwalającym na osiągnięcie efektów, które bez tego byłyby niemożliwe. Aluzja przenika się z rzeczywistością. W jednej chwili widzimy coś na ekranie, aby nagle przemieniło się to w prawdziwy rekwizyt.

 

Podczas Come Rain or Come Shine ma się wrażenie, że zaraz, niczym w Deszczowej piosence, pierwsze rzędy będą mokre od rozchlapywanej wody. W Deceptacon, energicznym utworze Le Tigre, Sasha Velour tańczy z projekcjami siebie. Nie dziwi więc interakcja z postaciami na ekranie, w końcu to także pełnoprawni bohaterowie całej opowieści. Natomiast w I’m Alive główną rolę odgrywa teatr cieni. Gaśnie światło i widać tylko poruszającą się sylwetkę w garderobie, przygotowującą się do występu. To samo już było piękne w swej prostocie, lecz później dzieje się jeszcze większa magia. 

 

Zdecydowanie przełomowym momentem w karierze Velour, jak i teraz na scenie podczas Smoke & Mirrors, jest utwór So Emotional Whitney Houston. Scena jest usiana płatkami róż, które są wyrzucane raz za razem. Muszę przyznać, że choć bardzo czekałam na ten moment, obawiałam się, że wiedząc, czego mogę się po nim spodziewać, nie zrobi on na mnie aż takiego wrażenia. Niepotrzebnie jednak się martwiłam, bo podczas niego zdecydowanie reagowałam tak emocjonalnie, mając ciarki na całym ciele. 

 

If You Go Away jest zdecydowanie jednym z najbardziej hipnotyzujących i wzruszających numerów całego show, dedykowanym mamie Sashy, która zmarła z powodu raka. Piosenka o rozważaniach na temat tego, co będzie, jeśli odejdziesz lub jeśli zostaniesz, jeszcze bardziej wymownie wybrzmiewa, gdy pod koniec Velour upada po ugryzieniu jabłka. Po tym przychodzi czas na wielki finał. Utwór Wild is the Wind, oryginalnie skomponowany przez Dimitri Tiomkina i Neda Washingtona na potrzeby filmu o tej samej nazwie, opowiada o tym, że kiedy jest się zakochanym, pozostaje się w pewnym sensie na łasce sił, których nie można kontrolować. Wiatr jest dziki, a uczucia mogą szybko zmienić kolor, tak jak robią to liście. 

 

Świetne było także to, że nawet po oficjalnym zakończeniu, gdy brawa i okrzyki ustały, artystyczna wizja Sashy Velour trwała w najlepsze. Wychodząc z sali, można było podziwiać na projektorze m.in. zabawnie ukazany proces sprzątania po całym wydarzeniu. W końcu ktoś to musi zrobić, prawda? Czemu więc nie akurat Velour?

 

Smoke & Mirrors bawi, wzrusza i zaskakuje. Spektakl jest surrealistyczny i niejednoznaczny. Ilość kontekstów i nawiązań w nim jest niewiarygodna. Właściwie każdy może zinterpretować go na swój własny sposób i to jest właśnie w nim piękne. Sasha Velour przenika przez różne formy sztuki, bawi się konwencją i nie boi się jej zaginać. Łamie wszystkie ramy gatunkowe, tworząc dzieło wybitne. To spojrzenie w głąb wspomnień, snów i marzeń. Z czystym sumieniem można stwierdzić, że Sasha Velour, pokazując różne oblicza siebie, zdecydowanie ma charyzmę, wyjątkowość, odwagę i talent.

 

Sasha Velour (fot. Jeff Eason)
Natalia Zoń – Poinformowani.pl

Natalia Zoń

Zawsze odlicza do jakiegoś koncertu. Miłośniczka teatru, a szczególnie musicali. W wolnych chwilach pochłania kolejne książki. E-mail: nataliazon@icloud.com