EURO 2020: pierwsze spostrzeżenia i analizy [PODSUMOWANIE FAZY GRUPOWEJ]
- Dodał: Rafał Kozieł
- Data publikacji: 24.06.2021, 14:54
Rozgrywki grupowe EURO 2020 to już historia. Niestety dla polskich kibiców, nasza reprezentacja zakończyła już udział w turnieju, podobnie jak siedem innych reprezentacji. Przez ostatnie 13 dni ekscytowaliśmy się rozstrzygnięciami poszczególnych spotkań, jednak nie samymi wynikami człowiek żyje. Co jeszcze powinniśmy zapamiętać z fazy grupowej trwających w dalszym ciągu mistrzostw Europy?
Dramat Eriksena
Już drugiego dnia EURO miała miejsce najbardziej dramatyczna sytuacja nie tylko całego turnieju, ale prawdopodobnie także roku. W 42. minucie pojedynku Dania – Finlandia bez kontaktu z rywalem na murawę osunął się Christian Eriksen. Kiedy kamery pokazały zbliżenie na pomocnika Interu Mediolan, zamarli nie tylko kibice na stadionie, ale także miliony przed telewizorami. Od pierwszych chwil sytuacja wydawała się bardzo poważna, co potwierdziły kolejne minuty. Na płycie boiska trwała zażarta walka o życie Eriksena, którego reanimowany przez kilka minut. Cała sytuacja wstrząsnęła Duńczykami, którzy dosłownie modlili się o zdrowie dla swojego kolegi. Na pewno na uznanie zasługuje także zachowanie Simona Kjeara, który zaopiekował się partnerką nieprzytomnego kolegi. Kiedy Eriksenowi udało się przywrócić funkcje życiowe, natychmiast został on przetransportowany do szpitala, gdzie okazało się, że pomocnik Interu przeszedł zawał. Po serii badań podjęto decyzję o wszczepieniu piłkarzowi kardiowertera-defibrylatora, a jego dalsza kariera stanęła pod wielkim znakiem zapytania.
Pomimo rywalizacji turniejowej, dla Eriskena napłynęło wiele ciepłych słów wsparcia. Romelu Lukaku pierwszego turniejowego gola Belgów zadedykował właśnie pomocnikowi Interu. Dodatkowo wielu sportowców z całego świata życzyło duńskiemu piłkarzowi szybkiego powrotu do zdrowia za pośrednictwem mediów społecznościowych, a po wznowieniu meczu kibice Finlandii oraz Danii wspólnie skandowali imię i nazwisko piłkarza. Na uwagę zasługuje również zachowanie Belgów, którzy podczas meczu z reprezentacyjnymi kolegami Eriksena wybili piłkę poza boisko w 10. minucie spotkania i przez minutę wspólnym aplauzem wspierali chorego przyjaciela.
Problematyczny karny
W polu karnym trwa akcja, lecz nagle sędzia używa gwizdka i dyktuje rzut karny. Ile razy każdy z nas w ciemno zakładał gola dla drużyny strzelającej z „wapna”? Mimo to trwający turniej pokazuje, że nie jest to do końca takie proste. Wprawdzie wielu wybitnych zawodników niejednokrotnie wypowiadało się na temat trudności wykonywania rzutu karnego, jednak zwykle kibice uznawali to za wymówkę wobec nieudanej próby. Na pewno inaczej jest wykonywać ten stały fragment gry na treningu, a inaczej podczas meczu. Trzeba mieć stalowe nerwy aby perfekcyjnie uderzyć piłkę. Setki tysięcy oczu skierowanych na strzelca, zaufanie trenera oraz kolegów z drużyny, którzy wyznaczyli właśnie tego zawodnika jako strzelca oraz presja oczekiwań wobec samego siebie stojącego 11 metrów przed bramką przeciwnika.
Dlaczego o tym wspominam? Dlatego, że EURO 2020 to nie jest póki co turniej idealny dla wykonujących rzuty karne. Gareth Bale, Alvaro Morata, Ruslan Malinovsky i Pierre-Emile Hojbjerg. Co łączy te nazwiska? Wszyscy to świetni piłkarze, grający w mocnych klubach i europejskich pucharach, ale także każdy z nich przestrzelił rzut karny na trwającym turnieju. Dodając do tej listy innych, np. Ezgjana Alioskiego okaże się, że niedługo będzie można złożyć dość mocną „11-tkę” złożoną z piłkarzy, który przestrzelili rzut karny.
Niechlubna statystyka goli samobójczych
Nie tylko ilość przestrzelonych „jedenastek” jest dramatycznie duża. Do rozpoczęcia EURO 2020 w historii padło dziewięć goli, strzelanych do własnej siatki. Na obecnych mistrzostwach Starego Kontynentu, tylko po zakończeniu fazy grupowej, takich bramek mamy już osiem! Jeśli „swojaki” będą strzelane z taką częstotliwością jak do tej pory, to na tegorocznych mistrzostwach Europy ilość bramek samobójczych zwiększy się o ponad 100%. Co ciekawe, aż trzykrotnie piłkę do własnej siatki kierowali bramkarze. Pierwszym - nie tylko na turnieju, ale i w całej historii EURO – został Wojciech Szczęsny, któremu zostało zapisano bramkę na 0:1 w meczu Polska – Słowacja. Poza reprezentantem Biało – Czerwonych trafienia samobójcze zanotowali reprezentanci Turcji, Niemiec, Portugalii (dwukrotnie), Finlandii oraz Słowacji (dwukrotnie).
Piłkarskie emocje
Oczywiście nie należy zapominać o tym, że mistrzostwa Europy to piłkarskie święto obfitujące w wiele emocjonujących meczów. Już w fazie grupowej zdarzyło się kilka spotkań, które śmiało mogą konkurować o tytuł najlepszego meczu turnieju. Holendrzy w spotkaniu z Ukrainą musieli naprawdę mocno napocić się, aby wyrwać komplet punktów. Duńczycy w meczu z Rosjanami pokazali, że nie potrzeba wielkich nazwisk, aby mieć drużynę grająca z pomysłem i wiarę we własne umiejętności. Dodatkowo spotkanie reprezentacji Polski ze Szwecją czy pojedynki w grupie F, zwanej grupą śmierci… Naprawdę nie brakowało emocjonujących spotkań.
W wielu grupach rozstrzygnięcia wyglądały, tak jak przewidywali to eksperci. Dodatkowo wydaje się, że wiele reprezentacji, które awansowały do 1/8 finału nie pokazało jeszcze swoich całkowitych możliwości. Włosi, Anglicy czy Francuzi to najprostsze przykłady, gdzie gołym okiem widać jeszcze rezerwy. Każda z tych drużyn grała na stałym poziomie, jednak wtedy, kiedy wymagały tego wydarzenia na boisku, potrafiła wrzucić wyższy bieg. Co najważniejsze, wydaje się, że przyspieszenie wychodziło całkowicie naturalnie, co może wskazywać na to, że najlepsi nie do końca chcieli pokazać swoich całkowitych możliwości w fazie grupowej.
Przegrani
Od początku wiadomo było, że po fazie grupowej z EURO 2020 pożegna się osiem ekip. Niestety, w tym towarzystwie znaleźli się także reprezentanci Polski. Los Biało – Czerwonych podzieliły reprezentacje Turcji, Rosji, Macedonii Północnej, Szkocji, Węgier, Słowacji oraz Finlandii. Każda z tych drużyn jechała na turniej z własnymi celami. Jedni chcieli osiągnąć coś więcej niż tylko udział w fazie grupowej, inni z kolei dumnie jechali zaprezentować swój kraj.
Największymi niespodziankami „in minus” jest nasza reprezentacja oraz gracze z Rosji i Turcji. Wszystkie drużyny typowane były jako „czarne konie” EURO, jednak każda z nich doświadczyła tego samego scenariusza – trzy mecze i do domu. W Rosji już spekulują o przyszłości Stanisława Czerczesowa i wydaje się, że to będzie jego pożegnanie z reprezentacją. Mniej nerwowe ruchy przewiduje się u nas oraz u Turków. Zbigniew Boniek zapewnił, że pomimo niepowodzenia Paulo Sousa dalej będzie prowadził naszą reprezentację. Jeśli nic się nie zmieni, Senol Gunes także powinien pozostać na swoim stanowisku.
Osobne słowa należą się piłkarzom z Macedonii Północnej oraz Finlandii. Obie reprezentacje debiutowały w imprezie rangi mistrzowskiej i nie przyniosły wstydu. Gracze ze Skandynawii zajęli nawet trzecie miejsce w swojej grupie, wyprzedzając Rosjan, ale bilans bramkowy nie pozwolił im na awans do turniejowej części drabinki. Macedończycy z kolei cieszyli się samą obecnością na mistrzostwach Europy, która była pięknym zwieńczeniem reprezentacyjnej kariery Gorana Pandeva – 67 minut, jakie rozegrał w spotkaniu z Holandią, były jego ostatnimi w koszulce narodowej.
Pomimo niepowodzenia naszej reprezentacji nie możemy mówić o braku emocji na tegorocznym EURO. Wydaje się, że przesunięcie turnieju finałowego o rok rekompensują nam emocje fundowane przez piłkarzy. Faza grupowa jest już przeszłością, a poważnie granie zacznie się od soboty. Wtedy to pierwsze spotkania 1/8 finału. Miejmy nadzieję, że do końca turnieju jedyne emocje, jakie będziemy przeżywać, to wyłącznie te wynikające z pięknych akcji i emocji na murawie.