
Kolejność uczuć - recenzja „Najgorszego człowieka na świecie”
- Dodał: Daniel Sztyk
- Data publikacji: 15.02.2022, 22:28
Stop! Proszę, zatrzymajmy się na chwilę. Przestańmy pędzić i myśleć o tym, co będzie jutro. Spójrzmy na to, co mamy teraz w ręku. Ile do tej pory udało nam się zrobić? Czas ucieka, czas jest nieubłagany. Życie to nieustanna walka, wiemy o tym my, wie o tym Julie (Renate Reinsve) oraz wie Joachim Trier, który w swoim Najgorszym człowieku na świecie portretuje ludzi, którzy ciągle szukają swojej drogi, stają się coraz starsi i ciągle poszukują a to wielkich namiętności, a to ścieżki którą najłatwiej będzie dojść do zrealizowania marzeń, a to przepisu jak to życie właściwie przeżyć.
Naszą bohaterkę o imieniu Julie poznajemy w momencie, gdy wprowadza się do swojego partnera, starszego od siebie o kilkanaście lat mężczyzny. Jej partner to odnoszący sukcesy twórca komiksów, który ma wierne grono fanów. Widać, że Julie czuje się, jakby była w cieniu ukochanego. Ona wciąż poszukuje swojej drogi, gdy on ma już na koncie niejeden sukces. Nie myślcie jednak, że będzie to kolejny tradycyjny film o związku, w którym wszystko będzie zmierzało do prostego happy endu. Najgorszy człowiek na świecie te dekonstrukcja schematów, a nie ich powielenie.
Joachim Trier pod płaszczem klasycznego filmu obyczajowego dostarcza obraz pełen życiowej refleksji, któremu bliżej do kina filozoficznego niż do standardów reprezentowanych przez dobrze znane nam komedie romantyczne. Główna bohaterka nie jest czekającą na wybawienie z miłosnego niebytu damą, a lubiącą wypić dziewczyną, która musi wyjść obronną ręką z każdego niewygodnego pytania, musi zawalczyć o siebie, bo wie, że nikt za nią nie odbędzie tej konfrontacji. Jest także najmocniejszą stroną Najgorszego człowieka na świecie. Julie to istny wulkan emocji, osoba, która potrafi się wyciszyć, ale również potrafi pokazać pazur. Ma w sobie dużo z desperatki, ale również z marzycielki. Marzy o tym, by pisać wielkie rzeczy, ale ciężko jej się wyłamać ze stagnacji, w którą popadła. Jest jednocześnie czynna i bierna. Nie można odmówić jej uroku, choć czasami może nas zirytować, to jednak od początku do końca umiemy jej współczuć. Julie jednak nie byłaby tak świetną bohaterką, gdyby nie odgrywająca ją Renate Reinsve, która wspina się tutaj na aktorskie wyżyny. Nagrodzenie jej roli w Cannes było jedną z lepszych decyzji zeszłorocznego jury.
Protagonistce dzielnie kroku dotrzymują grany przez Andersa Danielsena Lie Aksel oraz Eivind, który został sportretowany przez Herberta Nordruma. Obaj panowie mają zupełnie inną energię, Aksel to wyciszony rysownik komiksów, który poświęca bardzo dużo czasu procesowi twórczemu. Eivind to barista, który zbyt dużo nie myśli o przyszłości, dla niego ważne jest to, że jest mu dobrze tu i teraz. Obydwóch łączy wrażliwość i uczucia względem głównej bohaterki. Duet tych aktorów świetnie dopełnia się z Reinsve, z jednej strony dając jej pole do manewru, z drugiej - wprowadzając inny typ dynamiki do obrazu.
Teraz pragnę odpowiedzieć na pytanie: jak wypada sama historia? Na początku recenzji pisałem, że to film, który ucieka od znanych nam z filmów obyczajowych schematów i swoje słowa podtrzymuję. Trier porusza w Najgorszym człowieku na świecie naprawdę ogromną ilość kwestii, pragnie, żeby widz wyszedł z kina pełny refleksji. Twórca zwraca uwagę na kwestię macierzyństwa, na to, jak często oczekuje się od kobiet realizacji się w roli matki oraz jak często są one naciskane na to, by rodziły dzieci. Autor Reprise widzi, że brak pragnienia bycia matką może narazić kobietę na ostracyzm społeczny. Filmowiec słusznie nie godzi się z takim stanem rzeczy. Równie ciekawie mówi się tutaj o dynamice uczuć, o tym, że często tak naprawdę nie wiemy, co czujemy. Poszukiwanie miłości życia może być jeszcze trudniejsze niż nam się zdaje. W nagrodzonym w Cannes filmie nie brakuje również rozważań nad #MeToo, oddzielaniem twórczości od etyki czy trudnościami związanymi z przeżywaniem choroby. Szkoda tylko, że reżyserowi nie starczyło czasu, by wszystkie te kwestie rozwinąć równie efektywnie. Nie zmienia to jednak faktu, że szanuję Najgorszego człowieka na świecie za próbę ujęcia w sobie tak szerokiej puli tematów.
Mógłbym o nominowanym do Oscara norweskim obrazie rozmawiać godzinami. Z dnia na dzień dostrzegam w nim coraz więcej sensów i odczuwam względem niego coraz silniejsze emocje. Piękna jest ta dekonstrukcja struktur romcomu, która nie dość, że rozbawi i wzruszy, to także czegoś widza nauczy. Może to i Najgorszy człowiek na świecie, ale także jeden z najlepszych filmów ostatnich miesięcy.
8/10

Daniel Sztyk
Rozkochany w kinie i literaturze student polonistyki. W wolnych chwilach, gdy akurat nie siedzi w kinie, ogląda Premier League, by rozkoszować się magią futbolu. E-mail: danielszdanielsztyk@gmail.com