Dębscy nie zaskakują - są świetni. Recenzja książki „Siódmy koci żywot"
- Dodał: Bartosz Szafran
- Data publikacji: 25.04.2023, 10:36
Beatę i Eugeniusza Dębskich wielu z nas zna z cyklu o Tomku Winklerze. Duet wrocławskich pisarzy robi tym razem mały skok w bok i funduje nam kryminał w dużej mierze koci, jednak po pierwsze w niemałym stopniu ze wspomnianym cyklem powiązany, po drugie zaś równie dobry, przyjemny, ciepły i zabawny, choć nie pozbawiony mocy. Jednym słowem Dębscy w stałej, dobrej formie.
Książki Dębskich polubiłem w zasadzie od pierwszego wejrzenia, bezkrytycznie, ale szczerze. Samych autorów też, bo są oni na żywo równie sympatyczni i ciepli, jak ich literatura. Bez wahania sięgam więc po kolejne książki ich autorstwa, ba, nawet coraz bliżej mi do zakupu powieści z gatunku fantastyki, które popełnia Eugeniusz indywidualnie, jakkolwiek gatunku tego nie lubię i pewnie nigdy nie polubię. Muszę jednak się przyznać, że ciut się pogubiłem. W mediach społecznościowych mówili autorzy, no pisali w zasadzie, że pracują nad piątym tomem cyklu z Winklerem, echem sporym odbiła się akcja poszukiwania w czeluściach wirtualnej czasoprzestrzeni zaginionych kilkudziesięciu stron owego tomu, w międzyczasie Eugeniusz wznowił i uzupełnił swój cykl fantastyczny, a tu nagle wybucha Siódmy koci żywot. Co, kiedy, jak?
No chyba, że to jest rzeczony piąty Winkler. Ale nie, przecież tam nie Winklera, jest przez chwilę jego ukochana babcia, są policjanci, z którymi współpracował w tomie trzecim, czwartym, pierwszym i drugim po części też, przestrzeń też ta sama, ale Tomasz się nie pojawia, nawet epizodycznie. Ergo to jest taki skok w bok, ale na krótkiej smyczy. I z lokalizatorem. No właśnie, lokalizatorem, trochę tego Siódmego kociego żywota nie potrafię za bardzo umieścić czasowo w uniwersum Winklera. Bo raczej na pewno nie dzieje się to po tomie czwartym, za to na sto procent po pierwszym. Pewnie sami autorzy do końca pewni nie są, bo w ich książkach nie ma konkretnego czasu, określanego przez jakieś rzeczywiste wydarzenia. Jest za to bardzo konkretna przestrzeń, zamknięta gdzieś między Grabiszyńską, Hallera, Powstańców Śląskich we Wrocławiu. Bardzo mi bliskie i dobrze znane rejony, każdą uliczkę, każde podwórko przemierzyłem w młodości wiele razy i poznaję w opisach miejsca, w których w liceum na przerwach piłem piwo, całowałem się z dziewczynami. Dla wrocławian to może być gratka, odnajdywanie w czasie spaceru miejsc, w których miejsce miały najważniejsze wydarzenia. Dla czytelników spoza naszego miasta mogą być książki Dębskich przewodnikiem po najlepszych krzyckich knajpkach, sklepach i tajemniczych, mrocznych niekiedy zakątkach.
Zwierzolubni są Dębscy, widać to w ich książkach, ale też w mediach społecznościowych, w wywiadach nie ukrywają, że mają kota na punkcie kotów i psów. Te szczekające uhonorowane zostały w cyklu o Winklerze, najwyraźniej te miauczące domagały się swojego, w domu autorów chyba jakieś ciche kocie dni były, mamy więc kota jednego, za to w roli niemalże głównej. No dobrze, jednej z głównych. Kot to naturalnie niezwyczajny. Myśli jak człowiek, działa jak człowiek, gadać i czytać tylko nie potrafi (tylko delete rozpoznaje - czyżby to jakieś nawiązanie do utraconych stron z Winklera?), a to pewien problem, bo swoją wiedzę człowiekowi musi jakoś przekazać. Człowiek głupi, zrozumieć nie chce, a jak już nie ma wyjścia, to nie wierzy, że to kot świadomie działa. Ta książka to poniekąd hołd dla kociej mądrości i wierności, zasłużony jak mi się wydaje jak najbardziej. A że nieco w antropomorfizacji kociej bohaterki przegięty, to nic nie szkodzi.
Choć to jest kryminał i to całkiem krwisty, z trupami, brutalnymi przestępcami, którzy nie wahają się nawet przed zamachem na policjantkę, to czyta się go z przyjemnością. Po pierwsze za sprawą niewyszukanego, ciepłego humoru, który jest znakiem firmowym Dębskich. Przede wszystkim sytuacyjnego, ale też opartego na zabawnych dialogach. Przy czym te dialogi nie są głupkowate, nie mamy tu obrosłych długą brodą dowcipów i gagów, lecz inteligentne wzajemne riposty, często nawiązujące do współczesnej rzeczywistości i pokazujące jasno poglądy bohaterów (ergo autorów tym samym) społeczne, czy polityczne. Po wtóre w Siódmym kocim żywocie przestępcy są przestępcami, a pozostali są generalnie dobrzy. Policjanci tacy normalni, mający zwykłe, przeciętne życia, niekoniecznie szczęśliwe, ale też nie jakieś kompletnie pokręcone, jak wielu kryminalnych bohaterów. Pokazuje to też ogólnie pozytywne podejście do świata samych autorów, to bardzo pocieszające w roku, w którym jedna z popularnych autorek wypuściła książkę o szalejących pod Warszawą ludożercach, a inny popełnił panegiryk gwałtu, seksu za pieniądze, prochów i innych patologii, a to wszystko pod skrzydłami mydlącego oczy potencjalnego czytelnika zapowiedziami i blurbami wydawnictwa. Warto czasami poczytać coś normalnego, a nie zalatującego psychopatią.
Tak mam, że jak mi się coś nie podoba to o tym mówię i piszę jasno, nawet jeśli to kończy się karą w postaci skreślenia z listy recenzentów któregoś z wydawnictw. Z drugiej strony jak coś mi się podoba, to piszę to równie otwarcie. Siódmy koci żywot wart jest pieniędzy i czasu. Gwarantuje dobrą zabawę i przyjemnie spędzony czas. Polecam.
Ale! Na kolejny tom Winklera proszę nie dać zbyt długo czekać!
Tytuł: Siódmy koci żywot
Autorzy: Beata i Eugeniusz Dębscy
Premiera: 25 kwietnia 2023
Stron: 336
Wydawnictwo: Agora
O autorach:
Eugeniusz Dębski ma na swoim koncie przeszło 100 opowiadań i ponad 20 powieści, z których część doczekała się przekładów na języki rosyjski, czeski, węgierski i niemiecki. Uhonorowany Śląkfą, był też kilkukrotnie nominowany do Zajdla, najważniejszej polskiej nagrody dla twórców literatury fantastycznej. Beata Dębska jest absolwentką Uniwersytetu Ekonomicznego we Wrocławiu, na co dzień prowadzi biuro doradztwa podatkowego. Oboje mieszkają we Wrocławiu, gdzie rozgrywa się także akcja ich kryminalnego cyklu o detektywie Tomaszu Winklerze. Do tej pory ukazały się cztery tomy tej serii: Dwudziesta trzecia, Zimny trop, Szwedzki kryminał oraz Śmierć druga.
Opis fabuły od wydawnictwa:
Kiedy Jovan upada ugodzony nożem mordercy, Sheila stoi na balkonie i wszystkiemu się przygląda. Tylko ona widzi zabójcę i chociaż nie zna motywu zbrodni, wie już, że zrobi wszystko, żeby pomścić swojego opiekuna. Jest tylko jeden problem: Sheila jest kotem… Kiedy do sprawy zabiera się regularna, to znaczy dwunożna wrocławska policja z komisarz Magdą Borkońską na czele, nikt nie spodziewa się, że najważniejszym świadkiem w śledztwie zostanie ruda kocica rasy norweski leśny. Ale Sheila to nie żaden kot w butach, a ta historia to nie bajka, w której zwierzęta mówią. Borkońska będzie musiała przerzucić pomost ponad gatunkowymi podziałami i to szybko, bo niebezpieczeństwo grozi im obu na serio.
Fragment:
Nie żyje. Jovan też. Po co nie żyje? Przecież nie przeszkadzał nikomu? Nawet może za bardzo nie przeszkadzał. I pomagał każdemu. A czasem bujał się w hamaku, jakby chciał ukołysać swój smutek, samotność, swoje lęki? Wtedy przynosiłam mu mysz albo nornicę, ale nigdy nawet nie tknął ani kęska. Wiem, że ludzie nie jedzą mięsa na surowo, ale on nawet nie upiekł. Łapał za ogon z obrzydzeniem i wynosił na kompost. Wtedy było mi przykro i strzelałam focha, ale na krótko, bo na Jovana nie można się było długo gniewać. A teraz go nie ma… Mówią, że koty żyją na tyle długo, żeby się wpleść w ludzkie życie i wkraść w serce, i na tyle krótko, żeby je złamać swoim odejściem. Co za gatunek, ci ludzie. Żeby mieć tylko jedno życie? No, jak się ma jedno, to trzeba o nie dbać, a nie dać się zabić we własnym mieszkaniu. Teraz pustym, jak u Szymborskiej.
Bartosz Szafran
Od wielu wielu lat związany ze sportem czynnie jako biegający, zawodowo jako sędzia i medyk oraz hobbystycznie jako piszący wcześniej na ig24, teraz tu. Ponadto wielbiciel dobrych książek, który spróbuje sił w pisaniu o czytaniu.