EURO 2020: niespodzianka goni niespodziankę. Podsumowanie 1/8 finałów

  • Dodał: Rafał Judka
  • Data publikacji: 30.06.2021, 21:56

Rollercoaster emocji pędził w zawrotnym tempie i nic nie wskazuje na to, że w ćwierćfinałach się zatrzyma. Mieliśmy już pewne wygrane, jak i te rozstrzygnięte w dogrywce lub karnych. Awansowali faworyci, jak i ekipy skazywane na porażkę. Co więcej, na Euro brak już poprzednich triumfatorów oraz mistrza i wicemistrza globu. Miały to być mistrzostwa “zmęczonych nóg”, a drużyny prezentują wybieganie godne pozazdroszczenia. Mecze 1/8 niestety dobitnie pokazały, jak polska reprezentacja odbiega od czołowych ekip kontynentu. Nie ma co jednak rozgrzebywać ran. Podsumujmy sobie to, co wydarzyło się na stadionach od soboty do wtorku.

 

 

Walia - Dania 0:4

 

Pierwsze spotkanie fazy pucharowej nie zapowiadało się na wielkie widowisko. I jak się później okazało nim nie było, ale warto pogratulować Duńczykom, którzy bardzo dobrze wypunktowali groźnego rywala. Walia w grupie pokazała dobry futbol, ulegając tylko Włochom i mieli pełne prawo myśleć, że uda im się przejść przeciwnika, który dopiero co przegrał z Finlandią i został przechytrzony taktycznie po przerwie przez Belgów. Okazuje się jednak, że Dania rozpędza się po początkowym kryzysie na Euro i w meczu z Walią pokazała dużą dojrzałość i wyrachowanie. W pierwszej połowie mecz był dość wyrównany i obie ekipy miały swoje szanse na strzelenie bramki. Udało się to Duńczykom za sprawą Dolberga, co dało im doskonałą pozycję przed drugą częścią spotkania. Kolejna bramka tego napastnika tuż po przerwie pozwoliła im na uspokojenie gry i obronę wyniku. Kiedy Walijczykom zaczęło brakować czasu na wyrównanie, Maehle i Braithwaite dobili rywali i mecz zakończył się imponującym 4:0. Dania rozpędza się z meczu na mecz i w ćwierćfinale śmiało może myśleć o pokonaniu Czechów i awansie do półfinału. Po traumie związanej z zawałem Christiana Eriksena nie ma już mowy. Teraz jest to ekipa z bardzo dobrze zorganizowaną obroną i potrafiąca wykorzystać swoje akcje pod bramką rywali.

 

 

Włochy - Austria 2:1 (po dogrywce)

 

Drugi sobotni mecz miał jednego zdecydowanego faworyta. Włosi świetnie zaprezentowali się w fazie grupowej i przez wielu dziennikarzy oraz kibiców stali się jednymi z głównych faworytów do złota. Szczególnie, że Austriacy w poprzednich meczach nie zaprezentowali się z najlepszej strony. Wygrali co prawda z heroicznie broniącą się Macedonią oraz z zadowoloną z trzeciego miejsca w grupie Ukrainą, a to miało być za mało, aby myśleć o przeciwstawieniu się rozpędzonym Włochom. Squadra Azzurra dominowała w pierwszej połowie, ale nie na tyle, żeby udokumentować to bramką. Kolejne minuty remisu zachęcały Austriaków do coraz śmielszych ataków i pokuszenia się o zwycięstwo. W 65. minucie nawet udało im się wyjść na prowadzenie za sprawą gola Arnautovicia, ale sędzia odgwizdał jednak spalonego. Włosi bardzo nie chcieli doprowadzić do dogrywki, ale ich przeciwnicy bronili się na tyle dobrze, że Ci nie oddali ani jednego celnego strzału w drugiej połowie. Gdy jednak do niej doszło, klasę pokazał wprowadzony pod koniec spotkania Chiesa, który otworzył wyniki w 95. minucie. Kiedy dziesięć minut później wynik podwyższył Pessina, wydawało się, że jest już po meczu. Austriacy zdołali co prawda strzelić bramkę kontaktową, ale to nie wystarczyło do awansu. Włosi zameldowali się w ćwierćfinale po większym wysiłku niż się spodziewali, a tam czeka na nich starcie z Belgią, która zaproponuje jeszcze cięższe warunki gry. Czy była to tylko jednorazowa zniżka formy Włochów, czy jednak po mocnym starcie ekipie Roberto Manciniego zaczyna powoli brakować “pary”?

 

 

Holandia - Czechy 0:2

 

kolejne spotkanie, które w teorii miało “przesiać” mistrzostwa ze słabszych drużyn, które wyszły z grupy i rozpocząć etap walk wielkich. Holandia zakończyła poprzednią fazę z kompletem punktów, kontra Czesi, którzy zachwycili tylko w pierwszym meczu ze Szkocją, potem męczący się z Chorwacją i przegrywający z Anglią. Pierwsza połowa to jednak bardzo zamknięta piłka z obu stron. Co prawda optycznie przeważała Holandia, ale jedyny celny strzał w tej części spotkania oddała ekipa Czech. W 55. minucie nastąpiła jednak akcja, która zmieniła losy meczu. De Light otrzymał żółtą kartkę za zagranie ręką i od tamtej pory nasi południowi sąsiedzi poczuli, że mogą wygrać to spotkanie. Dwukrotnie “ugodzili” przeciwnika spokojnie wygrywając 2:0. Jedną z bramek zdobył Patrik Schick, który z czterema trafieniami włączył się w walkę o koronę króla strzelców turnieju. Holendrzy mogą tłumaczyć się grą w osłabieniu przez większośc drugiej połowy, ale z taką klasą zawodników powinni sobie poradzić z Czechami pomimo to. Pokazuje to, że pomimo bycia skazanym na porażkę, Ci potrafią zaskoczyć i na meczu z Danią wcale nie muszą zakończyć swojej przygody z Euro.

 

 

Belgia - Portugalia 1:0

 

Ten mecz miał być jednym z dwóch starć wielkich ekip w 1/8 finału. Belgia z kompletem zwycięstw w fazie grupowej i zdrowym Kevinem De Bruyne mierzyła się z Portugalią, która co prawda wyszła z grupy śmierci, ale z trzeciego miejsca i z bardzo trudną do oszacowania formą. Miał to być również pojedynek dwóch napastników w walce o koronę króla strzelców. Lecz to ani Romelu Lukaku, ani Cristiano Ronaldo nie zdobyli bramki w tym spotkaniu. Jedyny gol padło po fantastycznym strzale z dystansu Thorgana Hazarda w 42. minucie. Kibice liczyli, że to otworzy grę w drugiej części spotkania, po tym jak w pierwszych 45. minutach musieli oglądać “piłkarskie szachy”. I to zdecydowanie nastąpiło. Portugalia dominowała na boisku, ale Belgowie znakomicie się bronili. Do końca spotkania wynik się nie zmienił i z turnieju odpadli aktualni jeszcze mistrzowie Europy. Kibice zwycięskiej ekipy mogą się cieszyć z awansu, ale jednocześnie martwić stanem zdrowia ich lidera. Pod koniec pierwszej części spotkania kontuzję odniósł Kevin De Bruyne i nie wiadomo, czy zdąży wyleczyć się na mecz ćwierćfinałowy, w którym rywalem Belgów będą Włosi. Z nim na boisku ich szansę znacznie wzrastają. Wpływ zawodnika Manchesteru City na grę swojej reprezentacji było widać szczególnie w meczu z Danią, kiedy to Belg wszedł na boisko w drugiej połowie.

 

 

Chorwacja - Hiszpania 3:5 (po dogrywce)

 

Poniedziałek zostanie zapamiętany jako jeden z najbardziej emocjonujących dni w historii finałów Mistrzostw Europy. Na początek byliśmy świadkami spotkania Chorwatów z Hiszpanami. Chorwaci “doczłapali” się do fazy pucharowej, prezentując bardzo przeciętną grę w pierwszej części turnieju. Hiszpanie z kolei również zawiedli i po dwóch remisach oraz jednym zwycięstwie wyszli z grupy dopiero z drugiego miejsca. Mimo to, piłkarze z Półwyspu Iberyjskiego byli faworytami spotkania. I o dziwo to oni pierwsi stracili bramkę. Jednak nie zdarzyło się to po strzale zawodnika Chorwacji, a po wycofaniu piłki do bramkarza przez Pedriego. Unai Simon nie przyjął piłki i polskim kibicom mogły się przypomnieć legendarne słowa Dariusza Szpakowskiego: “Aj, Jezus Maria! Jaki błąd Boruca!”. Hiszpanie jednak otrząsnęli się po tej sytuacji i w 77. minucie prowadzili już spokojnie 3:1. Lecz ten spokój był tylko pozorny. Chorwaci za sprawą Orsicia w 85. i Pasalicia w 92. minucie doprowadzili do remisu, a co za tym idzie dogrywki. Hiszpanów wyraźnie rozsierdziła ta utrata koncentracji i przymus rozegrania dodatkowych 30 minut. Kiedy upłynęła setna minuta spotkania w przeprowadzili dwie świetne akcje, które zakończyły się dwoma bramkami i awansem bez loterii w karnych. Kolejną dobrą wiadomością dla byłych mistrzów świata i Europy jest przełamanie Alvaro Moraty, który sam w wywiadach przyznawał, że ciąży mu brak skuteczności. Drużyna Luisa Enrique ma jakość, która może im dać tytuł, ale musi być skupiona przez całe spotkanie. Dokładając do tego skuteczność pod bramką rywali Hiszpania może zajśc w tym Euro daleko.

 

 

Francja - Szwajcaria 3:4 (po rzutach karnych)

 

Kiedy wydawało się, że meczu Hiszpanii z Chorwacją z 18:00 nie przebije już na tym turnieju nic, okazało się, że kibice po krótkiej przerwie obejrzeli kolejne genialne spotkanie. Francja była zdecydowanym faworytem turnieju. Potknięcia w fazie grupowej tłumaczone były brakiem zgrania w formacji ofensywnej Karima Benzemy z kolegami i wszyscy liczyli, że z meczu na mecz francuska machina zacznie rozjeżdżać rywali. W pierwszej połowie jednak obraz spotkania przypominał starcie dwóch równorzędnych ekip. Szwajcarzy nie mieli zamiaru cofnąć się do totalnej defensywy, a w momencie przejęcia piłki mieli pomysł na swoje akcje, zamiast “lagi do przodu” czy szybkiej straty. To przyniosło im bramkę Seferovicia w 15. minucie, która bardzo przypominała gola Roberta Lewandowskiego z Hiszpanią. W 55. minucie Rodriguez mógł podwyższyć prowadzenie, ale Lloris obronił strzelany przez niego rzut karny. To tchnęło we Francuzów nowe siły i wiarę w odwrócenie losów spotkania. Dublet Benzemy i przepiękne uderzenie z dystansu Pogby zwiastowało koniec emocji w tym spotkaniu. Waleczni Helweci jednak nie dość, że zdobyli bramkę kontaktową, to na dodatek wyrównali w 90. minucie meczu. W dogrywce żadna z ekip nie potrafiła już narzucić swojego stylu gry, co nie oznacza, że była ona nudna. Bramek jednak nie zobaczyliśmy i o awansie decydować musiały karne. A w nich, w ostatniej serii pomylił się największy gwiazdor reprezentacji Francji Kylian Mbappe i mistrzowie świata jadą do domu. Szwajcaria wygrała po raz pierwszy w swojej historii serię rzutów karnych na wielkich turniejach i to od razu w takim stylu. Po pokonaniu jednego faworyta Helweci nie muszą bać się Hiszpanów, którzy staną na ich drodze w ćwierćfinale. Ekipa trenera Petkovicia potrafi nie tylko dobrze się bronić, ale także ma dobrze wyćwiczone schematy w ofensywie. Przy utrzymaniu koncentracji są w stanie sprawdzić szczelność hiszpańskiej obrony, która jak pokazuje ten turniej, nie jest monolitem.

 

 

Anglia - Niemcy 2:0

 

Wtorek rozpoczął się od kolejnego europejskiego klasyku. Anglia - Niemcy to mecz z niewyobrażalną ilością podtekstów i zawiłości historycznych, że prasa zarówno angielska jak i niemiecka miały nieskończoną ilość materiału do zapowiedzi tego spotkania. Żadna z ekip nie przekonywała w meczach grupowych, ale nikt nie patrzył na to już przed fazą pucharową. Trenerzy zaskoczyli przed spotkaniem swoimi składami. Gareth Southgate nie dość, że ustawił swój zespół mocno defensywnie, to posadził na ławce Jacka Grealisha, który jako jedyny imponuje formą w drużynie angielskiej. Joachim Low z kolei odsunął od składu etatowego partnera Toniego Kroosa w środku pola Ilkaya Gundogana, zastępując go Leonem Goretzką. Pierwsza połowa była dość wyrównana. Obie ekipy miały swoje sytuacje do otworzenia wyniku, ale żadnej z drużyn się to nie udało. Kolejne 45. minut podzielić można na dwie fazy. Pierwsza, do 75. minuty do kontynuacja ciekawej gry obu drużyn, lecz bez finalizacji. Druga nastąpiła po bramce Raheema Sterlinga. Krytykowany napastnik Manchesteru City zdobył swoją trzecią bramkę na tym turnieju. Wtedy NIemcy poczuli, że muszą zdecydowanie przycisnąć. Po błędzie strzelca bramki najlepszą okazję na wyrównanie zmarnował Thomas Mueller nie trafiając w bramkę w sytuacji sam na sam z Pickfordem. A jak mówi przysłowie, “niewykorzystane sytuacje lubią się mścić”. Chwilę później wynik spotkania ustalił kapitan Anglików Harry Kane wprawiając Wembley w euforię. Synowie Albionu stali się z miejsca faworytem swojej części turniejowej drabinki. Jednak najpierw w ćwierćfinale muszą przejść Ukrainę.

 

 

Szwecja - Ukraina 1:2 (po dogrywce)

 

Szwedzi i Ukraińcy zamykali rozgrywki 1/8 finałów. Zgodnie z przewidywaniami nie było to widowisko najwyższych lotów. Szwecja w fazie grupowej zaprezentowała dobrą grę w obronie i najczęściej oddawała piłkę rywalom licząc na kontrataki. Ukraina z kolei wyszła z grupy dzięki zwycięstwu z Macedonią Północną, a w meczach z mocniejszymi rywalami potrafiła jedynie przeciwstawić się przeciwnikowi zrywami. O dziwo pierwsza połowa przyniosła dwie bramki. Jedna z nich po potężnym strzale z ostrego kąta Zinchenki, a drugą strzałem po rykoszecie zdobył Forsberg. Mecz był bardzo wyrównany, a im dalej w spotkanie tym obie ekipy sprawiały wrażenie, że bardziej zależy im na obronie wyniku niż na ataku na rywala. Dogrywka upłynęła pod znakiem słaniających się na nogach i padających ze zmęczenia jak muchy piłkarzy Ukrainy. W 98. minucie grali jednak w przewadze, ponieważ czerwoną kartkę po interwencji VAR otrzymał Danielson za brutalny wślizg na kolano Besedina. I kiedy wydawało się, że czeka nas kolejna seria jedenastek, ze stosunkowo niegroźnej akcji lewą stroną boiska i dośrodkowaniu Zinchenki zwycięską bramkę zdobył Dovbyk. Ukraina melduje się w ćwierćfinale, ale trzeba szczerze przyznać, że jest ekipą najsłabszą piłkarsko z grona najlepszych ośmiu drużyn. Nie wiadomo jak trudy tego spotkania wpłyną na zespół Andrija Szewczenki, a już za chwilę czeka ich starcie z Anglią.