Autocenzura. Co szykuje UE w nowej dyrektywie?
- Data publikacji: 21.06.2018, 18:46
Czy internet, jaki znaliśmy, może zniknąć? Tak. I to za sprawą kilku artykułów w Dyrektywie o Prawach Autorskich i Jednolitym Rynku Cyfrowym. Największe kontrowersje wzbudza osławiony Artykuł 13 – jest on niewątpliwie najbardziej kontrowersyjnym, chociaż nie jedynym, przepisem, który może raz na zawsze zmienić oblicze globalnej sieci.
Nieszczęśliwa trzynastka
Po przebiciu się przez pierwsze dwadzieścia cztery strony wniosku, w końcu docieramy do przepisów merytorycznych. Wyczerpująco opisany cel ustawy wydaje się szczytny - ochrona autorów. Na szczególną uwagę zasługują artykuł 3, 11 oraz 13 - tym razem skupimy się na tym ostatnim. W wielkim skrócie - nakłada on obowiązek autocenzury na podmioty, które przechowują i zapewniają publiczny dostęp do dużej liczby utworów zamieszczanych przez swoich użytkowników. Każdy z takich portali internetowych musiałby zainwestować w narzędzia automatycznego rozpoznawania i usuwania treści pod kątem naruszeń praw autorskich. Obecnie te systemy są bardzo niedoskonałe, co niejednokrotnie widać było chociażby na youtube.com, gdzie czasem automatycznie blokowane są covery piosenek, jako nieautoryzowane rozpowszechnianie (w mniemaniu programu) oryginalnych utworów. Pod znakiem zapytania stanie istnienie fanfiction, czyli tworzenie ilustracji, opowiadań, krótkich filmów etc., nawiązujących bezpośrednio do ulubionych dzieł. Przed nowym prawem nie uchronią się nawet memy.
Szukanie dziury w całym czy realne zagrożenie?
Już samo to, że wszystko, ale to dosłownie wszystko, przed umieszczeniem w internecie będzie podlegało filtrowaniu wzbudza obiekcje. W obecnym brzmieniu artykułu można doszukać się też innego niebezpieczeństwa, tj. faktycznej cenzury Internetu. Regulacja zakłada w końcu przymusowe stosowanie skutecznych technologii rozpoznawania treści, do tego nakłada na państwa członkowskie obowiązek wymuszania na portalach i platformach wdrożenia takiego oprogramowania. Nie zdradza przy tym, czy takie oprogramowanie byłoby tworzone przez instytucje państwowe, czy jednak będą to programy komercyjne. W pierwszym wypadku szybko mogą pojawić się oskarżenia o nadużycia, w drugim narazi to właścicieli portali na duże koszty, z którymi mniejsze podmioty mogą sobie nie poradzić. Pojawia się jeszcze jedna kontrowersja: skoro więc dostępne już będzie narzędzie, które filtruje i usuwa, to może, chociaż oczywiście nie musi, pojawić się pokusa do jego nadużywania - tego właśnie najmocniej boją się przeciwnicy projektu. Taka interpretacja jest oczywiście daleko posunięta, jednak zawsze, kiedy chodzi o tak ważne prawo, jakim jest wolność słowa, trzeba być ostrożnym. Skutki, jakie może nieść za sobą art. 13, można określić jednym słowem: nieprzewidywalne. Godzi to w jedną z najważniejszych zasad, jakie powinny przyświecać prawodawcom, czyli pewności prawa.
Zły i gorszy scenariusz
Jeżeli dyrektywa wejdzie w życie w obecnym brzmieniu, może poważnie zaszkodzić konkurencyjności i stworzyć monopol, który posiądą największe portale, bo te mniejsze mogą nie być w stanie dostosować się do nowych regulacji. Obecnie nawet taki lider we wdrażaniu nowych technologii, jak Google, nie opracował doskonałego automatycznego systemu, a ręczna moderacja na taką skalę jest już nieopłacalna, jeśli jeszcze w ogóle możliwa. Możemy zadawać sobie pytanie, dlaczego tak się dzieje. Być może ustawodawcy nie do końca wiedzą wiedzą, z czym mają do czynienia. Ciągle szukają odniesień do istniejących już instytucji prawnych, zamiast stworzyć nowe rozwiązania i tym samym upychają ten wspaniały twór w ramy, którym go nie tylko ograniczają, ale i mogą zniszczyć. Na nic tu może się zdać długoletnie doświadczenie i wiedza zdobywana na najlepszych uczelniach świata – tu potrzeba świeżości, a także zrozumienia istoty zagadnienia, na które to może się zdobyć jedynie osoba, która w internecie widzi nie tylko narzędzie, ale i nowy świat.
Ze swojej strony zachęcam do zapoznania się z całością projektu: Dyrektywa dotycząca Praw Autorskich na Jednolitym Rynku Cyfrowym.