Czy warto zobaczyć nowe pokazy „Avatara”? [RECENZJA]
- Dodał: Maciej Baraniak
- Data publikacji: 23.09.2022, 22:32
Już niebawem w kinach zadebiutuje druga odsłona Avatara, natomiast teraz, w ramach podgrzania atmosfery oczekiwania, otrzymaliśmy ulepszoną wersję części pierwszej. Wybrałem się więc do kina i oto przedstawiam moje luźne spostrzeżenia na temat owych pokazów.
Przede wszystkim, wersja nie jest jakoś znacząco ulepszona. Powodem jest fakt, iż Avatar tego nie potrzebował, albowiem nadal, nawet po tych 13 latach, wygląda zjawiskowo. Kilka efektów wygląda jeszcze lepiej (tak, dało się), a na tle seriali Disneya czy innych karykatur efektów specjalnych, widowisko prezentuje jak coś, co wyprzedza swoje czasy o 20 lat. Ten aspekt zawsze był istotny i zadbano, aby dalej mógł ściągnąć masę ludzi do kin.
Nawiasem pisząc, przyznam, iż to śmieszne, że te 13 lat temu, po seansach Avatara, ludzie spodziewali się tak dopieszczonych filmów ciągle, a tymczasem był to początek końca udanych technikaliów i teraz musimy wracać do tego filmu z 2009 roku, aby zobaczyć coś dopracowanego. Stanu obecnej kinematografii nie chcę tutaj zbytnio poruszać, ale takie przemyślenia po seansie pojawiają się od razu.
Poza tym, to nadal produkcja z niesamowitym klimatem. Ilość detali tego świata zwyczajnie porywa, a widz mimowolnie czuje się jego częścią. Na dużym ekranie robi to jeszcze większe wrażenie, gdy widzimy, ile pracy włożono we wszystkie szczegóły, takie jak neonowe roślinki oświetlające nocne scenerie. Pewnie wszyscy to pamiętają, ale podkreślać trzeba, gdyż wciąż wygląda to cudnie.
Niestety, tak jak wszystkie zalety wybrzmiewają jeszcze lepiej, tak wady ciążą znacznie bardziej. Fabuła, bo o niej oczywiście mowa, nigdy nie była nazbyt udanym elementem i tutaj również tak nie jest. Szczególnie widać to na początku, gdy Cameron łechta nasze kinowe podniebienia obietnicą o rozmaitych dylematach moralnych, aby potem sprowadzić to do najprostszych rozwiązań. Wszystkie problemy rozwiązują się właściwie same, bo opowieść musi zakończyć się wręcz bajkowo.
Nie mogę jednak napisać, że była ona tragiczna i zaburzyła mi jakkolwiek seans, gdyż tak nie było. Wspomniany świat i efekty urzekły mnie do tego stopnia, iż zostałem całkowicie pochłonięty przez Pandorę oraz wszystkie jej uroki. Na dużym ekranie zrobiło to jeszcze większe wrażenie, więc mimowolnie cieszę się z możliwości obejrzenia tego właśnie w taki sposób.
Wspomnę jeszcze, iż dostajemy pewien bonus, w postaci krótkiej sceny po napisach, zapowiadającej nam drugą odsłonę. Nie jest to wielki powrót ani nic takiego, a skromna sekwencja, najpewniej z początku Istoty wody. Bardzo ładny bonus, pokazujący jak niewiele będzie się różnić kontynuacja, natomiast nie jest to główny punkt programu. Warto zostać i obejrzeć, ale na pewno nie jest to ważny powód, aby wybrać się do kina.
Czy więc warto wybrać się na Avatara? Moim zdaniem tak. To wciąż niesamowita produkcja pod kątem wizualnym i nawet po tych 13 latach robi kolosalne wrażenie, a może i nawet większe, niż wtedy. Przypomniała mi, jak fajnie było wybrać się na film, który nie był częścią żadnego wielkiego uniwersum ani kontynuacją czegoś sprzed lat, ale również możemy zobaczyć, na ile pozwalała technika, już w tamtych latach. Jest więc to lekcja, która przyda się każdemu i warto z niej skorzystać, póki jest taka opcja.

Maciej Baraniak
Student UEP na kierunku prawno-ekonomicznym. Prywatnie miłośnik różnych gatunków kina oraz komiksów, a przy tym mający bardzo specyficzny gust muzyczny. E-mail: maciej-baraniak@wp.pl