70 lat panowania Elżbiety II [FELIETON]
PolizeiBerlin/Wikimedia Commons

70 lat panowania Elżbiety II [FELIETON]

  • Dodał: Zuzanna Ptaszyńska
  • Data publikacji: 06.02.2022, 01:18

6 lutego 1952 roku po długiej chorobie zmarł król Jerzy VI. Dla 26-letniej księżniczki Elżbiety oznaczało to początek trwającego już siedem dekad panowania. Choć centralna część obchodów platynowego jubileuszu rozpocznie się w czerwcu, od wielu miesięcy mieszkańcy Zjednoczonego Królestwa celebrują władanie kobiety, bez której większość osób na Ziemi nie wyobraża sobie rzeczywistości społeczno-politycznej, bo królowa była zawsze.

 

Była głową państwa, gdy w 1953 roku umarł Józef Stalin, człowiek wylądował na Księżycu w 1969 roku, w 1989 roku upadł mur berliński i gdy wybuchła pandemia COVID-19 w 2020 roku. Mimo 70-lecia panowania okrągłą rocznicę koronacji Elżbieta będzie obchodzić dopiero za rok. Choć ceremonia mogła odbyć się już kilka miesięcy po rozpoczęciu panowania, premier Winston Churchill naciskał, aby poczekać i nieco poduczyć młodą królową. Był w niemal przyjacielskich relacjach z jej ojcem i sam stanowił dla niej podobny, ojcowski autorytet w pierwszych latach władania. Do momentu objęcia rządów przez Margaret Thatcher w 1979 roku, szefowie gabinetów byli starsi wiekiem od Jej Królewskiej Mości, choć z faktycznej pozycji starszeństwa występowała zawsze ona. Współpraca z pierwszą kobietą premier była według przekazu części z bliskiego otoczenia zarówno Thatcher, jak i królowej, naznaczona pewną rywalizacją, a nawet odrobiną niechęci. Zdaje się jednak, że ta wersja historii została nieco nadwyrężona - a w każdym razie nigdy nie doszło do żadnego poważnego patu w związku z domniemanymi chłodnymi stosunkami obu przywódczyń. Królowa była lojalna wobec wszystkich swoich premierów (brytyjski rząd to nadal rząd Jej Królewskiej Mości, współczesny gabinet wyewoluował bowiem z Tajnej Rady skupionej od wieków przy monarsze), a było ich piętnastu. Przede wszystkim zawsze była lojalna wobec Korony, której wierność ślubowała podczas koronacji.

 

A Korona bywała przytłaczająca. Wiąże się z bezwzględnym prymatem obowiązków, stąd, wbrew długoletnim plotkom, rzekomo pochodzącym z dworu, królowa nigdy nie abdykuje. Przyjęła swoją rolę z całym dobrodziejstwem inwentarza zaledwie kilkanaście lat po jednym z największych kryzysów w historii brytyjskiej monarchii - abdykacji Edwarda VIII w 1936 roku - przez którą ciężar Korony spadł na ojca Elżbiety, który miał przepłacić za to zdrowiem, a czego swojemu szwagrowi oraz Wallis Simpson nigdy nie mogła zapomnieć matka królowej. Korona to także nieokazywanie nadmiernych emocji i postępowanie zgodnie z dość skostniałymi zasadami, które obecnie są już i tak odmłodzone. Należy pamiętać, że brytyjski monarcha jest jednocześnie głową Kościoła Anglii. Jest tytułowany Obrońcą Wiary, z tego powodu na przykład rozwodnicy niegdyś nie mogli przebywać w otoczeniu monarchy, a tym bardziej wchodzić do rodziny królewskiej. Elżbieta musiała odmówić więc siostrze, Małgorzacie, zgody na ślub z rozwodnikiem, którego była żona wciąż żyła. Stworzyło to oś cichego konfliktu między siostrami, a Małgorzata ponoć nigdy nie wybaczyła tego Elżbiecie. Nade wszystko jednak rozpaczała z powodu niepełnienia żadnych oficjalnych obowiązków, będąc jednocześnie ograniczaną na niemal każdym polu życia tylko dlatego, że jest siostrą monarchini. Podobne nieszczęście spadło na księcia Karola, któremu Elżbieta odmówiła zgody na ślub z Kamilą, ówcześnie Shand, gdyż jej reputacja nie przystała roli przyszłej królowej. Korona jednak musiała iść z duchem czasu. W latach 90. troje z czworga dzieci królowej rozwiodło się, dwoje z nich ponownie wstąpiło w związki małżeńskie, w tym następca tronu, przyszły Obrońca Wiary. Królowa w końcu zaakceptowała związek Karola i Kamili, choć jako głowa Kościoła nie uczestniczyła w ceremonii zaślubin. Mówi się jednak, że bardzo ceni księżną Kornwalii za to, że dzielnie znosiła lata upokorzeń i nigdy nie dała wciągnąć się w medialne przepychanki. Odznacza się cechą, którą królowa ceni nadwyraz - dyskrecją.

 

Monarchini jest największym podróżnikiem spośród władców w historii. Elżbieta II odbyła, wedle moich obliczeń, 287 wizyt w 115 państwach. Nieco mniej proporcjonalnie do tych danych plasuje się rachunek odwiedzin, gdyż przyjęła 113 wizyt oficjalnych od przywódców 63 państw - różnice między zestawionymi liczbami wynikają stąd, że na przestrzeni tych kilkudziesięciu lat królowa była głową wielu państw, które zrezygnowały z unii personalnej ze Zjednoczonym Królestwem (ostatnio zdecydował się na to Barbados) lub nie - obecnie stoi na czele 15 z nich, m.in. Kanady, Australii i Nowej Zelandii - toteż nie mogła podczas wizyty przyjąć sama siebie. Status Commonwealth realm jest oczywiście pokłosiem kolonialnej i imperialnej przeszłości Wielkiej Brytanii a następnie Zjednoczonego Królestwa, a osobisty autorytet królowej sprawia, że większość z tych państw nie ma zamiaru zrezygnować z tego, bądź co bądź, zaszczytu. Jednakże na początku XXI wieku w Australii, której premierzy zawsze najśmielej wypowiadali się w duchu republikańskim, odbyło się referendum nad tym czy zdaniem obywateli należy zamienić monarchię na republikę. Monarchia wygrała, choć nie była to przytłaczająca przewaga. Bardzo prawdopodobnym jest, że gdy do władzy dojdzie pierworodny Elżbiety, książę Karol, część z państw związanych unią personalną ze Zjednoczonym Królestwem zdecyduje się ją zerwać, uznając obecną zależność za przeżytek.

 

Elżbieta w swoim życiu uścisnęła zapewne setki tysięcy dłoni, jest mistrzynią small talku, która potrafi sprawić, by każdy rozmówca czuł się ważny. Obronną ręką potrafi wyjść z każdej sytuacji towarzyskiej, co często oznacza konieczność zareagowania na czyjąś gafę. Choć wielu może wydawać się, że królowa jest zimna i statyczna, ma ponoć ogromne poczucie humoru oraz dysponuje umiejętnością odtwarzania mimiki i sposobu mówienia dowolnej osoby. Zawsze cieszyła się ponadprzeciętną sympatią innych przywódców. Na przykład w 1994 roku prezydent Rosji Borys Jelcyn tak nie mógł przeżyć, że królowa któregoś dnia jednak musi zakończyć wizytę w jego państwie i wrócić do domu, że niemal biegł za odpływającym z portu HMY Britannia, machając Elżbiecie na pożegnanie. Stanowiło to historyczny kontrast w stosunku do tego, że 76 lat wcześniej zamordowano cara Mikołaja II, kuzyna pierwszego stopnia Jerzego V, dziadka królowej. Z kolei prezydent Republiki Południowej Afryki Nelson Mandela zawsze mówił o niej moja przyjaciółka Elżbieta, królowa zaś odbierała ten protokolarny nietakt ze zdecydowaną sympatią. Podczas panowania musiała z godnością znosić dużo większe nietakty, jak chociażby to, gdy w 2011 roku prezydent Barack Obama zdecydował się wznieść toast i przemawiać, gdy na przyjęciu orkiestra grała kolejne takty hymnu Zjednoczonego Królestwa. W żart obracała też niezręczne słowa przywódców, którzy niezamierzenie wytykali jej wiek lub wręcz, jak prezydent George W. Bush, dodawali jej 200 lat, wspominając, jak królowa przybyła do Ameryki w 1776 roku.

 

Przywódców państw Elżbieta gości w zamku Windsor, który uważa za swój prawdziwy dom. Tam się urodziła i wychowała, tam zawsze najchętniej spędzała czas, a od początku pandemii COVID-19 stale przebywa. Ogromny pożar tego zamku w 1992 roku jest jednym z najbardziej bolesnych doświadczeń, z jakimi musiała się zmierzyć. Pałac Buckingham zaś uważa za miejsce pracy, biuro (biorąc pod uwagę ilość dzieł Tycjana czy Rembrandta na metr kwadratowy jednej z sal, jakie mogłam tam podziwiać, stwierdzam, że mało kto pogardziłby takim biurem - jednak bez zbędnych złośliwości, bowiem wbrew powszechnej opinii przytłaczająca większość majątku wcale nie należy do monarchy). W 2003 roku umieściła tam, okazując w ten sposób mniejszy niż zwykle wyraz sympatii, prezydenta George'a W. Busha, mimo iż z jego ojcem miała bardzo dobre relacje. Był to jeden z rzadkich politycznych manifestów królowej, która sprzeciwiała się inwazji na Irak i zaangażowaniu w nią Zjednoczonego Królestwa. Stosunki z amerykańskimi prezydentami zawsze miały priorytetowe znaczenie, sami zaś przywódcy Stanów Zjednoczonych starali się zrobić na monarchini jak najlepsze wrażenie. Bliskość ograniczała się jednak zwykle do wspólnego tańca czy konnych przejażdżek (z Ronaldem Reaganem w Windsorze), prezydent Richard Nixon chciał natomiast tę więź pogłębić, próbując zeswatać swoją córkę z księciem Karolem. Młodzi jednak nie przypadli sobie do gustu (więcej niechęci było podobno ze strony panny Nixon), a marzenie o wielkiej unii brytyjsko-amerykańskiej nie ziściło się.

 

Również w Windsorze zmarł w ubiegłym roku książę Filip, towarzysz życia królowej. Ich małżeństwo należało do wyjątkowo skomplikowanych, a mąż nigdy do końca nie pogodził się z życiem w cieniu żony. Niemniej Filip był jej opoką przez 74 lata, a jego strata to największe z pasma nieszczęść, jakie spadają na Elżbietę w ostatnich kilku latach. Dość wymienić chociażby niesubordynację księcia Harry'ego i księżnej Meghan oraz, a raczej przede wszystkim, sprawę księcia Andrzeja, który będzie odpowiadał przed sądem w związku z oskarżeniami o wykorzystanie seksualne nieletniej 20 lat temu. Królowa, naturalnie, nie może publicznie zabrać głosu na temat którejkolwiek z kontrowersji i od co najmniej 70 lat musi przeżywać wszelkie przeciwności losu i ból w samotności.

 

Jak na swój wiek (w kwietniu skończy 96 lat) cieszy się rewelacyjnym zdrowiem, a biorąc pod uwagę to, że prowadzi dużo zdrowszy tryb życia niż jej matka, która zmarła w wieku 102 lat, szanse na to, że będzie celebrować 75-lecie panowania nie są czymś abstrakcyjnym. Aktualnie brakuje jej tylko 2,5 roku, aby pobić rekord wszech czasów, bowiem najdłużej panującym władcą w historii (72 lata i 110 dni) jest Ludwik XIV, który jednakże wstąpił na tron w wieku 5 lat, Elżbieta zaś, gdy miała 26 lat. Istotnym jest to, że królowa w pewnym stopniu wychodzi z izolacji i mimo ciągłego zagrożenia pandemicznego podejmuje wymagające przemieszczania się i kontaktu z wieloma osobami obowiązki. Ostateczna formuła czerwcowych obchodów platynowego jubileuszu pomimo znoszenia obostrzeń w Anglii może ulec zmianie, pewnym jest natomiast, że Zjednoczone Królestwo jeszcze przez wiele lat nie będzie miało kolejnej tak wyjątkowej okazji do świętowania.

Zuzanna Ptaszyńska

Doktorantka Uniwersytetu Warszawskiego (nauki o polityce i administracji - stosunki międzynarodowe) zamiłowana w historii popkultury i wszystkim, co brytyjskie.