![„Donkey Kong: Bananza” [RECENZJA]](https://poinformowani.pl/image/868x429/0.14.2538.1254/media/2025/08/57064/donkey-kong-bananza-4.png)
„Donkey Kong: Bananza” [RECENZJA]
- Dodał: Maciej Baraniak
- Data publikacji: 19.08.2025, 11:48
Donkey Kong Bananza to jeden z tych tytułów, na który czekał chyba każdy. Jeśli ktoś kupił Switcha 2, to na pewno miał w głowie tę grę. Jeśli zwlekał z zakupem, to teraz patrzy, czy warto już zaraz nadrabiać zaległości, czy może lepiej poczekać. Oczy całej branży zostały zwrócone właśnie na tę premierę, więc dzisiaj opiszę swoje wrażenia, które są bardzo pozytywne.
Fabuła nowego Donkey Konga jest niesamowicie umowna - ot, nasz bohater zostaje okradziony z bananów i teraz idzie w głąb ziemi, aby je odzyskać. Towarzyszy mu dziewczyna o imieniu Pauline, której śpiew sprawia, że małpa dostaje dodatkowe formy. Proste, ale czy potrzeba było czegoś innego? Otóż nie, bo gry Nintendo zawsze stoją rozgrywką.
A rozgrywka jest tutaj pierwszorzędna. Jak wspomniałem na początku, ta gra miała być flagowcem Switcha 2 i czuć to na każdym metrze. Przede wszystkim, dostajemy świetną mechanikę niszczenia otoczenia, która poraz kolejny udowadnia, że Japończycy potrafią w świetną piaskownicę. Ot, nasza małpa może niszczyć prawie wszystko na swojej drodze - czy to w dół, czy to na boki. Chce zniszczyć ziemię? To rozwali ziemię. Chce zniszczyć wioskę? To zniszczy wioskę. O ile Zeldy słyną z dużej ilości mechanik, które gracz może wykorzystać do własnej zabawy, ale w celu niszczenia przeciwników lub wykonywania zadań logicznych, tak tutaj po prostu mamy czystą rozrywkę.
I w tej metodzie nie widzę żadnych problemów, a wręcz czuję pewną ulgę. Bałem się z początku, że to będzie taka Zelda, ale z innym bohaterem - piaskownica, która daje nam narzędzia i mamy się bawić. Natomiast tutaj dali nam jaskinię, kilof i to tym kazali się bawić. Może i podstawy czystej rozrywki zostały zachowane, ale nie ma tutaj mowy o odgrzewanym kotlecie. To bardziej zamiana kotleta schabowego na mielony - wciąż mięso, wciąż kotlet, ale jednak coś zupełnie innego. I o ile Zelda trudziła się na pobudzenie naszych szarych komórek, to tutaj możemy się wyłączyć i oddać zabawie.
Do tego dużą zaletą są specjalne formy naszej małpy, które odkrywamy w trakcie trwania gry. Możemy się płynnie między nimi zmieniać i wybierać, czy w danej chwili chcemy latać, czy może szybciej biegać. Dzięki temu gra nie jest nudna, bo nawet jeśli znudzi Wam się klasyczne niszczenie obiektów (w co osobiście wątpię), to macie dodatkowe kilofy, którymi możecie kopać w inny sposób.
A jak z aspektami technicznymi? A no tak, że wszystko chodzi cudownie. Czasem coś chrupło, ale działo się to rzadko i tylko w najbardziej ekstremalnych przypadkach. Jak na fakt, że możemy właściwie modelować całą mapę i niszczyć obiekty wedle własnego uznania w bardzo szybkim tempie, to ja naprawdę nie narzekam. To jest jeden z tych tytułów, gdzie spojrzycie i stwierdzicie No, na pierwszym Switchu to by nie poszło. A jestem przekonany, że za parę miesięcy będzie już całkiem sporo takich gierek, bo Nintendo na pewno ma jakieś asy w rękawie.
Ta gra dominuje dzięki swoim mechanikom niszczenia otoczenia, ale to nie jest nic złego. Dzisiaj brakuje w branży prostoty - tworzenia kilku skutecznych mechanik, które zostają oddane w rękach graczy, aby ci bawili się nimi na swoich warunkach. Na szczęście Nintendo jest jak ta ostatnia wioska Galów, która konsekwentnie dostarcza nam to od lat i trzeba to doceniać. A teraz wydała nową konsolę, więc będzie robić tego jeszcze więcej i w jeszcze lepszy sposób. Czekam na więcej i zachęcam do brania tego, co już dostaliśmy, bo będziecie się przednio bawić.
Grę otrzymałem od wydawcy na mocy współpracy recenzenckiej. Wydawca nie miał wpływu na treść recenzji.

Maciej Baraniak
Student UEP na kierunku prawno-ekonomicznym. Prywatnie miłośnik różnych gatunków kina oraz komiksów, a przy tym mający bardzo specyficzny gust muzyczny. E-mail: maciej-baraniak@wp.pl