Magia udanej nostalgii - "Spider-Man: Bez drogi do domu" [RECENZJA]
Sony Pictures/YouTube

Magia udanej nostalgii - "Spider-Man: Bez drogi do domu" [RECENZJA]

  • Dodał: Maciej Baraniak
  • Data publikacji: 18.12.2021, 01:23

Nie będzie kłamstwem, jeśli napiszę, że najnowsza odsłona przygód Człowieka-Pająka była jedną z najbardziej wyczekiwanych produkcji filmowych tego roku, zarówno dla mnie, jak i olbrzymiego grona widzów. Nie będzie również kłamstwem, gdy wspomnę, że część tego grona opuści salę kinową ze łzami w oczach, a inni będą po prostu rozdarci emocjonalnie. Wiem co mówię, gdyż sam należę do ostatniej grupy.

 

Spider-Man: Bez drogi do domu to kolejna odsłona przygód Petera Parkera (Tom Holland). Po ujawnieniu tożsamości w/w przez Mysterio, społeczeństwo dzieli się na zwolenników i przeciwników tytułowego bohatera, co stwarza niebezpieczeństwo dla jego bliskich. W związku z tym, bohater postanawia udać się do Doktora Strange'a po pomoc, lecz, jak się wkrótce okaże, będzie to dopiero początek kolejnych kłopotów.

 

Szczerze mówiąc, to nie wiem jak podejść do tego filmu. Jeśli oceniałbym tę produkcję po prostu jako dzieło filmowe, to zapewne wypisałbym tutaj sporo problemów, jakie mam ze scenariuszem bądź z wykonaniem technicznym. Jest to jednak wielkie wydarzenie, które nawet przez samego reżysera było reklamowe jako Spider-Man: Endgame i trudno się nie zgodzić, że pod tym kątem te widowisko wypada po prostu rewelacyjnie. 

 

Przejdźmy zatem do wspomnianej otoczki wielkiego wydarzenia, gdyż jest to aspekt, który wypadł przecudownie. Pojawia się tutaj sporo postaci z poprzednich serii o Spider-Manie i o ile samym postaciom co nieco mogę zarzucić, tak interakcje między nimi są świetne. Fantastycznie ogląda się cięte riposty i dialogi pomiędzy postaciami, które nigdy nie miały okazji spotkać się wspólnie w ramach jednego filmu. Jest to samoświadome, ale też wspaniale uwypukla głupotę niektórych zabiegów twórców poprzednich produkcji. 

 

Przy tym cieszy mnie bardzo, że Peter Parker nie zaginął w odmęcie tej masy wydarzeń. Jego postać przez cały czas jest na pierwszym planie i nie było nawet chwili, gdzie nie widziałbym, iż to jego historia. Przed seansem miałem obawy, czy to wielkie widowisko nie przytłoczy wątku naszego bohatera, ale na szczęście nie było się o co bać. To samo mogę powiedzieć o MJ czy Nedzie, a wręcz dodać, iż otrzymują więcej miejsca niż kiedykolwiek indziej.

 

Niestety, choć interakcje wyszły rewelacyjnie, to już do samych wątków konkretnych postaci mam sporo mieszanych odczuć. W zasadzie mam wrażenie, że ktoś miał fajny pomysł tylko na Zielonego Goblina i Octaviusa, ale stwierdzono, że skoro już ściągają tę dwójkę, to resztę się jakoś dopcha. I czuć kreślenie na kolanie tych wątków już z kilometra, bo ani nie jest ono jakoś sensowne, ani nie urozmaica samej historii. Z drugiej strony mam świadomość, iż rozbudowanie tych antagonistów wymagałoby poświęcenia większej ilości czasu, co mogłoby jeszcze bardziej przytłoczyć widza.

 

Niestety, przez chęć niezdradzania zbyt wielu szczegółów fabuły, o pewnych wątkach nie mogę powiedzieć zbyt wiele. Są one jednak bardzo istotne, szczególnie w okolicach trzeciego aktu, i przyznam szczerze, że autentycznie miałem dreszcze ekscytacji za każdym razem, gdy poświęcono im uwagę. Zostało to fantastycznie rozpisane i tym bardziej cieszy mnie, że nie skręcono tutaj w kuszącą furtkę najprostszych rozwiązań, a pobawiono się z klasą. Moje wewnętrzne dziecko wyło z radości, więc i ja byłem szczęśliwy.

 

Ogólnie mogę wiele dobrego powiedzieć na temat trzeciego aktu, który przypomniał mi, za co lubię to uniwersum. Dzieje się tam mnóstwo emocjonalnych momentów, wywołujących ekscytację, radość, smutek - po prostu wszystko. Niesamowitym doznaniem było przeżywanie tego przy pełnej sali ludzi, gdzie wszyscy nie bali się obnosić ze swoimi emocjami. Za to kocham kino, całe MCU i mam nadzieję, że będziemy dostawać więcej tak wspaniałych treści, bo tego potrzebuję jako miłośnik tego świata.

 

Nie byłbym jednak sobą, gdybym nie odpalił wewnętrznego trybu Pana Marudy. Bo niestety, ma ten film spore problemy z niektórymi wątkami, a przede wszystkim z realizacją techniczną. Zaczynając jednak od tego pierwszego, to czuję, że ilość nagromadzonych wątków trochę ciąży tej produkcji. Większość nawiązań czy motywów była fantastyczna, ale czasem irytowało to niczym ten kolega, tłumaczący Wam setną teorię spiskową o Reptilianach. Mam jednak przy tym świadomość, że odarcie scenariusza z niektórych wątków mogłoby zaburzyć ostateczny wydźwięk, więc jestem w stanie to wybaczyć.

 

Niestety nic podobnego nie mogę powiedzieć w kontekście słabej realizacji. Zewsząd słyszałem głosy, iż film był kończony w ostatnich dniach i widać to z daleka. Ta produkcja nie wygląda zbyt dobrze i, pomijając szary gruz znajdujący się w szarej nocy z nałożonym szarym filtrem, niewykończone efekty po prostu rzucają się w oczy. Może jestem aż nadto wybredny, aczkolwiek przy tak wielkim wydarzeniu chciałbym otrzymać dzieło nie tylko dobre pod kątem historii, ale też wykonania. Dobrze, że chociaż ścieżka dźwiękowa była dobra, bo jak człowiek nie mógł na to patrzeć, to przynajmniej sobie posłuchał.

 

Ostatecznie nowy Spider-Man to naprawdę świetny film, który został skierowany do prawdziwych fanów. Bawiłem się świetnie, wzruszyłem wielokrotnie, a przy tym cieszy mnie fakt, iż nie musiałem czekać kolejnych 10 lat na nowe Endgame. To prawdziwy rollercoaster emocjonalny, który przy tworzeniu wielkiego widowiska pamiętał także o swoim protagoniście. Zaliczono wiele udanych powrotów, kilka mniej udanych, ale z czystym sumieniem mogę powiedzieć, że miłośnicy Człowieka-Pająka wyjdą z kina zachwyceni.

Maciej Baraniak – Poinformowani.pl

Maciej Baraniak

Student UEP na kierunku prawno-ekonomicznym. Prywatnie miłośnik różnych gatunków kina oraz komiksów, a przy tym mający bardzo specyficzny gust muzyczny. E-mail: maciej-baraniak@wp.pl