![Czasem lepiej zostawić trupa w trumnie - "Matrix Zmartwychwstania" [RECENZJA]](https://poinformowani.pl/image/868x429/105.0.1068.528/media/2021/11/34630/matrix-4.png)
Czasem lepiej zostawić trupa w trumnie - "Matrix Zmartwychwstania" [RECENZJA]
- Dodał: Maciej Baraniak
- Data publikacji: 28.12.2021, 22:06
Skłamię jeśli powiem, że nie czekałem na nową odsłonę Matrixa. Co prawda czułem, że ta historia dostała już należyte zakończenie, jednakże pierwszy zwiastun dał mi nadzieję, iż za tym projektem stoi ciekawy pomysł, a powrót Lany Wachowskiej tylko mnie w tym utwierdzał. I cóż... dostaliśmy przede wszystkim film, o którym można sobie podyskutować.
Matrix: Zmartwychwstania to kontynuacja kultowej serii filmowej. Poznajemy w nim dalsze losy Neo, który przez nieznane okoliczności ponownie znalazł się w tytułowej rzeczywistości i zostanie znowu zmuszony zmierzyć się ze swoim przeznaczeniem. Mówienie czegoś więcej o fabule zdradziłoby po prostu zbyt wiele, także pozwolę sobie przemilczeć ten aspekt.
Dlaczego o nowym Matrixie można sobie dobrze podyskutować? Ano dlatego, że jest to przede wszystkim film autorski. Nie jest sterylny czy bezpieczny i czuć, iż twórczyni dostała pełną wolę, jak chce poprowadzić swoją historię. I stety/niestety, jak to zwykle w takich przypadkach bywa, wyszło to dość nowatorsko, ale przy tym część pomysłów wypada po prostu tragicznie.
Zacznijmy więc od głównego dylematu jaki mam wobec tego filmu, którym jest narracja. Od samego początku nie wiemy, co się dzieje, a całość jest bardzo samoświadoma, wręcz satyryczna. Mamy wrażenie obcowania z dziełem nie tyle łamiącym czwartą ścianę, co wprost wyśmiewającą wszystko, co wokół tej produkcji się dzieje. I działa to naprawdę dobrze, gdyż rzadko można dostrzec ten nurt w kinie wysokobudżetowym, a przy tym wykonane jest to kreatywnie i z sercem.
Problem tylko w tym, że z czasem zaczyna się to wszystko gubić i ustępować na rzecz klasycznej fabuły akcyjniaka. Mamy wybuchy, akcję, Keanu Reevesa na motorze, ale w tym wszystkim brakuje już tej pomysłowości, którą otrzymujemy na początku. W teorii mamy tutaj dostać już bardziej treściwą opowieść, w której cel jest jasno postawiony, aczkolwiek w praktyce historia pozbawiona zostaje tej świeżości, co na początku. A, no i trzeci akt ma być już bardziej przystępny, ale dla niedzielnego widza i tak będzie to zmiana rodem z obniżenia poziomu trudności sudoku z bardzo trudnego na trudny dla humana, który właśnie uzyskał 10% z matury z matematyki.
Moja teoria jest taka, że ktoś miał pomysł na taki całkowicie meta film, gdzie cała trylogia zostanie wywrócona do góry nogami, ale nagle przybył jakiś Pan Maruda i kazał napisać prostszy trzeci akt, w którym będzie NOSTALGIA. I niestety pogodzenie tych dwóch światów w ramach jednej produkcji po prostu nie działa, bo nie będą zachwyceni ani fani serii oczekujący po prostu kolejnych przygód lubianych bohaterów, ani ludzie chcący czegoś nowego i świeżego w kinie (czy na streamingu bądź w zatoce pirackiej, gdyż film pojawił się w dystrybucji hybrydowej).
Jeśli chodzi o realizację, to tutaj również nic nie jest proste w ocenie. Przede wszystkim muszę pochwalić reżyserię samą w sobie, gdyż niektóre kadry czy sekwencje ujęć były naprawdę pomysłowe. Czuć w tym jakąś energię, dobre oko i generalnie nie czuję się oszukany tym ślicznym pierwszym zwiastunem, pokazującym większość dobra znajdującego się tej produkcji. Na dużym ekranie ujrzałem dokładnie to, co w tym krótkim materiale, więc jestem zadowolony.
Ale niestety jak na Matrixa, to mało tutaj dobrej akcji. Dawna trylogia słynęła z naprawdę świetnych sekwencji starć (oczywiście jak na swoje czasy) i kombinowania jak można je odpowiednio wzbogacić, natomiast tutaj stwierdzono, że nie ma co się przemęczać. Chyba najzabawniejszy jest finał, w którym Keanu Reeves po prostu jest na motorku i macha rękoma niczym jakiś Jedi (może chciał udowodnić Disney'owi, że się nadaje do roli w jakiś nowym projekcie). Bawi to strasznie, bowiem kto jak kto, ale Keanu ma świetną formę i ze spokojem można by to wykorzystać do jakiejś ciekawej sekwencji, ale widocznie to by było za dużo. Ale co się chłop nacieszy, że umie Kung Fu, to jego.
I takie same rozterki mam wobec efektów. Bo owszem, najróżniejsze krainy i modele wrogów wyglądają po prostu świetnie. Choć wyglądało to dobrze już w poprzednich odsłonach, to tutaj zachowano dawny klimat i jedynie udoskonalono to wszystko. Ale przy tym tragicznie prezentują się niektóre lokacje, gdzie greenscreen jest widoczny z kilometra. Już wolałbym chyba, aby go nie wycinano i wprost sprzedawano nam to jako niedokończone, aniżeli udawać, iż wszystko gra.
Poza tym mam jeszcze jeden dylemat, który nie daje mi spokoju. Bowiem ktoś wpadł na pomysł, aby nadać temu filmowi kategorię wiekową R (dla dorosłych) i w sekwencjach strzelanych wzbogacić śmierć o rozbryzg krwi. Generalnie nie mam nigdy problemu z tym, że ktoś chce ukazać krew na ekranie, ale szczerze nie widzę w tym sensu. Przecież zawsze można to ukazać w formie wyświetlonego kodu (bo to w końcu sztuczna inteligencja, boty takie) i nic się tutaj nie straci. Ba, zabawne jest przy tym to, że niektórym takowy kod się wyświetla, ale inni umierają z krwią. Być może jest to swego rodzaju interpretacja niebinarności, której ja nie zrozumiałem, ale póki co widzę to jako niedopatrzenie, które należy odpowiednio odnotować.
Matrix: Zmartwychwstania to film zwyczajnie nierówny. To tak, jakby na talerzu podano Wam fantastyczną szarlotką, którą nawet Magda Gessler by nie pogardziła, ale na to położono jakieś okropne lody. Da się to skonsumować, niektórzy nawet przymkną oko na tę gorszą stronę, ale na pewno sama ciekawość, jak to smakuje, nie pozwoli przejść obojętnie największym smakoszom, którymi w tym przypadku są fani serii.

Maciej Baraniak
Student UEP na kierunku prawno-ekonomicznym. Prywatnie miłośnik różnych gatunków kina oraz komiksów, a przy tym mający bardzo specyficzny gust muzyczny. E-mail: maciej-baraniak@wp.pl