PKO Ekstraklasa: podsumowanie jesieni
- Dodał: Rafał Kozieł
- Data publikacji: 26.12.2021, 10:32
Za nami nieco ponad półmetek zmagań PKO Ekstraklasy. Na najwyższym piłkarskim szczeblu w Polsce udało się rozegrać praktycznie 19 kolejek. Czy na obecnym etapie sezonu mamy niespodzianki i rozczarowania? Jak najbardziej, objawiło się wiele zaskoczeń, zarówno tych pozytywnych, jak i „na minus”. Co nas zaskoczyło najbardziej? Odpowiedź znajdą Państwo poniżej. Zapraszamy!
Bieżąca kampania PKO Ekstraklasy rozpoczęła się 23 lipca, a jako pierwsi na murawę wybiegli zawodnicy Bruk-Betu Termaliki Nieciecza oraz Stali Mielec. Wobec reformy przeprowadzonej przez poprzedniego prezesa Polskiego Związku Piłki Nożnej, Zbigniewa Bońka, w najwyższej klasie rozgrywkowej w naszym kraju występuje od tego sezonu 18 zespołów. Do dnia dzisiejszego udało się rozegrać – oprócz spotkania Legii Warszawa z Bruk-Betem – dziewiętnaście ligowych kolejek. Co ważne, przełożenie spotkania „Wojskowych” z klubem z Niecieczy nie było spowodowane pandemią – mistrzowie Polski walczyli o awans do europejskich pucharów i na ich prośbę spotkanie zostało przeniesione na inny termin. Dzięki temu co tydzień mogliśmy oglądać popisy „najlepszej ligi świata”, jak Ekstraklasę nazywają żartobliwie kibice. A trzeba przyznać, działo (i wciąż dzieje) się w niej sporo.
Czy to właśnie TEN sezon Lecha?
Zimę na pozycji lidera spędzi Lech Poznań. Patrząc przez pryzmat całej rundy nie może to dziwić, bowiem „Kolejorz” prezentuje naprawdę dojrzały futbol. Od czasu przejęcia drużyny przez Macieja Skorżę widoczny jest progres tej drużyny, co odzwierciedlają statystyki. Poznaniacy strzelili w lidze najwięcej bramek (37), jednocześnie tracąc ich najmniej, bowiem tylko trzynaście.
Skąd taka dysproporcja w porównaniu do poprzednich lat? Nie ma jednego powodu, dla którego klub z Wielkopolski prezentuje się tak dobrze, jednak składa się na to kilka czynników. Pierwszym jest – jak na polskie warunki - szeroka ławka rezerwowych. Ciężko znaleźć słabiej obsadzoną pozycję w Lechu. Maciej Skorża ma ten komfort, że w przypadku wypadnięcia ze składu któregoś z zawodników w jego miejsce wskakuje inny, a drużyna niewiele traci na jakości. Poza tym wygląda na to, że szkoleniowiec poznaniaków – w porównaniu do swoich poprzedników – potrafi znaleźć wspólny język z Joao Amaralem. Efekt? Osiem bramek i pięć asyst zawodnika, który wydawał się być do odstrzału przez klub. Kluczem do dobrych wyników jest jednak szczelna i skuteczna obrona. Bramkarze „Kolejorza” świetnie rozumieją się ze swoim blokiem obronnym, który rzadko popełnia błędy. Ba, często defensorzy Lecha sami stwarzają zagrożenie pod polem karnym rywali, a także zdobywają gole.
Te i inne, mniej widoczne aspekty powodują, że mecze Lecha ponownie da się oglądać, a na trybuny wrócili najbardziej zagorzali kibice. W przyszłym roku poznański klub obchodzi okrągłą rocznicę 100-lecia istnienia. Piotr Rutkowski, będący prezesem „Kolejorza” od kilku lat przekonuje, że obchody będą huczne, a ich zwieńczeniem będzie zdobycie mistrzostwa Polski i awans do europejskich pucharów. Póki co realizacja pierwszego założenia idzie w dobrym kierunku.
Beniaminek do odstrzału? Niekoniecznie
Tuż po decyzji o poszerzeniu ligi do 18 zespołów pojawiły się głosy niezadowolenia. Duża część ekspertów i kibiców twierdziła, że poziom Fortuna 1 Ligi jest na tyle niski, że beniaminkowie będą tylko tłem dla stałych bywalców Ekstraklasy i szybko się z nią pożegnają. Rzeczywistość pokazała, że w niektórych przypadkach bardzo się mylili.
Pierwszy z beniaminków, Górnik Łęczna, podczas przerwy mogą przyznać, że w ich wypadku powiedzenie „wynik lepszy niż gra” to słowa w punkt. Mimo to podopieczni Kamila Kieresia pierwszą część sezonu (a właściwie końcówkę roku) mogą uznać za umiarkowanie udaną. Wprawdzie klub nie osiąga nie wiadomo jak wyśrubowanych wyników, jednak zimę spędzi poza strefą spadkową, co w przypadku „Górników” z Łęcznej jest naprawdę niezłym osiągnięciem. Jedno jest pewne – na ten moment są w lidze drużyny, które w piłkę nożną grają zdecydowanie gorzej.
W nieco gorszych humorach zimę spędzi Termalica. Zespół z Niecieczy zamyka ligową tabelę, tracąc do, będącego na pierwszym „bezpiecznym” miejscu Górnika Łęczna, sześć punktów. Nie jest to strata nie do odrobienia, jednak patrząc na to, jak dotychczas punktował klub z Małopolski, może być ciężko. Nowy trener, który zastąpi zwolnionego Mariusza Lewandowskiego, będzie miał okazję pokazać swój warsztat i wykazać się. Nawet jeśli Bruk-Betowi uda się utrzymać, będzie on uwikłany w walkę o swój byt do ostatniej kolejki.
Raków Częstochowa w sezonie 2019/2020, Warta Poznań w sezonie 2020/2021 oraz Radomiak Radom w sezonie 2021/2022. Co łączy te trzy kluby? Każdy z nich z wymienionym był beniaminkiem rozgrywek i zostawał największą sensacją sezonu. Klub z Mazowsza, mający najniższy budżet w lidze to prawdziwy fenomen. Przed sezonem sam wskazywałem podopiecznych Dariusza Banasika jako jednych z głównych faworytów do spadku, jednak oni skutecznie zamknęli usta niedowiarkom. Piłkarze z Radomia kończą rok tuż za podium, mając tyle samo punktów co trzeci Raków. Co ważne, można odnieść wrażenie, że Radomiak jest budowany w myśl starego piłkarskiego powiedzenia, że „drużynę buduje się od tyłów”, czego efektem jest druga – obok Pogoni Szczecin – najszczelniejsza defensywa w lidze. Wydaje się więc, że radomian walka o ligowy byt nie będzie dotyczyć. Kto wie, może Radomiakowi uda się to, co Warta miała w zeszłym sezonie na wyciągnięcie ręki i wywalczy promocję do europejskich pucharów?
Czy Polak wreszcie zdobędzie koronę króla strzelców?
Podobnie jak w poprzednich sezonach, tak i teraz wyścig o koronę najlepszego strzelca ligi jest niezwykle wyrównana. Zerknijmy, jak wygląda w tym momencie czołówka najskuteczniejszych piłkarzy Ekstraklasy:
- Mikael Ishak (Lech), Ivi Lopez (Raków) – 10 goli,
- Karol Angielski (Radomiak), Erik Exposito, Bartosz Śpiączka (Górnik Łęczna) – 9 goli,
- Joao Amaral (Lech), Jesus Jimenez (Górnik Zabrze), Pelle van Amersfoort (Cracovia) – 8 goli,
- Jesus Imaz (Jagiellonia), Mateusz Mak (Stal), Piotr Wlazło (Termalica), Łukasz Zwoliński (Lechia) – 7 goli.
Na króla strzelców pochodzącego z naszego kraju czekamy od sezonu 2014/2015, kiedy to w barwach Piasta po to wyróżnienie sięgnął Kamil Wilczek. Fakt, dwa lata później koronę zdobył także Marcin Robak w barwach Lecha, jednak współdzielił ją z Fabio Flaixao z Lechii. W tym momencie „pole position” w walce o koronę zajmują Mikael Ishak wraz z Ivim Lopezem. Nie chodzi tylko o ich minimalną przewagę nad resztą – po prostu Lech i Raków to kluby, które prezentują widowiskowy futbol i mają najwięcej zdobytych bramek w lidze. Mimo to w tym momencie sezonu nie należy skreślać także i polskich piłkarzy.
Choć brzmi to nieco absurdalnie, w tym momencie najlepszym strzelcom ligi szyki mogą pokrzyżować – jeśli chodzi o Polaków – zawodnicy beniaminków. Co więcej, do rozpoczęcia tego sezonu Karol Angielski zdobył w Ekstraklasie … zaledwie cztery gole! W poprzednim sezonie Fortuna 1 Ligi były zawodnik m. in Śląska i Wisły Płock zdobył 13 bramek, co pozwoliło mu zając drugie miejsce wśród najskuteczniejszych zawodników.
Nieco inaczej sytuacja wygląda z innym zaskakującym nazwiskiem tuż za prowadzącą dwójką. Bartosz Śpiączka przeżywa w klubie z Łęcznej n-tą młodość, zaskakując osiągnięciami. Dotychczasowym rekordem 30 – letniego zawodnika na poziomie Ekstraklasy było zdobycie w barwach – a jakże, Górnika – jedenastu goli w sezonie 2016/2017.
Z napastników pochodzących z Polski wydaje się, że tylko dwaj powyżsi kandydaci mają szansę realnie włączyć się do walki o koronę dla najlepszego strzelca. Obaj są jednak strasznie chimeryczni i ciężko stwierdzić, czy utrzymają swoją skuteczność. Nie wolno także zapominać o klasie klubów w jakich grają obaj napastnicy. Wydaje się zatem, że na kolejnego polskiego króla strzelców będziemy musieli poczekać co najmniej do następnego sezonu.
Czy Legia naprawdę jest w stanie spaść z ligi?
Pytanie nurtujące co najmniej pół piłkarskiej Polski. Klub broniący mistrzowskiego tytułu spędzi zimę w strefie spadkowej, na przedostatnim miejscu w tabeli. W przypadku „Wojskowych” wydaje się, że praktycznie wszystko poszło nie tak, czego efektem jest zaledwie 15 punktów i aż trzynaście porażek, najwięcej z całej stawki.
Problemem Legii jest niestabilność posady trenera. Sezon na ławce trenerskiej rozpoczął Czesław Michniewicz. Do pewnego momentu gra i wyniki się zgadzały - klub awansował do Ligi Europy i, przynajmniej na początku dawał kibicom powody do dumy. Przyszedł jednak kryzys zarówno na boisku jak i poza nim – na światła dzienne wypłynęła „afera alkoholowa” w Legii. W związku z m. in. tymi wydarzeniami Michniewicz stracił pod koniec października posadę i został zastąpiony przez Marka Gołębiewskiego – trenera rezerw warszawskiego klubu. Mimo to tymczasowy szkoleniowiec nie potrafił dotrzeć do zlepku – jak na nasze warunki – gwiazd ligi. W skupieniu się na pracy nie pomagał mu niestety Dariusz Mioduski. Prezes klubu otwarcie bowiem informował, że w przerwie zimowej będzie chciał ściągnąć do Warszawy Marka Papszuna z Rakowa. Czas mijał, wyniki klubu się nie poprawiały, nie było także potwierdzenia zapowiedzi Pana Mioduskiego i kryzys się pogłębiał. Czara goryczy przelała się po wyjazdowym spotkaniu z Wisłą Płock w połowie grudnia. Po kolejnej porażce Gołębiewski niespodziewanie podał się do dymisji. Wobec tak wynikłej sytuacji prezes Legii szukał szkoleniowca. Swoją pomoc „Wojskowym” oferował m. in. Leszek Ojrzyński, jednak finalnie na ławce trenerskim warszawskiego klubu zasiadł Aleksandar Vukovic, który wrócił do klubu po ponad roku, jednak … wciąż miał ważny kontrakt z Legią. Nowy szkoleniowiec otwarcie przyznał, że jego misja potrwa do końca trwania kontraktu, więc odejdzie po zakończeniu sezonu, co oznacza, że konieczne będzie zatrudnienie kolejnego trenera. Poważnemu klubowi – a Legię mimo wszystko za taki uważam – takie zachowanie nie przystoi, po prostu.
Nie można jednak zrzucać całej winy na zmiany trenerskie, bowiem piłkarze także dołożyli swoją cegiełkę do takiego stanu rzeczy. W porównaniu do poprzedniego sezonu swoje loty obniżyli Filip Mladenovic, Bartosz Slisz oraz Artur Jędrzejczyk. Dodając do tego sprzedaż Josipa Juranovicia do Celticu oraz kontuzję Bartosza Kapustki na początku sezonu, Legia starała się zwiększyć jakość zakupem nowych zawodników, jednak duża część to pudła transferowe.
Mimo to nie wydaje mi się aby aktualny mistrz Polski spadł z Ekstraklasy. Legia posiada piłkarzy o zbyt dużej jakości piłkarskiej i zbyt oddaną klubowi osobę na ławce, aby polec. Problem tkwi głównie w strefie mentalnej piłkarzy i jeśli uda im się z tym problemem uporać, wyniki się poprawią.
Sezon w Legii należy spisać już na straty, to prawda. Czy mimo to można znaleźć jakiś punkt zaczepienia? Owszem. „Wojskowi” na początku sezonu pokazali, że potrafią grać w piłkę i postawić twarde warunki. Dwumecze z Dinamem Zagrzeb i Slavią Praga były naprawdę dobre w wykonaniu warszawiaków, podobnie jak początek rozgrywek Ligi Europy i zwycięstwa ze Spartakiem Moskwa i Leicester. Poza tym – patrząc na tabelę i ostatnie wyniki – podopieczni Aleksandara Vukovicia wciąż mają szansę na europejskie puchary w przyszłym sezonie. Na ligowe podium warszawski klub szans praktycznie nie ma, jednak Legia wciąż pozostaje w grze o Puchar Polski. Zwycięstwo w tych rozgrywkach da warszawiakom szansę na grę w Europie za rok. Poza tym, wydaje się, że klub sięgnął dna i gorzej już być nie może.
Podsumowanie
Jak widać, tegoroczny sezon jest jak cała polska Ekstraklasa – mocno nieprzewidywalny. Oczywiście powyższe tematy są tylko wierzchołkiem góry lodowej, bowiem działo się o wiele więcej. Karuzela trenerska (zresztą jak co roku), dobre wyniki Rakowa i Pogoni, przeciętne wyniki Śląska czy Zagłębia Lubin, a także „rozmowa motywacyjna” kibiców Legii z piłkarzami to także ważne i godne uwagi tematy.
Obecnie trwa przerwa zimowa, która potrwa do 4 lutego 2022 roku. Sobie i Państwu życzę, aby runda wiosenna przyniosła co najmniej tyle emocji, co właśnie ta niedawno zakończona.