PKO Ekstraklasa: niespodziewana strata punktów Rakowa w Łodzi

  • Dodał: Kacper Adamczyk
  • Data publikacji: 02.10.2022, 19:38

Raków Częstochowa niespodziewanie tylko zremisował z Widzewem Łódź (0:0) i nie wykorzystał okazji, aby wskoczyć na fotel lidera Ekstraklasy. Goście byli lepsi, ale nie potrafili wykorzystać swoich sytuacji, a po sześćdziesiątej piątej minucie znacznie obniżyli loty. Za to Widzewowi należą się brawa za postawę w defensywie.

 

Na zakończenie ekstraklasowej niedzieli Widzew Łódź podejmował na własnym stadionie Raków Częstochowa. Gospodarze jako beniaminek są jedną z rewelacji pierwszej części sezonu, ponieważ po dziesięciu kolejkach zajmowali szóstą pozycję w tabeli. Podopieczni Janusza Niedźwiedzia w domowych potyczkach zawsze mogą liczyć na komplet widowni, ale do tej pory przełożyło się to tylko na dwa zwycięstwa u siebie i sześć punktów. Za to z delegacji RTS przywiózł już dziesięć oczek, co czyni go najlepszym w tym aspekcie zespołem w lidze. Dzisiejsi rywale Widzewiaków w tabeli zajmują czwarte miejsce z trzema punktami zapasu nad nimi, mimo jednego zaległego spotkania. Raków swoją pozycję zawdzięcza głównie skuteczności na własnym boisku, gdzie jeszcze nie przegrał, ale z obcych stadionów przywiózł dotąd zaledwie trzy oczka. W związku z tym jeden z zespołów mógł dzisiaj znacząco poprawić swoje niekorzystne statystyki z meczy u siebie (Widzew) lub na wyjeździe (Raków). 

 

Obie drużyny były po wysokich zwycięstwach w ostatniej serii gier (po 3:0), dlatego obaj szkoleniowcy nie chcieli zbyt wiele zmieniać w swoich wyjściowych zestawieniach. Janusz Niedźwiedź nie dokonał ani jednej roszady w podstawowym składzie w porównaniu z wygraną nad Stalą, a Marek Papszun dokonał jednej zmiany w porównaniu z spotkaniem z Radomiakiem, kontuzjowanego Milana Rundicia zastąpił Wiktor Długosz. Były gracz Korony został ustawiony na prawym wahadle, a do trójki stoperów cofnięto Frana Tudora. W kadrze gospodarzy uwagę zwracały powroty po urazach Bena Ledermana oraz Tomasa Petraška. 

 

Od początku odważnie w to spotkanie weszli gospodarze. Już w trzeciej minucie pierwszy strzał na bramkę Kovačevicia oddał Paweł Zieliński. To właśnie do niego trafiła odbita od muru futbolówką po uderzeniu z rzutu wolnego Juliusza Letniowskiego, wahadłowy Widzewa strzelił celnie, ale zbyt lekko, aby zaskoczyć Bośniaka. Dwie minuty później bardzo groźnie odpowiedział Raków. Fabian Piasecki podał z prawego skrzydła do środka, do Iviego Lopeza, Hiszpan zagrał na lewo do podłączającego się do akcji swojego zespołu Vladyslava Kochergina, Ukrainiec wpadł w "szesnatkę" rywala i stanął oko w oko z Henrichem Ravasem, ale przy próbie lobowania Słowaka przeniósł piłkę wyraźnie nad poprzeczką.

 

Gospodarze od pierwszego gwizdka Tomasza Kwiatkowskiego starali się budować swoje ataki krótkimi podaniami od własnej bramki, za to Medaliki stwarzały problemy RTS-owi wysokim pressingiem. Tym samym podopieczni Janusza Niedźwiedzia po kilku minutach zaczęli mieć problemy z przedostawaniem się na połowę rywala, a częściej pod polem karnym przeciwnika gościł Raków. Zaowocowało to dwoma dokładnymi dośrodkowaniami do Piaseckiego, ale snajper gości dwukrotnie uderzał niecelnie, nieczysto trafiając w futbolówkę głową. Były gracz Śląska Wrocław w dwudziestej trzeciej minucie otrzymał kolejną szansę na strzelenie bramki, tym razem nogą. Piłkę w środkowej strefie boiska poprzez złe przyjęcie stracił Letniowski. Odebrał mu ją Wiktor Długosz, ten podał do Lopeza, a najlepszy piłkarz zeszłego sezonu Ekstraklasy posłał fantastyczne prostopadłe podanie do Piaseckiego, ale napastnik gości fatalnie spudłował w pojedynku sam na sam z Ravasem. 

 

W trzydziestej minucie Tomasz Kwiatkowski podbiegł do monitora, aby zobaczyć, czy uderzającego na pustą bramkę Rakowa Łukasza Zjawińskiego przypadkiem nie faulował Fran Tudor, ale arbiter nie zmienił swej boiskowej decyzji i nakazał wznowić grę Kovačeviciowi z piątego metra. Tym samym Widzewiakom uciekła znakomita okazja do strzelenia gola. Sprokurował ją bośniacki golkiper gości, kiksując ponad dwadzieścia metrów przed własną bramką. Na szczęście Kovačevicia Zjawiński spektakularnie spudłował, a Tudor go nie faulował. Pięć minut później prawą stroną urwał się Długosz i wstrzelił piłkę w pole karne, tam na wślizgu dopadł do niej Patryk Kuna, ale skierował ją tylko na słupek. 

 

Do końca pierwszej połowy kibice oglądali jeszcze trzy celne strzały. Najpierw zbyt lekko próbował Letniowski, a potem silnie Patryk Kun i z głowy Piasecki, ale wszystkie te uderzenia leciały prosto w dobrze ustawionych bramkarzy. Tym samym do przerwy na tablicy wyników widniał bezbramkowy remis. Trzeba przyznać, że była to pierwsza część gry na korzyść Rakowa, który miał kilka naprawdę dobrych strzeleckich okazji, ale jego piłkarze mieli źle nastawione celowniki. Widzew po dobrym początku potem nie mógł poradzić sobie z pressingiem przeciwników i został wyraźnie zdominowany. Po przerwie podopieczni Marka Papszuna musieli liczyć na lepszą skuteczność, a gospodarze musieli w szatni znaleźć receptę na agresywną postawę rywali. 

 

Początek drugiej połowy, to kontynuacja obrazu z pierwszej. RTS nie chciał używać tylko prostych środków, lecz miał kłopoty z pressingiem gości, którzy większość czasu spędzali na połowie rywala. Tuż po przerwie do siatki trafił nawet Ivi Lopez, lecz w momencie podania znajdował się na spalonym. W sześćdziesiątej drugiej minucie Bartosz Nowak wycofał piłkę na ósmy metr do Lopeza, ale Hiszpan przeniósł ją wysoko nad bramką Ravasa. Trzy minuty później Lopez zdecydował się na uderzenie z dystansu, ale jego silny, płaski strzał o kilkadziesiąt centymetrów minął prawy słupek bramki Widzewa. 

 

W kolejnych chwilach Medaliki były mniej groźne, a na nieśmiałe wypady decydowali się gospodarze. Zostały one okraszone dwoma bardzo niecelnymi strzałami Jordiego Sancheza. W siedemdziesiątej szóstej minucie ponownie groźniej zaatakował Raków. Futbolówkę z prawej strony boiska w "szesnastkę" dośrodkował Ivi Lopez, tam najwyżej wyskoczył Stratos Svarnas, ale uderzenie głową Greka okazało się lecieć minimalnie nad poprzeczką bramki Ravasa. Ta sytuacja nic nie zmieniła i podopieczni Marka Papszuna w następnych minutach ponownie nie mogli przebić się przez skuteczną obronę Widzewiaków. W dziewięćdziesiątej minucie swojej szansy doczekał się ciężko harujący przez cały mecz Jordi Sanchez. Hiszpan otrzymał prostopadłe podanie od Bartłomieja Pawłowskiego i przez kilkadziesiąt metrów ścigał się z dwoma obrońcami przeciwnika. Ich presja oraz nie najprzyjemniejszy dla snajpera kąt spowodowały, że jego silne uderzenie pewnie odbił Kovačević. 

 

To, toczące się w dobrym tempie, spotkanie zakończyło się ostatecznie bezbramkowym remisem. Medaliki po dobrych trochę ponad sześćdziesięciu minutach znacznie obniżyli loty i przestali stwarzać sobie okazje bramkowe. W tej kwestii Marka Papszuna na pewno zawiedli rezerwowi. Za to Widzew zagrał solidny mecz w defensywie, ale w ofensywie był bezbarwny. Z pewnością to starcie kosztowało wiele pod względem fizycznym podopiecznych Janusza Niedźwiedzia, ponieważ potrafili dostosować się do intensywności gry gości. Z przebiegu całego spotkania Raków zasłużył na wygraną, ale należy docenić dzielną postawę RTS-u, który wywalczył bardzo cenny jeden punkt. 

Widzew Łódź - Raków Częstochowa 0:0

Widzew: Ravas - Stępiński (90+2' Żyro), Szota, Kreuzriegler - Zieliński, D. Kun, Hanousek, Milos (65' Danielak) - Zjawiński (57' Pawłowski), Sanchez (90+2' Kempski), Letniowski (65' Lipski)

Raków: Kovačević - Tudor, Arsenić, Svarnas - Długosz (46' Sorescu), Kochergin, Papanikolaou (85' Lederman), P. Kun - Nowak (63' Wdowiak), Lopez (90+2' Musiolik) - Piasecki (63' Gutkovskis)

Żółte kartki: 2' Arsenić, 16' Nowak

Sędzia: Tomasz Kwiatkowski