PKO Ekstraklasa: niechęć z zasady, czyli spotkanie na linii Legia – Lech
- Dodał: Izabela Szukowska
- Data publikacji: 17.10.2021, 09:30
„Do nienawiści, do tej drużyny, tak wychowano, wychowano nas…” – rozpoczyna się jedna z wielu przyśpiewek, które kibice Lecha kierują pod adresem Legii Warszawa. Po przeciwległej stronie stadionu słychać odpowiedź zagorzałych fanów Wojskowych, traktujących oponentów ze stolicy Wielkopolski nie z mniejszą antypatią. Wielopokoleniowy konflikt podsyca emocje przed spotkaniem obu drużyn, a ranga wygranej wzrasta parokrotnie. Nie zawsze jednak sypały się iskry. Podwalin tych antagonizmów należy szukać na kartach historii.
Kość niezgody
Ligowy klasyk, bez względu na aktualną formę zespołów i miejsc, jakie zajmują w tabeli, zawsze przyciąga uwagę. Choć w przypadku hiszpańskiego El Clasico, czy włoskiego odpowiednika Derby D'Italia nie ulega wątpliwości, że każdy mecz między Realem Madryt a FC Barceloną czy Juventusem Turyn a Interem Mediolan to (nie)mała wojna o tymczasowy tytuł kraju, tak kwestia derbów Polski wciąż pozostaje otwarta. Dla niektórych będzie to starcie Legii z Widzewem Łódź, a dla innych z Górnikiem Zabrze. Od kilkunastu lat to jednak spotkania Lecha z aktualnym mistrzem Polski najbardziej podgrzewają atmosferę w PKO Ekstraklasie.
Początku konfliktu należy szukać w przemianach politycznych, które wcielono po zakończeniu II wojny światowej. System komunistyczny wsiąknął w każdy aspekt życia społecznego, a co za tym idzie, także w sport. Warszawska Legia związała się wówczas z Ludowym Wojskiem Polskim, przyjmując jego patronat. I tak zaczęła formować się rosnąca z każdą chwilą kula śnieżna, symbolizująca niechęć Kolejorza do stołecznego klubu. Drużyna z centralnej Polski pozyskiwała bowiem najlepszych piłkarzy, posiłkując się prostym sposobem – wyróżniający się zawodnik otrzymywał powołanie do wojska i chcąc nie chcąc, przejmował barwy Legionistów. W szeregi zespołu z Warszawy wstąpili m.in. topowi gracze Lecha.
Wiosną 1973 roku, obrońca Lecha Poznań brutalnie sfaulował Władysława Stachurskiego, w konsekwencji łamiąc mu nogę, wobec czego piłkarze z Wielkopolski szybko zostali okrzyknięci „kosiarzami”. Niedługo po tym, słowne potyczki przerodziły się w krwawe bitwy szalikowców. Największa z nich miała miejsce na początku lat 80. ubiegłego wieku, kiedy po wysokim, pięciobramkowym zwycięstwie Lechitów w Pucharze Polski, doszło do starcia fanatyków (dobór słów nieprzypadkowy) pod stadionem w Częstochowie, gdzie rozgrywany był mecz. Nieoficjalnie mówi się o setkach rannych, a nawet kilku ofiarach śmiertelnych, choć ówczesne władze nigdy nie potwierdziły takowej wersji wydarzeń. Podobnych incydentów pomiędzy Wielkim Księstwem Warszawskim a Imperium Poznańskim było wiele, zdarzało się nawet, że ciosy wymierzano w kierunku zawodników. Pseudokibice Legii zaatakowali piłkarzy Wojskowych w 2017 roku, którzy wrócili na Łazienkowską po przegranym w fatalnym stylu spotkaniu z Lechem. Fakt ten doskonale obrazuje, jak dużą rangę dla niektórych mają pojedynki tych obu drużyn.
Przyczyną niechęci były także okoliczności, w jakich Legia Warszawa straciła tytuł mistrzowski w 1993 roku. Wówczas Wojskowi w ostatniej kolejce sezonu wygrali z Wisłą Kraków 6:0 i uplasowali się na pierwszej lokacie. Na podium, tuż za nimi, znalazł się ŁKS Łódź, który przypieczętował drugie miejsce w tabeli spotkaniem z Olimpią Poznań (7:1). Zestawienie najlepszej trójki w Polsce zamknął Lech. Finalnie jednak puchar wylądował w gablocie Kolejorza. Wszystko za sprawą decyzji Polskiego Związku Piłki Nożnej, który zarzucił Legii oraz ŁKS-owi korupcję i unieważnił finałowe starcia sezonu. Sęk w tym, iż nigdy nie przedstawiono dowodów, które mogłyby potwierdzić oskarżenia PZPN-u, co jeszcze bardziej rozwścieczyło kibiców. Pomimo upływu lat, Wojskowi wciąż trzymają w sobie żal, a nienawiść do oponentów przechodzi naturalnie z pokolenia na pokolenie.
Niedziela, 17:30, Warszawa
Przez dłuższy czas Legia oraz Lech byli głównymi pretendentami do tytułu mistrza Polski. Rywalizacja miała więc nie tylko podłoże historyczne, ale także czysto sportowe – o punkty. Obecnie sytuacja klaruje się nieco inaczej. Obie ekipy zajmują miejsca na przeciwległych biegunach tabeli. Wojskowi są cieniem samych siebie, w środku tygodnia dając popis umiejętności w Lidze Europy UEFA, z kolei weekendami będąc na murawie tylko ciałem. Z drugiej strony Kolejorz – odbijający się od dna z poprzedniego sezonu, wicelider mający spore szanse na złoty medal po siedmiu latach. Nawet jeśli dyspozycja zespołów znacznie się różni, można być pewnym, że na obiekcie przy Łazienkowskiej 3 w Warszawie czekają kibiców spore emocje. Na te będziemy mogli liczyć późnym popołudniem.