Co 79. MFF w Wenecji mówi nam o branży oraz nadchodzącym sezonie nagród?
- Dodał: Daniel Sztyk
- Data publikacji: 15.09.2022, 14:09
79. Międzynarodowy Festiwal Filmowy jest już historią. Jak zawsze na Lido pojawiła się masa gwiazd, a sam festiwal zainicjował sezon nagród. Po kilku dniach od ceremonii zamknięcia postanowiłem zastanowić się nad weneckimi werdyktami. Jaki wpływ będą miały one na oscarowy wyścig oraz co mówią one nam o branży filmowej? Oczywiście nie mogę obiecać, że będę nieomylny w swoich wnioskach, to jednak temat MFF w Wenecji to zawsze idealna okazja, by podyskutować o branży filmowej.
Rozważania o zakończonym w zeszłym tygodniu festiwalu rozpocznę od filmu, który wyjechał z Lido ze Złotym Lwem. Mowa o filmie Całe to piękno i krew w reżyserii Laury Poitras, który spotkał się z olbrzymim uznaniem krytyków. W swoim filmie Poitras pokazuje historię Nan Goldwin oraz jej walkę z koncernem farmaceutycznym Sacklerów. Nagroda dla tej produkcji naprawdę powinna cieszyć, ponieważ dokumenty rzadko są nagradzane na tego typu imprezach. W Wenecji ostatni raz doszło do tego w 2013 roku, co i tak w porównaniu z Cannes nie jest aż tak odległą datą, ponieważ na Lazurowym Wybrzeżu dokument ostatni raz został wyróżniony w 2004 roku. Wówczas triumfował Farenheit 9/11 uznawany za jeden z lepszych współczesnych dokumentów.
Co Złoty Lew oznacza dla Poitras? Na pewno w tym momencie wysunie się ona na pozycję liderki w oscarowym wyścigu, w kategorii dokumentalnej. Myślę, że ciężko będzie znaleźć film zagrażający jej i bardzo zdziwi mnie, jeśli w marcu przyszłego roku Amerykańska Akademia Filmowa ogłosi inny werdykt. Na korzyść Poitras przemawia również fakt, że jest już znana w środowisku filmowym, Przypomnijmy, że w 2015 roku zdobyła ona Oscara za dokument zatytułowany Citizenfour. Oczywiście Akademia potrafi zaskoczyć, więc nie mówię, że Poitras ma już Oscara w kieszeni, ale podkreślam, że na tę chwilę wydaję się być frontrunnerką.
Srebrny Lew trafił w ręce Alice Diop. Film Saint Omer jest pełnometrażowym debiutem fabularnym tej bez wątpienia utalentowanej reżyserki. Myślę, że będzie to niesamowity krok naprzód dla tej twórczyni i teraz o jej filmach będzie znacznie głośniej.
Nagroda specjalna Jury trafiła do Jafara Panahiego. Jest to piękny gest wsparcia ze strony branży filmowej, ponieważ Panahi od lipca przebywa w więzieniu. Został on ofiarą irańskiego reżimu, który stosuje represje wobec ludzi kultury, przedstawiających Iran w niekorzystnym świetle. Ostatecznie kopia kręconego w tajemnicy No Bears trafiła na Lido. Film spotkał się z pozytywnym odbiorem krytyki. Panahi od lat zostaje w festiwalowym obiegu. W 2015 roku zdobył Złotego Niedźwiedzia w Berlinie. Nie było to również jego pierwsze wyróżnienie na Lido. W 2000 roku zdobył Złotego Lwa za Krąg. Oprócz samej nagrody, na tegorocznej edycji wsparto Panahiego na czerwonym dywanie.
Przejdźmy teraz do aktorów. Czy w Wenecji pokazano filmy z potencjalnymi oscarowymi rolami? Ależ oczywiście! Wydaje się, że po oscarową nominację zmierzają Cate Blanchett i Colin Farrell, którzy otrzymali w Wenecji nagrody aktorskie. Przypomnijmy, że rok temu Penelope Cruz, która dostała Puchar Volpiego, cieszyła się potem oscarową nominacją.
W konkursie głównym pokazano wiele filmów z chwalonymi przez krytyków kreacjami aktorskimi. Bardzo dużo mówiło się o kreacji Brendana Frasera w filmie Darrena Aronofskiego pt. Wieloryb. Szczerze mówiąc, brak nagrody dla Frasera mocno mnie zdziwił. Wydaje mi się jednak, że aktor powinien za kilka miesięcy doczekać się swojej pierwszej nominacji do Oscara. Innym aktorem, o którym dużo się mówi w kontekście tegorocznego sezonu nagród jest Hugh Jackman, który zagrał główną rolę w filmie The Son Floriana Zellera. Choć najnowszy film autora Ojca nie spotkał się z aż tak ciepłym przyjęciem krytyków jak poprzednia produkcja spod jego ręki, to wciąż zanosi się na to, że Jackman będzie wysoko notowany w kwestii nagród. Jeśli miałbym znaleźć aktorów, którzy też mogą zostać zauważeni przez kapituły przyznające nagrody, to wskazałbym na Adama Drivera i jego występ w Białym szumie oraz na Timotheego Chalameta i jego rolę w Bones and All. Obydwaj panowie nakręcili nowe filmy, z którymi wcześniejsza ich współpraca zaowocowała oscarowymi nominacjami.
Jeśli chodzi o aktorki, to rywalizacja zapowiada się równie ciekawie. Rola Blanchett w Tar Todda Fielda określana jest jako jej aktorskie opus magnum. Osobiście bardzo by mnie cieszyła trzecie złota statuetka dla tej wspaniałej australijskiej aktorki. Przeszkodzić jej będzie chciała Ana de Armas, której kreacja w filmie Blonde na pewno odbije się szerokim echem. Które aktorki z weneckiego repertuaru też włączą się do wyścigu o złotego rycerza? Myślę, że szanse mają: Laura Dern (The Son), Tilda Swinton (The Eternal Daughter) oraz Taylor Russel (Bones and All, nagroda dla młodej aktorki na tegorocznym festiwalu).
Na koniec zostały te najgorsze akapity. Pora napisać kilka słów o największych przegranych 79. MFF w Wenecji. Szczerze mówiąc nie ma dla mnie większego przegranego tegorocznej imprezy filmowej na Lido niż Netflix. Pierwszy raz streamingowy gigant miał w konkursie głównym aż cztery filmy. Wcześniej zdarzało mu się mieć trzy produkcje (np. 2018 rok). Cztery produkcje i żadnej statuetki. Ani wielki powrót Inarritu ani obraz o Marilyn Monroe, ani ekranizacja klasyki współczesnej amerykańskiej literatury, ani napisany przez twórcę Nędzników film nie były w stanie wkupić się w łaski Jury. Inna sprawa, że żaden z opisywanych filmów nie zachwycił też krytyki (paradoksalnie najlepsze oceny zebrał film najmniej promowany, czyli Athena). Czy to oznacza porażkę Netflixa w tegorocznym sezonie nagród? Wydaje mi się, że nie, choć na tą chwilę zapowiada się, ze nie będzie to taki triumfalny pochód giganta, do jakiego w ostatnich latach Netflix nas przyzwyczaił. Zgadza się, że do dziś Netflix nie zdobył Oscara w kategorii Najlepszy film, to jednak udawało mu się zdobywać statuetki w wielu istotnych kategoriach, takich jak: reżyseria (Campion, Cuaron), aktorka drugoplanowa (Laura Dern za Historię małżeńską) czy najlepszy film nieanglojęzyczny (Roma w reżyserii Alfonso Cuarona). Jakie nominacje wróżę w tym roku Netflixowi? Myślę, że wspomniana wcześniej Ana de Armas zostanie wyróżniona nominacją. Kto wie, może te podziały wśród krytyków na względnie entuzjastycznych i kompletnie rozczarowanych posłużą Inarritu i jego Bardo zgarnie jakieś nominacje. Akademia też może zwrócić uwagę na role i scenariusz w Białym szumie. Brak nagród w Wenecji jednak nie nastraja optymistycznie, więc wymienione przeze mnie wyżej potencjalne nominacje mogą być bardzo daleko od Netflixa.
Oczywiście sezon nagród nie kręci się tylko wokół Wenecji. Mamy jeszcze przecież MFF w Toronto czy New York Film Festival. Zapewne do rywalizacji o najważniejsze nagrody filmowe dołączy mnóstwo produkcji, które spotkają się z uznaniem krytyki. Mimo wszystko Wenecja, nie bez powodu, od lat uznawana jest za otwarcie sezonu nagrodowego. Jedno jest pewne, emocje będą tylko narastać. Pozostaje nam czekać na wszelkie rozstrzygnięcia i oglądać wspaniałe produkcje, które w najbliższych miesiącach zagoszczą na ekranach kin oraz w streamingu.
Daniel Sztyk
Rozkochany w kinie i literaturze student polonistyki. W wolnych chwilach, gdy akurat nie siedzi w kinie, ogląda Premier League, by rozkoszować się magią futbolu. E-mail: danielszdanielsztyk@gmail.com