Wiktor Tomczak: ”Przyszłość reprezentacji widzę w pozytywnych kolorach” [WYWIAD]
- Dodał: Miłosz Szade
- Data publikacji: 13.12.2021, 16:26
Ukończenie kieleckiego SMS-u, debiut w PGNiG Superlidze i pierwsze powołanie do dorosłej reprezentacji Polski. Wszystko to w zaledwie kilka miesięcy, w dodatku pod wodzą takich osobistości jak Mariusz Jurkiewicz czy Patryk Rombel. Wiktor Tomczak opowiedział nam o swojej styczności z piłką ręczną na najwyższym poziomie.
Miłosz Szade: Z Wrocławia najpierw przeniosłeś się do SMS-u w Kielcach, a teraz grasz na drugim końcu Polski, w Gdańsku. Nie tęskno Ci do rodzinnych stron?
Wiktor Tomczak: Tak naprawdę w tym momencie nie ma już takiego “wow”, że muszę radzić sobie sam. Przyzwyczaiłem się do tego w Kielcach, skąd miałem około cztery godziny drogi do domu. Pranie, sprzątanie, gotowanie - w akademiku stało się to moją codziennością. Na przestrzeni lat mieszkałem z kilkoma współlokatorami w pokoju, a teraz w Gdańsku mamy czteroosobowe mieszkanie i każdy z nas ma swój kącik. Do tego moja dziewczyna bardzo mnie wspiera, dzięki czemu jest mi na pewno znacznie łatwiej.
Zacząłeś grać w piłkę ręczną stosunkowo późno, bo mniej więcej w pierwszej klasie gimnazjum. Miałeś jakiś plan B, gdyby szczypiorniak nie okazał się tym, z czym chcesz wiązać przyszłość?
Szczerze mówiąc, plan był dosyć prostolinijny. Miałem iść do LO II we Wrocławiu, zdać maturę i razem ze znajomymi pójść na studia. Do dzisiaj śmieję się, że dostałem swego rodzaju “miejsce rektorskie” w Szkole Mistrzostwa Sportowego. Podczas olimpiady młodzieży w 2017 roku miałem, jak lubię to nazywać, “trzy dni konia”. Na meczach wychodziło mi niemalże wszystko, praktycznie każdy rzut lądował w siatce. Okazało się, że zawody były obserwowane przez pana Sławomira Szmala. Powiedział mi, że chciałby zobaczyć mnie w Kielcach. Pomyślałem: Czemu nie? Ta szansa spadła trochę z nieba, bo wcześniej nie wiedzieliśmy z rodzicami o takiej szkole. Postanowiłem, że spróbuję, bo nie mam nic do stracenia, a w razie niepowodzenia po prostu przeniosę się do normalnego liceum.
Nie żałowałeś tej decyzji po pierwszych tygodniach nauki?
Wydaję mi się, że pierwszy rok był zdecydowanie najtrudniejszy. Kiedy zacząłem trenować w gimnazjum we Wrocławiu, musiałem nadrabiać względem rówieśników. W Kielcach było tak samo, tylko że na jeszcze wyższym poziomie. Ważyłem wtedy 75 kilogramów przy 195 centymetrach wzrostu, co nie ułatwiało sprawy. Z roku na rok powoli przybierałem jednak na wadze i konsekwentną pracą znowu dorównałem kolegom z zespołu.
Dzięki temu zostałeś zakontraktowany przez Łomżę Vive Kielce, a następnie wypożyczony do Wybrzeża Gdańsk. Rozmawiałeś z Tałantem Dujszebajewem o tym, jak widzi on Twoją przyszłość w zespole?
Tak. Pierwszy kontakt z trenerem Dujszebajewem odbył się na kilka tygodni przed podpisaniem kontraktu z Vive. Wytłumaczył mi, że chce abym poszedł na wypożyczenie, żebym stał się jeszcze lepszym zawodnikiem. Padło na Wybrzeże, ponieważ klub widział tam dla mnie najlepszą perspektywę rozwoju. Ucieszyłem się, ponieważ chciałem spróbować swoich sił w polskiej lidze.
To prawda, że w grę wchodziła też opcja przenosin do słoweńskiego Trimo Trebnje?
Tak, rozmowy toczyły się między klubami, ale ostatecznie nie doszło do porozumienia. Gdyby skończyło się to jednak inaczej, nie miałby problemu z tym, żeby grać za granicą. Pod względem mentalnym jestem gotowy na rozwijanie się w innych krajach. Oczywiście wiąże się to z kilkoma dodatkowymi trudnościami, ale nie miałbym problemu, żeby się z nimi zmierzyć. Mimo wszystko cieszę się, że aktualnie jestem w Gdańsku, ponieważ to świetne miejsce do nauki.
Zmieniłeś nie tylko otoczenie, ale też rozgrywki. Czy czułeś się gotowy na Superligę i jak zmieniłeś się jako zawodnik przez te 3 miesiące?
Trudno powiedzieć. Przez ostatni rok miałem przerwę spowodowaną kontuzją barku, więc staram się odnaleźć na nowo. Ten bark nie wrócił jeszcze do pełni sprawności, przez co siła rzutu też jest zupełnie inna. Staram się to nadrabiać innymi aspektami w grze. Z formą jest jak z sinusoidą - raz jest górka, raz dołek. Czasami wyjdzie super mecz, a czasami klapa. Klub jest też dla mnie nowym otoczeniem, więc uczę się wszystkiego od nowa. Muszę przyzwyczaić się do wielu nowych rzeczy. Inne zagrywki, podobny, ale jednak różniący się system. Każdy trener ma inne założenia, które trzeba wykonywać.
A nie trenuje Cię byle kto. Pierwsza styczność z taką ikoną polskiego szczypiorniaka jak Mariusz Jurkiewicz nie była lekkim szokiem poznawczym?
Trochę tak. Miałem lekką tremę, nie powiem, że nie. Tak samo, gdy pierwszy raz zobaczyłem pana Mateusza Jachlewskiego. Trema pojawia się czasami nawet do teraz, ale to normalne, bo chcę wypaść przy nich jak najlepiej.
Jaki typem szkoleniowca jest trener Jurkiewicz? W przypadku niepowodzeń prędzej zbeszta od góry do dołu czy raczej poklepie po plecach?
To oczywiście zależy od sytuacji w meczu lub na treningu. Czasami trudno przewidzieć, czego możesz się spodziewać. Kiedy na treningu nie wychodzi mi parę rzutów, kątem oka widzę już wzrok trenera, który mówi wręcz sam za siebie. Najbardziej dostrzegam w nim przede wszystkim wielką cierpliwość do mojej osoby. Czasami mam wrażenie, że inni, starsi trenerzy, którzy mieli ze mną styczność, to by mnie rozstrzelali. On jest natomiast bardzo cierpliwym człowiekiem. Oczywiście jest przy tym bardzo wymagający.
Przed każdym meczem dostajemy filmiki z założeniami taktycznymi. Najpierw analizujemy je indywidualnie, a potem całą drużyną robimy podsumowanie. Trener dopowiada nam wtedy, jak powinien zachowywać się każdy z nas, a potem w trakcie treningów przygotowawczych staramy się przekuwać jego uwagi na boisko.
Wspomniałeś też o wrażeniu, jakie wywarł na Tobie Mateusz Jachlewski, który jest mózgiem operacyjnym Waszego rozegrania. W jakich elementach gry jest najbardziej imponujący?
Przede wszystkim widać u niego taki piekielny spokój, wynikający z doświadczenia w tym sporcie. Dźwiga na sobie ciężar odpowiedzialności za grę i nie ma z tym żadnego problemu. Bardzo dużo widzi na boisku. Jego podania są bardzo szybkie i dokładne, przez co często zaskakujące dla przeciwników. Świetnie też pracuje na nogach - z łatwością potrafi minąć przeciwnika na jednym koźle.
Łatwo nawiązać z nim boiskową współpracę?
Cały czas uczę się jego sposobu gry. Jestem jeszcze w trakcie nawiązywania chemii ze wszystkimi zawodnikami. Znowu wskoczyłem na jeszcze wyższy poziom i muszę gonić resztę graczy. Przy każdej zmianie otoczenia, trzeba dostosować się do nowych aspektów i zwiększać próg swoich umiejętności.
Adaptacje ułatwili mi młodsi koledzy z zespołu - m. in Jeremi Stojek, Mateusz Kosmala, Patryk Pieczonka. Nawiązałem z nimi dobrą relację. Z Kielc znałem też Miłosza Wałacha, kilka razy graliśmy przeciwko sobie w juniorach. Daniel Leśniak chodził do tej samej szkoły co ja. Takie rzeczy na pewno pomagają w nowym miejscu.
A jak ta adaptacja wyglądała na Twoim pierwszym zgrupowaniu z seniorską reprezentacją Polski?
Jeśli chodzi o samo rozumienie gry, to na pewno pomogła wcześniejsza styczność z trenerem Romblem. Pierwszy raz mieliśmy kontakt, kiedy byłem w pierwszej liceum. Często przyjeżdżał do SMS-u i już wtedy wstrzykiwał nam swoje założenia taktyczne. Trenerzy też przekazywali jego schematy. Dzięki temu znacznie łatwiej przychodzi mi zrozumienie jego filozofii gry i celów drużyny. Tych wszystkich wariantów rozegrania i kombinacji jest oczywiście multum, ale nie musiałem poznawać systemu reprezentacji od zera.
Sama atmosfera bardzo mi się podobała. Lubię, kiedy mam sprecyzowanie ułożony plan dnia. Oczywiście pierwsze 2-3 dni były lekko stresujące, ale potem już się oswoiłem i czułem się bardziej wyluzowany.
Zmieniłeś swoje postrzeganie piłki ręcznej po treningach z kadrą?
Trochę tak. Tak naprawdę każde odbyte konsultacje pozwalają odkryć nowe detale, na które wcześniej nie zwracało się większej uwagi, Chodzi o doskonalenie swojej techniki: zwodu jeden na jeden, podań, rzutów. Każdy popełniony błąd jest szansą na wyciągnięcie wniosków. Kiedy ta świadomość się zwiększa, czasami powtarzam sobie w głowie w trakcie meczu lub treningu: tutaj trener miał rację, lewą rękę powinien ustawić właśnie tak, a prawą się zasłoni, itp. Liczą się nawet najmniejsze detale.
Potem wchodzą już nawyki i pamięć mięśniowa. Trener zawsze powtarza: jeżeli nie potrafisz czegoś zapamiętać, to musisz powtórzyć to tysiąc razy.
Kiedy szlifowałeś te drobiazgi razem z najlepszymi zawodnikami w kraju, to czy któryś z nich szczególnie przykuł twoją uwagę?
Nie było jednej takiej osoby. Szczerze, to czułem się jak dziecko w ogromnym sklepie ze słodyczami. Każdy zawodnik prezentował niesamowity poziom, każdy wywierał ogromne wrażenie. Dla przykładu, kiedy widziałem Kamila Syprzaka, który walczy z obrońcami na kole, byłem pod wrażeniem jego warunków fizycznych. Przepychał przeciwników i ustawiał się tak inteligentnie, że nie dało się go nie zauważyć. Kiedy wyciąga rękę, automatycznie to widać.
Po otrzymaniu powołania miałeś dodatkowy przypływ motywacji?
Motywacja jest zawsze - do tego, żeby nad sobą pracować i starać się ze wszystkich sił. Bez tego nie jest się w stanie osiągnąć wysokich celów. Czasami przychodzą słabsze dni, ale trzeba się po nich pozbierać i pracować dalej.
Dostałeś też powołanie na zgrupowanie przygotowawcze przed styczniowymi mistrzostwami Europy, po którym trener Rombel podejmie ostateczne decyzje co do składu na ten czempionat. W grupie zmierzymy się z Niemcami, Austrią i Białorusią. Na co stać naszą reprezentację?
Widzę to w pozytywnych kolorach. Stać nas na bardzo dużo. To, że na tegorocznych mistrzostwach świata w Egipcie prowadziliśmy bardzo wyrównaną walkę z Hiszpanią i zremisowaliśmy z Niemcami świadczy o tym, że jesteśmy w stanie zagrozić każdemu. Przy odpowiednim skupieniu od pierwszej do ostatniej minuty możemy dużo zwojować. Nie chcę przewidywać tego, dokąd dokładnie zajdziemy, bo jestem nowy w tej kadrze. Zobaczymy, czy dostanę szansę na wyjazd na turniej. W każdym razie uważam, że pod wodzą trenera Patryka Rombla zmierzamy w bardzo dobrym kierunku.
Teraz dopiero przebijasz się do tej kadry, ale czy stawiasz sobie za cel bycie jej ważnym elementem na mistrzostwach świata 2023 rozgrywanych w Polsce i Szwecji?
Jest to mój cel, a wręcz marzenie. Nie postrzegam tego jako nakładanie na siebie niepotrzebnej presji, bo trzeba mierzyć wysoko. Marzenia są po to żeby je spełniać. Zależy mi na stopniowym zwiększaniu swojej roli w kadrze i klubie. Na razie skupiam się na ustabilizowaniu swojej formy. Mam nadzieję, że udowodnię swoją wartość, a trenerzy i zawodnicy to zauważą i docenią.