"Carnage: Czerń, biel i krew" [RECENZJA]
- Dodał: Maciej Baraniak
- Data publikacji: 27.02.2022, 13:51
Linia Czerń, biel i krew wciąż jest rozwijana na naszym rynku. Czas więc przekonać się, czy po dobrym i ciekawym tomie z Wolverinem, jego następca skupiony wokół postaci Carnage'a podtrzyma ten poziom.
Carnage: Czerń, Biel i Krew to komiksowa antologia przedstawiająca krótkie historie tworzone przez różnych artystów. W albumie znajdziemy 12 opowieści, a wśród scenarzystów znaleźli się m.in.: Al Ewing (Nieśmiertelny Hulk), Danny Cates (Venom), Chip Zdarsky (Spider-Man: Historia życia) i wielu innych. Oczywiście, zgodnie z tym co sugeruje tytuł, wszystko rysowane jest tylko w trzech kolorach.
Muszę przyznać, że miałem spore oczekiwania wobec tego albumu. Wolverine był nie tyle bardzo dobry, co innowacyjny i dał mi nadzieję, na coś świeżego w ramach uniwersum Marvela. Niestety, nic nie może być tak piękne i choć Carnage również potrafi zachwycić wizualnie, to czuć lekki spadek jakości, poza mniejszymi wyjątkami.
Zacznijmy od tego, że jest tutaj więcej historii, którym mógłbym przypisać etykietę no okej. Są one dość zwyczajne i bez większego polotu, a przez to zlewają się w gęstą masę. Choć Wolverine też takowe posiadał, to były one przerywane naprawdę fajnymi i świeżymi pomysłami, a przez to nie rzucało się to tak w oczy. Nie irytowała mnie tam przeciętna fabuła, gdy zaraz za nią pojawiło się małe dzieło sztuki. Niestety, w tym albumie tylko dwie opowieści mnie zachwyciły, a przez resztę po prostu przeleciałem bez większego zaangażowania (lecz muszę przyznać, iż nie były one też okrutnie złe).
Mam wrażenie, że powodem tego spadku nie jest zły pomysł na linię czy brak kreatywności wśród scenarzystów, a po prostu słabo wybrany bohater. Widać, iż Carnage nie został wzięty z uwagi na swój potencjał czy ciekawe losy w uniwersum, tylko z chęci wykorzystania popularności filmowego Venoma, w którym ów bohater był antagonistą. Dlatego też, twórcy mieli wąskie pole do popisu i chwytali się najbardziej klasycznych motywów, przez co bardzo często się powtarzają się one w kolejnych fabułach.
Na szczęście rysunki wciąż są bardzo ciekawe. Choć różnic w warstwach graficznych jest mniej (w końcu czerwony glut trudno narysować w zupełnie inny sposób), tak nadal trójkolorowa paleta barw robi wrażenie. Szczególne pochwały należą się dla Muchy Comics, za wydawanie tych albumów w odrobinę większym formacie, dzięki czemu całość prezentuje się jeszcze efektowniej.
Ogólnie nie skreślałbym jeszcze linii Czerń, biel i krew. Tutaj nadal drzemie spory potencjał i nawet nadchodzący album z Deadpoolem wydaje się mieć więcej potencjału niż Carnage (a co dopiero Elektra). Natomiast to, co dostaliśmy teraz, to po prostu w porządku rozrywka z ładnymi rysunkami i ciekawym formatem kilkustronicowych opowieści. Na pewno komuś przypadnie do gustu, szczególnie fanom tego bohatera, ja zaś czekam na kolejne albumy z nadzieją, że będzie lepiej.
Maciej Baraniak
Student UEP na kierunku prawno-ekonomicznym. Prywatnie miłośnik różnych gatunków kina oraz komiksów, a przy tym mający bardzo specyficzny gust muzyczny. E-mail: maciej-baraniak@wp.pl