
Bliżej gwiazd - recenzja „Top Gun: Maverick”
- Dodał: Daniel Sztyk
- Data publikacji: 30.05.2022, 12:28
36 lat, tyle nam przyszło czekać na kontynuację Top Gun. Gdy padł pomysł realizacji sequela, bałem się, że będzie to kolejny średni wytwór mody na wskrzeszanie dawnych hitów. Sytuacja zmieniła się po opublikowaniu pierwszego zwiastuna. Wtedy uwierzyłem. Po przypływie wiary, odliczałem dni do premiery, bo wiedziałem, że czeka mnie wyjątkowa przygoda. Finalny efekt to jednak znacznie więcej niż letnie kino wysokobudżetowe. Top Gun: Maverick to bilet do świata wielkiego kina, w którym blockbuster zostaje wyniesiony do rangi sztuki.
Akcja Mavericka skupiona jest wokół młodego zespołu pilotów, przed którymi stoi nie lada wyzwanie. Muszą podjąć się misji, która wydaje się być misją niemożliwą. Za przygotowanie ich odpowiedzialny będzie stary as, czyli Pete Mitchell, znany szerzej jako Maverick. Lotnicze młokosy pod wodzą weterana stworzą zespół prawdziwych mistrzów powietrznych manewrów.
Już sekwencja otwarcia zapiera dech w piersiach. Nieśmiertelny Tom Cruise wsiada za stery samolotu i walczy o to, by prześcignąć czas, który rozumiany przeze mnie jest jako czas jego świetności, w karierze pilota, ale i w karierze aktorskiej (do tego przejdę później). Od wizualnej strony mamy do czynienia z jednym z najefektowniejszych filmów ostatnich lat. Sekwencje powietrzne to uczta dla oczu. Wszystko tutaj wygląda i brzmi jak należy. Gwarantuję, że nieraz będziecie siedzieć na krawędzi fotela. Praktyczne efekty specjalne oraz determinacja Toma Cruise’a dają piorunujący efekt.
Nowy Top Gun to nie tylko kino o lataniu bliżej gwiazd. To przede wszystkim film o pozostaniu żywym w nowym świecie, obcym świecie (wątek zmagań doświadczonego pilota z technologiczną rewolucją) oraz o chęci zatrzymania zegara, który pracuje coraz szybciej. Główny bohater, choć wybitny, czuje że najlepsze chwile ma za sobą. Nie chce jednak zakończyć tej walki i udowodnić swoim przełożonym, że płynie w nim młoda krew. Ten wątek to w moim odczuciu największa siła produkcji Josepha Kosinskiego. Maverick zmienił się, tak jak zmieniły się czasy. Z jednej strony wie, że pora na zgrywanie kozaka w przestworzach dobiegła końca. Z drugiej - że w pewnych sytuacjach trzeba obudzić w sobie dawnego, głodnego ryzyka pilota. Maverick jest właśnie taki jak Tom Cruise, świadomy przemijania, choć wciąż głodny przekraczania kolejnych granic.
Przyszła pora, by napisać akapit o Tomie Cruisie. Człowiek, który przez całą karierę pozostaje w aktorskiej ekstraklasie, po raz kolejny udowodnił, że na to zasługuje. Aktor nie boi się niczego, wsiada za stery wojskowego samolotu i pokazuje, że da się robić kino, jakiego już nie ma. Jego tytaniczna praca daje efekt w postaci jednego z najlepszych blockbusterów ostatnich lat. Myślę, że, tak jak pierwszy Top Gun, produkcja Kosinskiego zestarzeje się godnie. Cruise jednak nie jest świetny tylko w powietrzu. Aktor świetnie wygrywa dramatyczne momenty, wie, jak widza wzruszyć i pokazać wysmakowany aktorski warsztat.
Oklaski należą się również pozostałym członkom obsady. Jennifer Conelly jako Penny wprowadza lekkość oraz w bardzo zniuansowany sposób ogrywa wątek miłosny z głównym bohaterem. Miles Teller, Monica Barbaro oraz Glen Powell przewodzą młodej gwardii pilotów. Wszyscy są świetni, pełni charyzmy i po prostu ogląda się ich z wypiekami na twarzy.
Mógłby o Mavericku napisać setki stron. Dla mnie będzie on wzorem blockbusteru doskonałego. W moim odczuciu to najlepszy blockbuster od czasów Mad Maxa: Na drodze gniewu oraz Blade Runnera 2049. Jest to letnie kino najwyższej próby, które na długo zostanie w mojej pamięci. Joseph Kosinski nie tylko dostarczył film godny oryginału, ale również go przebił. Kino wysokobudżetowe właśnie sięgnęło kosmosu. Per aspera ad astra.
9/10

Daniel Sztyk
Rozkochany w kinie i literaturze student polonistyki. W wolnych chwilach, gdy akurat nie siedzi w kinie, ogląda Premier League, by rozkoszować się magią futbolu. E-mail: danielszdanielsztyk@gmail.com