Oscarowy pewniak - recenzja „Psich pazurów” Jane Campion
- Dodał: Daniel Sztyk
- Data publikacji: 27.12.2021, 15:20
Wejście w oscarowy sezon oznacza głośne dyskusje na temat najlepszych filmów roku. Amerykańscy krytycy wymieniają swoich faworytów, różne gremia przyznają swoje nagrody, a kinomaniacy coraz bardziej czekają na wielką galę. W tym roku na prowadzenie wysunęły się Psie pazury Jane Campion. Do seansu najnowszej produkcji uznanej nowozelandzkiej reżyserki podchodziłem z pewną rezerwą, bo niejednokrotnie przejeżdżałem się na tytułach obsypanych różnymi laurami. Tym razem jednak pieję z zachwytu.
Psie pazury to ekranizacja powieści Thomasa Savage’a. Dwaj bracia, zagorzali ranczerzy, od lat zajmują się wypasaniem bydła. Ich relacje zaczynają się komplikować, gdy jeden z braci postanawia poślubić wdowę, której mąż popełnił samobójstwo. Ta w gruncie rzeczy prosta fabuła jest dla Campion pretekstem do opowiedzenia historii o współczesnych problemach oraz wypunktowania zjawisk szkodliwych. To film bardzo ważny, który nie boi się mówić o toksycznej męskości, fatalnym położeniu kobiety w patriarchalnym świecie czy odkrywaniu własnej seksualności.
Campion nie bierze jeńców. Za pomocą perfekcyjnej reżyserii tworzy niezapomniane portrety psychologiczne, które zapiszą się w historii kina. Grany przez Benedicta Cumberbatcha Phil Burbank to na pierwszy rzut oka toksyczny tyran, który jest odrażający. Reżyserka jednak ucieka od banalnej konstrukcji tego bohatera, nadając mu wrażliwość romantyka. Pod płaszczem toksycznej męskości znajduje się miejsce na łzy. Równie ciekawa jest tutaj sugestia odnośnie do orientacji Phila. To jak reżyserka ogrywa jego seksualność jest jednym z najmocniejszych elementów tej produkcji.
Nowozelandka jest równie silna, jeśli chodzi o rozliczenie z patriarchatem. Postać wykreowana przez Kirsten Dunst zostaje wrzucona do świata męskich mężczyzn. Jej życie przypomina życie w niewoli. Rose szuka swojej drogi, ale wpada tylko w coraz większe bagno. Z niezależnej kobiety staje się figurą, która ma podobać się męskiemu otoczeniu. Wątek ten można też przyłożyć do sytuacji reżyserek w branży filmowej, w której wciąż widoczna jest dominacja mężczyzn. Absurdalne jest to, że w ponad dziewięćdziesięcioletniej historii Oscarów tylko dwie kobiety otrzymały statuetkę za najlepszą reżyserię. Trzymam kciuki, że Campion będzie trzecią.
Oprócz reżyserii, na oklaski zasługują aktorzy, którzy stworzyli tutaj role swojego życia. Wspomniani wcześniej Dunst i Cumberbatch są w swoich kreacjach obłędni. W ich grze nie ma nawet jednej fałszywej nuty. Genialni są również Jesse Plemons, w roli drugiego z braci, Burbank oraz Kodi Smit-McPhee, który gra syna Rose. Plemons tą rolą awansuje do hollywoodzkiej ekstraklasy. Smit-McPhee będzie na ustach wszystkich po tym filmie oraz będzie mógł liczyć na kolejne ciekawe propozycje.
Nie ukrywam, Psie pazury zachwyciły mnie od pierwszej do ostatniej minuty swojego metrażu. To dzieło wybitne, które nie boi się mówić o rzeczach ważnych. Bałem się, że po 12-letniej przerwie od kręcenia filmów autorka Fortepianu rozczaruje mnie. Tymczasem reżyserka dostarczyła nam swój najdojrzalszy film, spełniony artystycznie, pełny emocji oraz zaangażowania. To po prostu definicja filmowego dzieła sztuki.
9/10
Daniel Sztyk
Rozkochany w kinie i literaturze student polonistyki. W wolnych chwilach, gdy akurat nie siedzi w kinie, ogląda Premier League, by rozkoszować się magią futbolu. E-mail: danielszdanielsztyk@gmail.com