Miłość jest, tylko grzmotu zabrakło „Thor: Miłość i grom” [RECENZJA]
Thor: Miłość i grom/IMDb

Miłość jest, tylko grzmotu zabrakło „Thor: Miłość i grom” [RECENZJA]

  • Dodał: Maciej Baraniak
  • Data publikacji: 09.07.2022, 10:52

Po ostatnich produkcjach Marvela, które dość mocno mnie zawiodły, moje oczekiwania wobec kolejnej odsłony Thora były dość mieszane. Z jednej strony obawiałem się, że zła passa utrzyma się nadal, ale obecność Taiki Waititiego na stanowisku reżysera napawała mnie mimowolnym optymizmem. Niestety, sprawdził się ten gorszy scenariusz.

 

Thor: Miłość i grom, to czwarta odsłona przygód nordyckiego boga piorunów. Po wydarzeniach z ostatnich odsłon Avengers, bohater dołączył do Strażników Galaktyki, aby razem z tym zespołem móc odnaleźć siebie. Kiedy wrócił do dawnej formy fizycznej, a jego psychika również wydawała się być w niezłej kondycji, do jego życia powraca dawna miłość, Jane Foster, która teraz dzierży Mjolnira. Razem będą musieli stawić czoła nowemu przeciwnikowi, niejakiemu Gorrowi, Zabójcy Bogów.

 

Swoje narzekania muszę zacząć od scenariusza, który przypomina mi stereotypowy pokój gimnazjalisty. Mamy tutaj stare naczynia, ubrania nadające się do prania, zapach potu spowodowanego brakiem otwartego okna i ogólną ciemność. Dlaczego tak jest? Ano dlatego, że historia stara się przedstawić zbyt wiele wątków, za bardzo odłączonych od siebie, i zamiast skupić się na kilku wybranych postaciach, poświęcając im należytą uwagę, to twórcy wolą wrzucić kolejne pionki na planszę tworząc wszechobecny chaos.

 

W ten sposób, dostajemy po prostu bardzo średnią historię, w której bohaterowie podróżują z miejsca na miejsce, poznają kolejne postaci, dowiadują się nowych rzeczy, aby w końcu spotkać złego Pana i doprowadzić opowieść do końca. Każdy film Marvela na tym polega, ale tutaj to wszystko jest takie mdłe - nic nie dostaje odpowiedniego czasu ekranowego, bo wszystkiego jest za dużo i przytłacza to samą swoją obecnością. Obiecywano grom, ja liczyłem na grzmot, a tutaj nawet iskierki nie widać.

 

Weźmy dla przykładu wątek Gorra, który swoją drogą uwielbiam w komiksach i jest mi po prostu smutno, że tak go tutaj zepsuto. Oto jest sobie zły Pan, co to został skrzywdzony przez bogów i teraz będzie chciał ich zabijać. Bardzo ciekawy koncept, mający szansę na opowiedzenie czegoś ważnego w ramach religii, wierzeń i wszystkiego innego, natomiast tutaj po prostu sobie jest i rozwoju nie dostaje. Dlaczego? Bo trzeba było pokazać 30 innych postaci i rzeczy, a na niego już czasu nie starczyło, więc sprowadzono go do płytkiego antagonisty jakich wielu.

 

Zresztą śmieszy mnie fakt, że twórcy zmienili pewne fakty z komiksów, właściwie całkowicie modyfikując origin Gorra i podłoże jego motywacji, co w ciągu opowieści sprawia, iż ma on lepsze argumenty od któregokolwiek z pozostałych protagonistów. Scenarzyści chyba to zauważyli, dlatego zaczęto z niego robić psychola, co to lubi małe dzieci, aczkolwiek czuć jak bardzo wymuszone to było. Niestety, takich zmian względem komiksów jest tutaj więcej, a każda z nich wychodzi na niekorzyść.

 

Na takowych zmianach najbardziej cierpi Jane Foster, której również poświęcono za mało czasu ekranowego. Jej wątek ma tutaj świetny potencjał na opowiedzenie czegoś więcej, ale pozostałe postaci ją przygniatają i to, co powinno wybrzmieć, zwyczajnie nie wybrzmiewa. Po raz kolejny mnie to zwyczajnie smuci, gdyż potencjał był, a wyszło jak wyszło.

 

Niestety, to nie wszystko na czym się zawiodłem, albowiem jest jeszcze wykonanie techniczne. Efekty tutaj wołają o pomstę do nieba i jeśli ktoś liczył na powrót do trzeciej odsłony Thora, w której wszystko było ładne, przejrzyste i nie szarobure, to muszę go rozczarować. Disney ostatnio oferuje nam tylko jeden kolor, szary, a jeśli już uda mu się to przełamać, to daje nam plastikowo-gumowe efekty. W każdej sytuacji wygląda to po prostu żałośnie i coraz częściej zastanawiam się, gdzie jest te 200 milionów $ budżetu.

 

W całym moim narzekaniu muszę przyznać, że znajdą się ludzie, którzy będą bawić się dobrze. Bo Christian Bale jako Gorr jest rewelacyjny, tak jak zresztą cała obsada w swoich rolach. Ma ten film kilka udanych żartów, niezłych kadrów, a samo otwarcie też robi niezłą robotę. Tylko przemawia przeze mnie dusza człowieka, który te uniwersum śledzi od parunastu lat i chciałby jakiejś świeżości, a dostaje tego samego kotleta, po raz kolejny odsmażanego. Tylko odsmażanie 20 razy nie jest dobrym pomysłem.

 

Ostatecznie nowy Thor to film szarobury jak każdy nowy film Marvela, z klasyczną fabułą i mnogością słabych wątków. Ja nie czułem zbyt wielu emocji podczas seansu i jedyne przemyślenia, jakie naszły mnie po seansie, dotyczyły mojego przesytu tym uniwersum i problemami tej produkcji. Może ja się już za bardzo starzeje, może to te obrazy nie mają mi niczego do zaoferowania, ale z miesiąca na miesiąc, jest po prostu coraz bardziej nijak.

Maciej Baraniak – Poinformowani.pl

Maciej Baraniak

Student UEP na kierunku prawno-ekonomicznym. Prywatnie miłośnik różnych gatunków kina oraz komiksów, a przy tym mający bardzo specyficzny gust muzyczny. E-mail: maciej-baraniak@wp.pl