PlusLiga: bełchatowianie wracają na właściwe tory

  • Data publikacji: 07.03.2019, 22:37

Kolejny dzień na parkietach PlusLigi zakończył się. Dzisiaj zwycięstwa odniosły drużyny Jastrzębskiego Węgla oraz PGE Skry Bełchatów. Wywalczone punkty mogą okazać się decydujące, jeśli chodzi o awans do play-offf.

 

Pierwszy mecz, rozegrany w Jastrzębiu, to spotkanie bez historii. Gospodarze przystąpili do niego w bardzo eksperymentalnym składzie (bez Lyneela i Kampy). Zmusiła ich do tego trudna sytuacja kadrowa spowodowana licznymi kontuzjami. Na początku zawodnicy nie mogli się odnaleźć w takim ustawieniu, lecz po chwili przejęli inicjatywę. Od tego momentu gra zaczęła toczyć się pod ich dyktando. Pewnie wygrali pierwszego seta. W drugim goście stawiali opór, ale (niestety dla widowiska) tylko w pierwszej części. Później efektownie, a przede wszystkim efektywnie, zaczął atakować Dawid Konarski. To tylko pogrążyło lubinian, którzy drugi raz musieli uznać wyższość miejscowych. Ostatnia partia była pokazem siły jastrzębian. Pomarańczowi od samego początku zbudowali solidną przewagę, którą sukcesywnie zwiększali. Miedziowi próbowali odpowiadać, ale bezskutecznie. To spotkanie zdecydowanie należało do siatkarzy Jastrzębskiego Węgla, którzy zwyciężyli 3:0, zdobywając cenne 3 punkty.

 

Jastrzębski Węgiel - Cuprum Lubin 3:0 (25:18, 25:20, 25:17)

MVP: Wojciech Ferens (Jastrzębski Węgiel)

 

Jastrzębski Węgiel: Hain, Wolański, Ferens, Konarski, Kosok, Fromm, Popiwczak (libero), Rusek, Szwed;

Cuprum Lubin: Marcyniak, Gorzkiewicz, Wachnik, Smoliński, Smith, Ziobrowski, Gruszczyński (libero), Patucha, Toobal, Zawalski, Biegun.

 

 

Drugie spotkanie należało do bardziej emocjonujących. W hali Energia PGE Skra Bełchatów podejmowała GKS Katowice. Mecz od początku układał się dość równo(4:3, 10:9), dopiero w połowie seta na prowadzenie wyszła Skra (16:13). Goście odrobili tę stratę (19:18), ale po przerwie wziętej przez Roberto Piazzę w ich grze coś się zacięło. Nie mogli dobić się do boiska bełchatowian, a mimo tego, że skutecznie grali w defensywie, nie punktowali. Dobrze za to spisywali się gospodarze, którzy szybko zdobyli kolejne 6 punktów i zwyciężyli w premierowej odsłonie.

 

Druga partia również rozpoczęła się od wyrównanej gry (3:3, 6:6), jednak tym razem dwupunktowe prowadzenie uzyskali katowiczanie. Zdobyli oni 5 punktów z rzędu (6:11). Po tej serii boisko opuścił Milan Katić, a jego miejsce zajął Piotr Orczyk. Na niewiele się to jednak zdało, ponieważ podopieczni Piotra Gruszki kontrolowali sytuację na parkiecie (12:16). Niedługo potem gospodarze nadgonili (15:16) i zaczęło robić się nerwowo. Oba zespoły walczyły punkt za punkt, dzięki czemu kibice w Bełchatowie mogli oglądać emocjonującą końcówkę (23:23). Lepiej bronili się goście, dlatego to oni mogli cieszyć się z wyrównania stanu tego starcia.

 

Trzecią odsłonę lepiej rozpoczęli zawodnicy ze stolicy Górnego Śląska. Już na początku wyszli na prowadzenie (3:6). Nie trwało ono jednak długo, bowiem gospodarze zaczęli wyraźnie lepiej grać i tym razem to oni uzyskali minimalną przewagę (12:10). Dystans zachowali aż do stanu 20:20, który zapowiadał kolejną już grę nerwów. Ta końcówka z pewnością należała do graczy defensywnych obu drużyn, którzy popisywali się świetnymi obronami. Lepiej wytrzymali okazali się bełchatowianie, którym bardzo pomógł wracający po kontuzji Mariusz Wlazły i to on efektownym atakiem wyprowadził Skrę na prowadzenie w pojedynku.

 

Mimo wyrównanego początku czwartego seta (5:5, 9:8), całkowitą kontrolę przejęli w nim gospodarze. Od stanu 10:8 rozpoczął się koncert w ich wykonaniu. Dużo błędów zaczęli też popełniać siatkarze GieKSy, głównie psuli zagrywki. Bełchatowianie wyraźnie złapali wiatr w żagle (18:13), co pozwoliło im spokojnie i w dobrym stylu wygrać tego seta i całe spotkanie 3:1.

 

PGE Skra Bełchatów - GKS Katowice 3:1 (25:20, 23:25, 25:23, 25:15)

MVP: Milad Ebadipour (PGE Skra Bełchatów)

 

Skra: Łomacz, Teppan, Kłos, Kochanowski, Ebadipour, Katić, Piechocki (libero), Orczyk, Wlazły

GKS: Komenda, Butryn, Sobala, Krulicki, Rousseaux, Sobański, Mariański (libero).