Miłość po rosyjsku. Inne oblicze Swietłany Aleksijewicz

  • Dodał: Inga Świetlicka
  • Data publikacji: 18.05.2018, 16:32

Mówisz Aleksijewicz, myślisz: wojna, śmierć, cierpienie, Czarnobyl. Tymczasem białoruska noblistka od lat pracuje nad książką o miłości. Reportaż literacki na ten temat wciąż powstaje, ale można już obejrzeć film nakręcony na jego podstawie. Jak reportaże Swietłany Aleksijewicz prezentują się na ekranie i co specjalistka od dokumentowania ludzkich dramatów ma do powiedzenia na temat miłości?

 

Swietłana Aleksijewicz – pierwsza w historii reportażystka wyróżniona Literacką Nagrodą Nobla – w swoich książkach porusza tematy trudne, niewygodne i bolesne. Pisze o tym, co przemilczane i skrywane, często wręcz spychane do podświadomości. Kobiety i dzieci na wojnie, ofiary wybuchu w elektrowni jądrowej w Czarnobylu, ludzie przełomu wieków pozbawieni narodowej tożsamości i zagubieni w nowej rzeczywistości – to bohaterowie, którzy w jej reportażach po raz pierwszy dostali prawo głosu. Aleksijewicz przybliża czytelnikom problemy dawnych państw bloku sowieckiego i pozwala lepiej zrozumieć wschodnią mentalność. Jej twórczości nie można odmówić siły rażenia – okrucieństwo i zło, które opisuje, nie pozostawią nikogo obojętnym.

 

Książki noblistki mogą jednak drażnić. Charakterystyczna dla Aleksijewicz metoda dokumentowania rzeczywistości – wielogłos, będący zbiorem zarejestrowanych rozmów z bohaterami na dany temat – nie do końca do mnie trafia. Reportaże złożone w całości z wyrywkowych wspomnień przypadkowych ludzi są chaotyczne i nieuporządkowane, co sprawia, że trudno mi identyfikować się z bohaterami. Pamiętam rozczarowanie podczas czytania najbardziej znanej książki autorki, Wojna nie ma w sobie nic z kobiety. Temat ważny, wstrząsające historie kobiet, a ja nie potrafię się w to wczuć. Lubię spędzić z bohaterami reportażu trochę czasu, poznać ich, zrozumieć motywacje i wybory, których dokonali – u Swietłany Aleksijewicz nie mam takiej możliwości. Pisarka przeskakuje z tematu na temat, jedno wojenne wspomnienie goni kolejne, zanim zdążę w pełni przyswoić poprzednią historię.

 

Zawsze wydawało mi się, że forma, którą Swietłana Aleksijewicz stosuje w reportażach, bardziej pasuje do filmu dokumentalnego niż do książki. W filmie – gdy widzimy i słyszymy bohaterów – łatwiej nam uwierzyć w opowiadane historie. Postacie nie są już anonimowe, ale zyskują konkretne twarze i głosy. Dzięki obrazowi Lubow – miłość po rosyjsku, który powstał na podstawie materiałów zebranych przez Aleksijewicz na potrzeby kolejnej książki, mogłam sprawdzić, czy tak jest w rzeczywistości.

 

Tym razem białoruska pisarka wzięła na warsztat temat całkowicie inny niż w poprzednich reportażach. Aleksijewicz od 2012 roku kolekcjonuje opowieści o miłości, a wybór takiego zagadnienia uzasadnia tym, że człowiek radziecki o miłości mówić nie potrafi – w komunizmie było to źle widziane i ludzie nauczyli się tłumić uczucia. Przez lata pracy noblistka nasłuchała się opowieści o najróżniejszych koszmarach i zdumiewało ją, że rozmówcom łatwiej przychodzi dzielić się wspomnieniami dramatycznymi niż radosnymi. Chcąc zmienić tę tendencję Aleksijewicz nakłania bohaterów do zwierzeń, a historie miłości po rosyjsku okazują się przejmujące, zaskakujące i – mimo osadzenia we wschodniej rzeczywistości – uniwersalne.

 

W pracy nad książką, która wciąż jeszcze nie powstała, Swietłanie Aleksijewicz towarzyszył szwedzki reżyser Staffan Julén. W filmie Lubow – miłość po rosyjsku, który można obejrzeć podczas 15. Festiwalu Filmów Dokumentalnych Millenium Docs Against Gravity, wykorzystana została część materiałów zebranych przez noblistkę – udokumentowano kilkanaście spośród dziesiątek historii o miłości, opowiedzianych przez ludzi z różnych środowisk, w różnym wieku i w różnej sytuacji życiowej.

 

 

Powstał obraz skromny i oszczędny, ale zarazem różnorodny i emocjonalny. Jest w nim to, czego brakuje w książkach – skupienie na postaciach, które choć na ekranie pojawiają się na chwilę, by zaraz zniknąć – przykuwają uwagę na dłużej. Są to spotkania niemal intymne – bohaterowie mówią o uczuciach, zapraszając widza do własnych domów, na dacze, do pracowni. Na ekranie obserwujemy mały wycinek z ich prywatnego życia, dzięki czemu historie zyskują szerszy kontekst. Siła produkcji tkwi w prostocie przekazu i doborze bohaterów. Nie ma ich zbyt wielu, ale każda z postaci, która pojawia się na ekranie, jest charakterystyczna i ma coś ważnego do powiedzenia. Opowieści bohaterów są równoważne, choć jedna wybija się ponad inne i spina film klamrą –  to historia porzuconego przez żonę malarza, który miłości uczy się od córki.

 

Film pokazuje najróżniejsze oblicza miłości – od prawdziwej po toksyczną. Ucieka od banałów i nie daje prostych odpowiedzi, wzrusza, czasem bawi. Wśród przytoczonych historii są takie, które mogły wydarzyć się tylko w Rosji – jak chociażby komiczna opowieść byłej żony pracownika KGB – większość jednak ma wydźwięk uniwersalny. Rosja w filmie obecna jest przede wszystkim w przerywnikach pomiędzy rozmowami. Statyczne ujęcia z szarych, postsowieckich blokowisk oraz obrazki z rosyjskiej wsi tworzą tło dla poszczególnych opowieści, osadzają je w konkretnym czasie i przestrzeni, i nadają obrazowi wschodniego klimatu.

 

Oglądając film szwedzkiego reżysera mamy także możliwość podejrzenia Swietłany Aleksijewicz przy pracy. Widzimy jak noblistka rozmawia ze swoimi bohaterami, zawsze jednak pozostaje na drugim planie, niejako poza kadrem. Wszystkie rozmowy są nagrywane na dyktafon, a następnie słowo w słowo przepisywane na maszynie. Pisarka cierpliwie wysłuchuje zwierzeń, zadaje pytania, ale rzadko wtrąca coś od siebie. Jest jednak w filmie scena, w której mimowolnie odsłania się przed widzem. Podczas jednego z wywiadów obserwujemy reportażystkę zagubioną i niepewną – mówienie o miłości także jej samej sprawia problem, a pytania o szczęście w życiu prywatnym zbywa opowieściami o pracy.

 

Obraz Staffana Juléna skłania do przemyśleń i do rozmów. Nie tylko Rosjanie mają problem z mówieniem o uczuciach, my też wolimy ponarzekać na wszystko dookoła niż szczerze porozmawiać z drugą osobą. Lubow udowadnia też, że reportaże Swietłany Aleksijewicz dobrze wypadają na ekranie w formie dokumentu. Ograniczenie liczby bohaterów i uporządkowanie ich historii według pewnego klucza – każda postać podaje własną definicję miłości i każda z tych definicji jest zupełnie inna – sprawia, że film jest spójny. Nie ma poczucia chaosu, które przeszkadzało mi w lekturze reportaży. Historie niektórych filmowych bohaterów zapamiętam na długo, podczas gdy te książkowe zlewały się ze sobą i gubiły w natłoku informacji.

Inga Świetlicka

Miłośniczka sportu, kultury i podróżowania. Mól książkowy oraz kibic polskich olimpijczyków i paraolimpijczyków.